Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jedenaście tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci zabito w Sacramento na. ulicach lub wymordowano w mieszkaniach. Rząd państwowy przejął w swe ręce władzę rządu stanowego. I wtedy dla Kalifornii wszystko się skończyło. A tak jak w Kalifornii działo się też gdzie indziej. Każdy stan, w którym większość zdobyła Partia Rolna, został najpierw straszliwie złupiony, a potem zatopiony we krwi. Najpierw tajni agenci i bandy Czarnej Sotni wywoływały zamieszki, a potem wzywano wojsko. Rozruchy i rządy tłumu były klęską wszystkich okręgów wiejskich. Dniem i nocą płonęły farmy, składy, wioski i całe miasta, zasnuwając niebo chmurami dymu. Zaczęto używać dynamitu, wysadzano tunele i mosty, rozbijano pociągi. Nieszczęsnych farmerów rozstrzeliwano i wieszano bez końca. W odwecie farmerzy mordowali plutokratów i oficerów. Serca ludzkie wypełniły się pragnieniem zemsty i krwi. Wojska regularne tępiły farmerów z równą zaciekłością, jak niegdyś tępiono Indian. Armia zresztą miała ku temu powody. Straciła dwa tysiące osiemset ludzi w strasznych wybuchach dynamitowych w stanie Oregon. W innej zaś okolicy taka sama liczba zginęła w potwornych katastrofach kolejowych. Toteż, nie tylko farmerzy, ale i wojsko walczyło o życie. Władze wykorzystały także ustawę o milicji z roku 1903 i robotnicy jednego stanu musieli pod groźbą śmierci strzelać do swoich towarzyszy w innych stanach. Z początku, co prawda, ustawa ta nie działała sprawnie. Milicjanci wymordowali wielu oficerów, za co z kolei doraźne sądy wojskowe kazały stracić setki milicjantów. Przepowiednia Ernesta spełniła się całkowicie w wypadku Kowalta i Asmunsena. Obydwaj podlegali poborowi do milicji, obydwóch wcielono do służby i wysłano razem z ekspedycją karną odkomenderowaną z Kalifornii przeciw farmerom stanu Missouri. I Kowalt, i Asmunsen odmówili wykonania rozkazu. Załatwiono się z nimi szybko. Oddano ich pod doraźny sąd wojskowy, gdzie bez długich rozważań zapadł wyrok śmierci. Postawiono ich twarzą do muru i rozstrzelano. Chcąc uniknąć służby w milicji, mnóstwo młodzieży uciekło w góry. Tam znaleźli się poza prawem i doczekali spokojniejszych czasów tylko po to, by spotkać się z tym straszliwszą zemstą. Rząd wydał proklamację wzywającą wszystkich posłusznych prawu obywateli do zejścia z gór na okres trzech miesięcy. Gdy wyznaczona data nadeszła, wysłano pół miliona żołnierzy do okręgów górskich. Nie było żadnych dochodzeń ani sądu. Każdego napotkanego człowieka rozstrzeliwano na miejscu. Wojsko trzymało się założenia, że w górach nie pozostał żaden lojalny obywatel. Niektóre grupy młodzieży zajęły dogodne do obrony pozycje i bardzo mężnie walczyły. Ale w końcu ich także spotkała śmierć. Najbardziej wstrząsającą dla ludności „nauką" był jednak straszny los, jaki spotkał milicję stanu Kansas. Wielki Bunt Kamsaski wybuchł na samym (początku działań wojskowych przeciw Partii Rolnej. Zbuntowało się sześć tysięcy milicjantów. Od paru tygodni byli niespokojni i krnąbrni, i z tego powodu trzymano ich długi czas w obozie. Lecz bunt otwarty był bez wątpienia sprowokowany przez agentów. Milicjanci powstali w nocy na 22 kwietnia i wymordowali większość oficerów; nielicznym tylko udało się uciec. Wykraczało to poza plany Żelaznej Stopy, prowokatorzy okazali się zbyt gorliwi. Wszystko jednak, co działo się w owym czasie, było wodą na młyn Żelaznej Stopy. Przygotowana była na bunt, a wymordowanie tylu oficerów wykorzystała dla usprawiedliwienia dalszych swoich kroków. Jak spod ziemi wyrosło nagle dokoła obozu czterdzieści tysięcy żołnierzy wojsk regularnych. Buntownicy, zewsząd otoczeni, znaleźli się w pułapce. Nieszczęśni milicjanci przekonali się wkrótce, że ktoś dobrał się do ich broni maszynowej i że zdobyte przez nich naboje nie pasują do karabinów. Wywiesili wtedy białą chorągiew na znak, że chcą się poddać. Zignorowano to całkowicie. Po czym cały obóz, sześć tysięcy ludzi, wybito do nogi. Ani jeden nie został przy życiu. Zarzucono obóz szrapnelami, zasypano go gradem pocisków armatnich. A kiedy milicjanci, w ostatecznej rozpaczy, usiłowali przerwać otaczający pierścień, mordowano ich z broni maszynowej. Rozmawiałam z naocznym świadkiem, który powiedział mi, że nikt z milicjantów nie zdołał zbliżyć się do gniazd karabinów maszynowych bardziej niż na dwieście kroków. Gdy już ziemia zasłana była trupami, kawaleria przypuściła końcową szarżę, miażdżąc rannych, kopytami koni i dobijając szablami. Jednocześnie z pogromem Partii Rolnej doszło do powstania górników. Był to ostatni wysiłek zorganizowanego świata pracy. Blisko milion górników rozpoczęło strajk. Zbyt jednak rozproszeni po całym kraju, nie mogli wykorzystać w pełni swoich sił. Osaczono ich w poszczególnych okręgach i przemocą zmuszono do posłuszeństwa. Był to pierwszy wielki spęd niewolników. Pocock zdobył wtedy ostrogi poganiacza stad niewolniczych, a zarazem wiekuistą nienawiść proletariatu. Urządzano niezliczone zamachy na jego życie, ale zdawał się mieć jakiś czar przeciw kulom. To on odpowiada za wprowadzenie rosyjskiego systemu paszportowego wśród górników i za odebranie im prawa przenoszenia się z jednej części kraju do drugiej. Socjaliści tymczasem trzymali się mocno. Podczas gdy Partia Rolna skonała w ogniu i krwi, gdy zorganizowany świat pracy został całkowicie rozbity, socjaliści zdołali zachować zimną krew i wydoskonalić swoją tajną organizację. Na próżno Partia Rolna wzywała nas do udziału w powstaniu. Twierdziliśmy słusznie, że przystąpienie nasze do powstania byłoby samobójstwem dla całej Rewolucji. Żelazna Stopa z początku wahała się stawiać czoło całemu proletariatowi na raz