Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

.. trochę inaczej niż ostatnim razem, gdy widzieliśmy ją w Clydon. - To znaczy? - Była uprzejma, ale jakaś taka chłodna. Jest młoda, potrzebuje męża, więc powinna się była ucieszyć z wizyty trzech przystojnych rycerzy, tymczasem wyglądało na to, że bardziej ucieszył ją ich wyjazd. - Czy zdradzili jej powód wizyty? - Mógł to zrobić Sir Searle, panie. Jak już mówiłem, stracił dla niej głowę. - Obraził ją? - Deklaracjami dozgonnej miłości? - Rozumiem - prychnął Ranulf. - Był nietaktowny. Czy Lady de Burgh miała jakieś zastrzeżenia w stosunku do Erica albo do Waltera? - Żadnych, panie, dlatego jej zachowanie było tym dziwniejsze. - Przychodzi ci do głowy jakiś powód, dla którego mogła się tak zachowywać? - Chyba się tego domyślam. - Przywódca banitów nie bał się zwrócić na siebie uwagi Ranulfa. - Plotka głosi, że Louise de Burgh czuje afekt do Williama Lionela, jednego ze swoich rycerzy. Lady de Burgh potrzebuje męża, chciałaby wyjść za Lionela, czyż więc powitałaby z radością innych konkurentów? - Skąd o tym wiesz? - spytał Ranulf. Banita wzruszył ramionami. - Mamy swoje sposoby, panie. Wiedzieliśmy o twoim przybyciu do Clydon, tak samo jak wiemy, kogo przepędziłeś spod murów zamku tamtego ranka. - My też wiemy, kto zaatakował Clydon. - Czyżby, panie? Powiedział to tak, jakby znał jakiś sekret, którego istnienia Ranulf nawet się nie domyślał. Nowy władca Clydon nie należał do ludzi, którzy lubią, by się z nimi droczyć. Wystarczył błyskawiczny ruch ręki i banita zadyndał w powietrzu z twarzą na wysokości twarzy Ranulf a. - Gadaj, i to szybko, bo przypomnę sobie, po co cię tu wezwałem. - Uciekli do Warhurst! Do Warhurst, panie! - Łżesz, psie! - syknął Ranulf. - Z dobrego źródła wiem, że tamtejszy kasztelan jest ostatnim kretynem. Czyż nie dowiódł tego wypełniając rozkaz, który mu wczoraj wysłałem? Nie wiedział, kto go wydał, mimo to wystawił zbrojnych. Bezpośrednim tego dowodem jesteś ty. - Masz rację, panie, kasztelan jest kretynem, w prze­ciwieństwie do swego pana, tymczasem Lord Richard spędził w Warhurst cały tydzień, a tuż przed napadem na Clydon widziano go na drodze z dużym oddziałem zbrojnych. Zbrojni nie nosili jego kolorów, on też był w przebraniu. Na własne oczy widziałem, jak wracał do Warhurst ranny w prawe ramię. Wykluczone, żebym go z kimś pomylił. Ten człowiek wyjął mnie spod prawa tylko dlatego, że spodobała mu się moja żona. Ranulf powoli postawił go na ziemię. I raptem, ku zdumieniu swoich ludzi i jeńców, wybuchnął głośnym śmiechem. Czyżby Reina, jego mały generał, aż tak bardzo pomyliła się co do mężczyzny, którego zamierzała poślubić? Czyżby Lord Richard aż tak bardzo pomylił się co do jej zamiarów i nie zdając sobie sprawy, że Reina gotowa jest za niego wyjść, postanowił zdobyć ją siłą? Chryste, a to ci dopiero! Jeśli banita mówił prawdę, rzecz jasna. Przestał się śmiać i przeszył go wzrokiem. - Jesteś dobrym źródłem informacji, panie zbóju. Mężczyzna wyprostował się sztywno. Na jego pobladłą twarz wróciły rumieńce. - To, co wiem o wdowie de Burgh, to tylko plotki i spekulacje - odparł. - Jest bardzo młoda, pod wieloma względami to jeszcze dziecko. Pierwszy zaprzeczyłbym, że to ona nasłała na was zbrojnych. Ale wiem też, że moi ludzie nie mają z tym nic wspólnego i że ci, którzy was napadli, nadjechali od strony Keigh Manor, Odpowiedź jest bez wątpienia bardzo prosta, tyle tylko, że jej nie znam ani nic nie zmyślam. Jednak to, co wiem o Richardzie z Warhurst, jest szczerą prawdą. - Tak przynajmniej twierdzisz, ale sam przyznałeś, że masz dobre powody, by oczernić jego imię - zauważył Ranulf. - Owszem, tak samo jak wszyscy moi ludzie. Lord Richard ma potężnego i bardzo wpływowego ojca, dlatego sądzi, że stoi ponad prawem. W Warhurst rzeczywiście tak jest, bowiem nikt nie śmie mu się sprzeciwić. Jeśli ktoś spróbuje, szybko dołącza do naszej bandy. - Chcesz powiedzieć, że wszyscy jesteście z Warhurst? - Tak, panie. Zostaliśmy wyjęci spod prawa, wygnani i pozbawieni rodzin. Jeśli nie przez samego Lorda Richarda, to przez jego kasztelana albo przez któregoś z tych opasłych kupców na jego usługach, gotowych złożyć fałszywe zeznania, żeby coś na tym zyskać albo żeby oskarżyć kogoś, kogo po prostu nie lubią. Można to łatwo sprawdzić, panie, wystarczy porozmawiać z mieszkańcami Warhurst. - Skoro jest tak, jak mówisz, dlaczego nie dochodziliście sprawiedliwości w sądzie hrabstwa? - Mielibyśmy pozywać do sądu człowieka, który w murach swego miasta więzi nasze rodziny? Który każe im zaspokajać wszystkie swoje zachcianki? Ranulf chrząknął. Skutków nieograniczonej władzy tych drobnych tyranów zaznał na własnej skórze. Jednym z nich był Montfort. - Nie pochodzisz ze wsi. Kim byłeś w Warhurst? - Urzędnikiem i pisarzem Lorda Richarda – rzekł z odrazą banita. - Od pozbycia się mnie nie powstrzymało go nawet to, że znam sekrety jego nielegalnych dochodów. Ranulf uniósł brew. - Nielegalnych dochodów? - powtórzył. - Na przy­kład z kradzieży bydła i owiec? - Tak, panie, między innymi. - Z kradzieży... naszego bydła i owiec? - drążył Ranulf. - Nie wiem, czy bydło i owce pochodziły z Clydon, ale wiem, że sprzedano je gdzieś na północy. - Powiedz mi jeszcze coś. Dlaczego nikt z Clydon nie podejrzewał, że Lord Richard jest takim tyranem? Przecież to jeden z najbliższych sąsiadów. - Niby dlaczego mieliby podejrzewać? Lady Reina nie musi bywać na targu w Warhurst, bo zaopatrują ją kupcy z Birkenham. Nic dziwnego, że nie słyszała naszych narzekań i utyskiwań. Owszem, Lord Richard często Clydon odwiedza, ale za murami swego małego królestwa jest zupełnie innym człowiekiem, człowiekiem, który potrafi zamydlić oczy każdemu. Nikt nie uwierzy, że to szubrawiec i nikczemnik. Jest młody, włada grodem dopiero od czterech lat