Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

To ostatecznie zakończyło wszelkie dyskusje, czy broń z naszych sklepów może być używana przez gangsterów i kryminalistów wszelkiej maści, oraz moralnie usprawiedliwiało całe przedsięwzięcie. Dla celów defensywnych broń ta jest nadrzędna wobec broni konwencjonalnej czy rządowej. Jest kontrolowana przez umysł i wskakuje do ręki w razie konieczności. Na przykład w sytuacji zagrożenia życia. Dostarcza ochronnej tarczy przeciwko miotaczom, choć nie przeciw klasycznym pociskom, lecz nie ma to większego znaczenia ze względu na szybkość działania. Spojrzała na Cayle'a i podekscytowanie zniknęło z jej twarzy. - Czy to chciałeś wiedzieć? - spytała. - Przypuśćmy, że ktoś strzela do ciebie z zasadzki? - rzucił. Wzruszyła ramionami. - Brak możliwości obrony. - Pokręciła głową uśmiechając się słabo. - Ty naprawdę nie rozumiesz. Nie martwimy się o jednostki. Liczy się co innego. Ludzie mają świadomość, że w każdej chwili mogą pójść do sklepu z bronią, aby zapewnić ochronę sobie i swoim rodzinom. Ale najważniejsze jest to, że siły, które normalnie próbowałyby tych ludzi zniewolić, powstrzymują się przed niebezpieczeństwem wywierania nacisku. Dlatego została osiągnięta równowaga między tymi, którzy rządzą i rządzonymi. Cayle wpatrywał się w nią z gorzkim rozczarowaniem. - Chcesz powiedzieć, że ludzie muszą się ratować sami? Nawet kiedy dostajesz broń, musisz się uzbroić w stalowe nerwy? Nikt ci nie może pomóc? Zabolało go, że w ten sposób usprawiedliwiała swoją reakcję. Odezwała się po krótkiej przerwie. - Widzę, że moje słowa bardzo cię rozczarowały, ale tak właśnie jest. I myślę, że wkrótce zrozumiesz, że tak być musi. Kiedy ludzie tracą odwagę, aby zaprotestować przeciwko bezprawiu, nie może ich uratować żadna siła zewnętrzna. Wierzymy, że ludzie zawsze mają taki rząd, na jaki zasługują, a tylko jednostki muszą dźwigać na swoich barkach cenę wolności, nawet gdy jest to cena ostateczna. Musiała dostrzec oznaki znużenia na jego twarzy, gdyż urwała raptownie. - Posłuchaj - ponagliła - zostaw mnie na chwilę samą, bym sobie przemyślała, co mi powiedziałeś. Niczego nie obiecuję, lecz powiem ci, jakie jest moje zdanie, zanim dotrzemy do celu podróży. W porządku? Odebrał jej słowa jako miły sposób pozbycia się natręta. Wstał uśmiechając się kwaśno i zajął pusty fotel w sąsiednim pomieszczeniu. Kiedy, po minucie, spojrzał na drzwi wejściowe, kącik, w którym siedziała, świecił pustką. I właśnie wtedy podjął decyzję, stwierdziwszy, że dziewczyna uciekała przed problemem. Znów spiął się w sobie, wstał i poszedł do baru. Zaszedł Fokę od tyłu i wymierzył mu potężny cios w bok głowy. Mężczyzna spadł ze stołka na podłogę. Dwóch kompanów zerwało się na równe nogi. Cayle bezlitośnie kopnął tego bliższego w krocze. Facet jęknął i zachwiał się, przyciskając ręce do podbrzusza. Ignorując go, Cayle rzucił się na trzeciego mężczyznę, który próbował wyjąć miotacz z kabury pod pachą. Runął na niego całym ciężarem ciała zapewniając sobie przewagę. Zabezpieczył broń i uderzył nią dziko w wyciągniętą rękę mężczyzny, raniąc go do krwi. Okrzyk bólu zagłuszył odgłosy szarpaniny. Cayle obrócił się w porę, by zobaczyć, jak Foka podnosi się. Żółtooki potarł się po szczęce. Stali nieruchomo, wpatrując się w siebie. - Oddaj mi pieniądze - zażądał Cayle. - Wybrałeś zły obiekt. Foka podniósł głos. - Chłopaki, właśnie mnie napadnięto. To najbardziej bezczelne... Przerwał. Niewątpliwie uświadomił sobie, że nie pomoże tu wrodzona bystrość, czy rozsądek. Toteż niespodziewanie podniósł ręce do góry i powiedział pospiesznie: - Nie strzelaj, głupku! Jakkolwiek było, my ciebie nie zastrzeliliśmy. Cayle wysiłkiem woli, powstrzymał palec na spuście. - Moja forsa - warknął. Nagle pojawiła się przeszkoda. Jakiś głos rozbrzmiał z mocą za jego plecami. - Co się tu dzieje? Podnieś ręce do góry. Ty z tym miotaczem. Cayle obrócił się i wycofał ku pobliskiej ścianie. Trzech oficerów ze statku stało w wejściu z przenośnymi miotaczami, trzymając go na muszkach. Podczas ostrej wymiany zdań Cayle ani razu nie opuścił broni. Opowiedział wiernie całą historię i odmówił poddania się. Mam powody wierzyć - oznajmił na zakończenie - że oficerowie statku, na którym dochodzi do podobnych incydentów, są w to również zamieszani. A teraz szybko, Foka, moje pieniądze. Nie otrzymał odpowiedzi. Rzucił szybkie spojrzenie tam, gdzie wcześniej stał Żółtooki i... nie ujrzał nikogo. Hazardzista zniknął. Nie było też śladu po jego wspólnikach. - Posłuchaj - odezwał się oficer wyglądający na dowódcę - oddaj broń, a zapomnimy o całej sprawie. - Wyjdę tamtymi drzwiami