Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Znana taktyka. „Stańczycy", odznaczeni się w publicystyce, sporadycznie zasiadali i działali w sejmie jako krakowianie; dopiero kiedy marszałkiem został hr. Ludwik Wodzicki25, zajęli tam osobne stanowisko. Zwarte, wybitne, nie wiem jak to nazwać, może najlepiej: bractwo, od razu, chcąc kierować, rozsadziło stronnictwo krakowskie. Nie pomogło zawiązanie Klubu Reformy, stronnictwo zaczęło z wolna słabnąć i wpływ tracić, bo zbyt silnie i kanciasto skrystalizowane jądro nie dopuszczało kohezji składowych części. Krakowianie, albo raczej żywioł, który reprezentowali, słabnął, przestał przewodzić, aż się rozpadł przy kwestii gminnej. Oto skutek wewnętrznej „stańczyków" polityki. Teraz o zewnętrznej. JÓZEF SZUJSKI 119 Zewnętrznej polityki naszej nie należy rozumieć tak, jak rozumie się ją u innych narodów. Ma ona znaczyć nie sprawy jedynie koronnego kraju, czy skarbowości, czy administracji, czy edukacji dotyczące, ale stosunek nasz do innych części Polski, do rządów, które tam panują, do środków utrzymania odrębnych cech narodowych. Zatracenia tej odrębności, wyrzeczenia się przyszłości i nadziei żaden uczciwy i rozumny nie dopuścił się człowiek. Byt narodów, które wedle słów Pisma Świętego są uleczalne (sanabiles) składa się z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości (uniłerniłas). Żadnemu pokoleniu wyrzekać go się nie wolno, bo wnuki albo synowie zadaliby kłam takiemu frymarczeniu. Ale pokolenia winne rozumnie i sumiennie, bez przesądzania o przyszłości, na podstawie prawd duchowych wzmacniać organizm, obierać te drogi, które chwila wskazuje, ale nie te tylko, które chwila obecna wskazywać się zdaje, ale które polityka, stale obmyślona w związku z naturą i przeszłością społeczeństwa nakazała. Chwiejność tutaj byłaby w najwyższym stopniu zgubną. Znam ja dobrze tę polityczną mądrość, która niby wiązać się nie chce z żadnym organizmem państwowym, rachując, który większe nam przedstawia korzyści. Takie licytowanie swej wartości, niegodne szlachetnego narodu, z pewnością stałych nie zapewni przyjaciół; zaprzedanie takie więcej dającemu równie podłe, co zgubne. Czy 0 tym pomyśleli ludzie zacni? Znam takich, którzy niebacznie powtarzają: „Kto wie, czy Rosja nie zapewniłaby nam więcej swobód, więcej korzyści materialnych, czy pokrewieństwo szczepowe nie jest podstawą łączności?" Czy pomyśleli, że każdy o takie podejrzany uczucia traci prawo do wiary i do tej miłości, której dotąd wszystko zawdzięcza nasz kraj koronny? Wolno tak myśleć niektórym bankierom, przemysłowcom i pozytywistom warszawskim, nie wolno ludziom, którzy poważnie trudnią się sprawą Publiczną, zwłaszcza wtedy, kiedy kraj uroczyście powiedział: »Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy"26, powie- z'ał wprzódy, zanim „stańczycy" weszli w rachunek politycznego ycia Galicji. Ich zasługą, że tę myśl śmiało, wyraźnie ujęli 1 sformułowali. 120 JÓZEF SZUJSKI W tej właśnie chwili, kiedy to piszę, sala ratusza lwowskiego brzmi zapowiedziami niesumiennych obietnic; warto zatem tę politykę wyjaśnić. W niepewnej dla każdego rozsądnego człowieka przyszłości dwie tylko są rzeczy pewne: że naród dobrowolnie nigdy nie wyrzecze się swojego bytu i że w niepewności o to, jakie warunki i kształty bytu tego być mogą, o tyle więcej otrzymamy o ile więcej pierwiastka moralnego i organicznego w sobie wyrobić potrafimy. Nie pomogą tu zgoła najgłośniejsze okrzyki, że Polska nie zginęła; nie pomogą najbardziej stanowcze afirmacje niespożytych albo traktatami poręczonych naszych praw; pomoże jedynie wyrobiona wewnętrzna żywotna siła, będąca skutkiem uznania i praktykowania warunków życia społecznego, a tymi są obok języka i narodowości, które dzięki Bogu i dobremu monarsze są bezpieczne, poszanowanie władzy i prawa, pod których opieką zyskują zwaśnione niegdyś żywioły społeczne równowagę, tak że dochodzą do wspólnej jako naród świadomości. Proces ten pod rządem rosyjskim odbywać się nie może, bo potrzebuje koniecznie normalnych warunków, na których tam zupełnie zbywa. Dlatego też widzimy tam objawy chorobliwe, które same, gdyby ich społeczeństwo nie wyrzuciło, zdolne są zatruć jego zdrowie. Widzimy rozpoczętą czynność asymilacyjną, propagowaną przez pismo z talentem redagowane, które w dobrej wierze rozumie, że wywieszenie wspólnego nam dziś wszystkim demokratycznego sztandaru wystarcza, aby sprowadzić opinię na grunt konstytucyjny, do którego w Rosji warunków nie ma, a chociażby były, to właśnie na tym gruncie rozpocząłby się najniebezpieczniejszy dla niej rozkład i absorbcja, konieczna wobec ogromu państwa rosyjskiego i obudzonych w jego ludności aspiracji. Błąd ten, który w Warszawie i w zabranych krajach wielu znajduje zwolenników, pochodzi z zapoznania w ogólnohumanitarnym poglądzie tego, iż narody żyją i żyć tylko mogą pierwiastkiem duchowym, na którym się rozwinęły; że są pomiędzy narodami zasadnicze różnice, wskutek których szczep jeden może pochłonąć drugi, zlać się dobrowolnie nigdy nie potrafią; że odgrywają tutaj główną rolę pierwiastek religijny, kształtujący duchowość i moralność, i pier' JÓZEF SZUJSKI 121 wiastek cywilizacyjno-historyczny, który kształtuje pojęcia prawa politycznego i cywilnego. Te to przyczyny czynią niepodobną na jakimkolwiek gruncie fuzję rosyjskiego z polskim plemieniem. Nie twierdzę — jak często głoszą nasze uprzedzenia — że nasze stosunki państwowo-społeczne i moralne były wyższe od rosyjskich, które każdy znający rzecz oceniać musi, ale są z gruntu inne. Wyrosły z pierwiastka bizantyjskiego, wschodnioazjatyckie-go, wyrosły ze strasznych walk, z których Rosja wyszła politycznie zwycięsko, ale z utratą indywidualizmu będącego cechą Zachodu, z niewykształconą ideą własności, ze zlaniem się w jedno kościelnej i państwowej władzy, słowem — z utratą wszystkiego, co uważamy słusznie za główny nasz kapitał narodowy. Rozumiał to Szujski, kiedy niemal ostatnie słowa jego mówiły: trzymajcie się Zachodu; ten związek z Zachodem ułatwi sojusz z państwem i domem, który choć wziął udział w rozbiorze Polski, sam jeden go żałował, a sam jeden mógł nam dać już wskutek ustroju państwowego te warunki bytu, które Aleksander I27 chciał dać Królestwu, a okazało się, że nie mógł