Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Mogłaby przyjść z nożem w plecach i. no nie,trochę przesadziła. Trzeba im oddać sprawiedliwość. Ze trzylata tkwiła przy tym stolejak ziejąca czarna dziura rozpaczy,a rodzice robili wszystko, co mogli,byją ztego wyciągnąć. Niechodzi przecieżo to,żebydo Sądnego Dnia koncentrowali siętylko na niej. Przez cale liceum ipotowe studiów walczyłajaklwica, by właśnie tego nie robili. Była późnym dzieckiem,oczkiem w głowie rodziców, pewnie dlatego jejbuntzamiastwybuchnąć, pełgał na pot gwizdka, przez co trwał dłużej niżu innych. W końcu jednak wywalczyła prawodo odrębnościi samostanowienia, więc musi teraz znieść, że nie wkażdejżycia godzinie jej sprawyi opowieści są dla nichnajistotniejsze. 'Właśnieo to kłóciła się ostatnio z Kubą, który albo zarzucał jej, że żyćmu niedaje ciągłymi pytaniami, albo miał pretensje, że jego sprawy już jej w ogóle nie obchodzą. Wiedziała otym, alejakoś nie przyszła jej do głowy żadna analogia. - Babcia ci o tym nie opowiadała? - przerwała matce oględziny zeszytu wypełnionego zamaszystymi podpisami niedoszłejpani Boguszowej. -Mówiła wiele razy, że zanimpoznała dziadka, miałainnego narzeczonego. Ale bez szczegółów. - Totrzeba było drążyć. -Ale wiesz- matka zamyśliła się przez chwilę- chybanigdymnie to aż tak bardzo nie obchodziło. Dziecku chybaw ogóle z trudem przychodzi do głowy, że jego rodzice mieli jakieś życie przed jego narodzeniem. - Pewnie- poparł ją ojciec. - Urodzili się przecież tylkopoto, żeby zostać rodzicami. Zawarcie małżeństwa jestjak wiadomoaktemmagicznym. Ludzie stają się mężem i żoną po wypowiedzeniu paru słów 90 wykonaniu parugestów. Ale magia małżeństwa polega również na tym, że unieważnia ono wszystko, co byłoprzed nim,bierze w nawias, do jednego worka wrzuca ważne i nieważnezwiązki i fascynacje, bo wszystkie one tracą na znaczeniu wobec deklaracji małżeńskiej. Przynajmniej na jakiś czas,tenczas potrzebny, by pojawiłysię dzieci. Przychodzą na światw błogim przekonaniu, że rodzice urodzilisię dorośli, spotkali i pokochali, a tylko tojest ważne. I słusznie. Czy jakiekolwiek dziecko wytrzymałoby prawdę? Komuchciała zrobić na złość mamusia,wychodząc za tatusia, ilubliskich kolegów do ostatniej chwili namawiało tatusia, żebynie żenił się z tym czymś, ile koleżanek mamusi próbowało jejobrzydzić tatusia, bosame miały co do niego własne plany? A to tylko wierzchołekgóry lodowej. Tajemniczy obszar, którego istnienie zaczynamy podejrzewać dopiero wtedy, gdysami stajemy się rodzicami i obiektem dziecięcych mitów. - Nigdy niepodejrzewałabym babci Rozalii o takądeterminacjęi upór -Hanka przerwałamilczenie. - Mnieby nigdy nieprzyszło do głowy uciekać z domu, żeby postawić na swoim. - Nie znałaś swojej prababci Katarzyny - odparła matka. -Ty też - zwróciła się do męża, który chciał cośpowiedzieć. - Poznałeś ją, kiedy byłajuż staruszką. -No tak - przyznała Hanka. - Z tychopowieści wynika,żematka z niej była potworna. - Gdzie tam potworna - przerwała jej matka. - Tak sięwtedy wychowywało dzieci, a szczególnie dziewczęta. Wpobożności i ślepym posłuszeństwie. - Ale matka Doroty czy tej Janki Murawskiej. -To raczej one były wyjątkami. Nigdy ichnie poznałam. Mogły po prostu wychowywać córkiinaczej. Wbrew obowiązującym zasadom. - Wszystko na to wskazuje - mruknęła Hanka. -Ale to wieletłumaczy - odezwała sięmatka po chwili. - Co? - zapytała Hanka, trochę zdezorientowana. 91. - Ta niby romantyczna historia - wyjaśniła matka. - Romantyczna oczywiście tylko dla słuchaczy, bo dla tych, co jąprzeżyli, chyba po prostu tragiczna. Właściwie wielka szkoda,że matka nigdy mi o tym nie opowiedziała. Jak byłammłoda,zawsze miałam jejza złetę jej przyziemność i pokorne przyzwolenie na wszystko, co się działo. Wydawało mi się, że totakie,wiesz,niby chrześcijańskie "Bógtak chciał", za którymstoi tylko obojętność. - A ją nad tą rzeką tak przygięło do ziemi, że już zawszewiedziała, na czymstoi - mruknął ojciec sentencjonalnie. -Żebyświedział - matka pokiwała głową - żeby nie wiemco: cegła z dachu, utopione niemowlę, rozjechany na placekmotocyklista, zawsze to samo: "Zdarza się". Wiesz, jak towkurzało? - Mogę się domyślać - zaśmiał się ojciec. -Ja przez miesiąc opłakiwałamŁajkę, jak mi ojciec uświadomił, żenikt w ogóle nieplanował jej powrotu z kosmosu,a matka na to: "To tylko zwierzę. Ludzie gorszą śmierciąginęli". - A mójtata cały czas się martwił, że mnieszkoła prędzejczy później przerobina komunistę. Ale jak mnie wyrzuciliz liceum, bo puściłem bąka na apelu po śmierci Stalina,tomyślałem, żemnie zabije. -Ja,że taki straszny głód w Afryce,a ona: "Tylko żebyściepłe majtki włożyła". Hanka siedziała jak na meczu pingpongowym, patrząc tona jedno, to na drugie, ale nie próbowała włączyć się do rozmowy. Patrzyła na łysegochłopaka i dziewczynę, siwą podwarstwą kasztanowej farby,którzy ponad czterdzieści latwcześniej nie zgadzali się na nieprawości świata dorosłych. Nawet niebyło sensu im przypominać, jak kilkanaście latpóźniej zareagowali na widok niebieskiego opornika wpiętegow klapę jej szkolnego płaszcza