Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Czy po zwycięstwie każe wolnym ludziom oddawać sobie cześć w ten poniżający sposób, właściwy niewolnikom, których pokonał? Czy też zaszczyt ten przypadnie tylko Makedonom? — Ty się o nas nie troszcz — wpadł mu w słowo Leonnatos. — Słuchamy z ciekawością, jak się spieracie. Taka dobra sposobność jak każda inna, by się popisać wymową. Ale i tak zrobicie, co wam każe król, którego myśmy nim uczynili i dla nas niczym innym nie będzie. — I zapominasz, Kallistenesie — przerwał Hefajstion — co sam napisałeś, że Aleksander zmusił do posłuchu wiatr i falę. Czy zdaniem twoim taka moc służy człowiekowi? — A ty, gdybyś znał poetykę Arystotelesa — lekceważąco odparł Kallistenes — wiedziałbyś, że sztuka nie jest tylko odbiciem rzeczy czy zdarzeń. Historia mówi wprawdzie o tym, co się rzeczywiście stało. Ale skoro się zdarzyło, było możliwe, nie trzeba na to boskiej władzy. Cudowność podnosi jednak oddziaływanie sztuki na widza czy słuchacza. Gdyby nie to, określiłbym wasze przejście przez Drabinę Pamfilijską jako lekkomyślność, bo nic Aleksandra do tego nie zmuszało. I pomnij, że bóstwa wiatrów to 45 małe bóstwa, którym nie stawiamy świątyń ni ołtarzy. Czy zdaniem twoim lepiej być małym bogiem, czy wielkim człowiekiem? Hefajstion zrozumiał, że chybił celu. Odpowiedział gniewnie: — Widzę, że w tej samej sprawie możesz mieć dwa sprzeczne zdania. To sofistyka. Powtórzę ci przeto, co rzekł Leonnatos: będziesz czynił, co król sobie życzy, czy jest wielkim bogiem, czy małym. Komu zależy na jego łasce, niech się do tego zastosuje. Kallistenes zbierał się do odpowiedzi, gdy podniosła się kotara i wszedł Aleksander. Skinieniem ręki nakazał, by zaniechano powitania, i zająwszy miejsce na podwyższeniu zaczął rozmowę z Li-zymachem. Gwar podniósł się na nowo. Kleon próbował powrócić jeszcze do> poruszonej sprawy, Aleksander jednak uciął: — Dość o tym! Zrozumieli, że słyszał przynajmniej część dysputy. Niektórzy sądzili, że oznacza to, iż odstąpić chce od swego żądania widząc, że napotyka opór. Hefajstion czekał jednak końca uczty; perskim obyczajem król żegnał swych biesiadników pocałunkiem na znak łaski. Gdy Aleksander dał znak, Hefajstion wzniósł toast na jego cześć, po czym uderzywszy przed nim czołem ucałował go. Z kolei przystąpił Peukestas, po nim perscy i medyjscy dostojnicy wykonywali czołobitność i odchodzili otrzymawszy pocałunek. Aleksander zajęty wciąż rozmową z Lizymachem, niezbyt zważał, kto żegna go nowym obyczajem, Hefajstion natomiast z niepokojem patrzył na hetairów, którzy skupili się, szepcząc między sobą, żaden jednak jeszcze nie zbliżył się. Gdy otyły Madates, wykonawszy proskinesis, nie mógł się dźwignąć, pijany Leonnatos parsknął śmiechem, ale urwał, bo Aleksander powiedział groźnie: — Pomóż mu dźwignąć się i pokaż, że to lepiej potrafisz. Leonnatos otrzeźwiał, ale zawahał się. Był jednym z siedmiu somatofilów, rozkaz był poniżeniem jego dostojeństwa, jeżeli go wykona, ośmieszy się. Ze złością dźwignął Madatesa jak worek i postawiwszy go na nogi odwrócił się i odszedł. Chwila napięcia minęła, gdy król, jakby nie zauważył nieposłuszeństwa, zajął się znowu rozmową. Z kolei przystępowali helleńscy dworzanie, oddając mu cześć i odbierając pocałunek. Kallistenes patrzył na to z drwiącym uśmiechem; nie złożywszy pokłonu przystąpił do Aleksandra, by go ucałować. Hefajstion sądził, że król nie chciał tego zauważyć, natomiast Lizymachos rzekł: 46 — Kallistenes nie uczcił cię, królu. ¦— Tedy obędzie się bez pocałunku — odparł Aleksander obojętnie i odwrócił się. Filozof stał przez chwilę i odezwał się ironicznie: — O jeden pocałunek odchodzę uboższy. Sala opróżniała się już, pozostali jeszcze macedońscy hetairowie. Teraz zbliżyli się gromadnie, skłonili się dawnym zwyczajem i wyszli. Król pozostał z Hefajstionern, u którego zamierzał zanocować. Był milczący i zamyślony. Gdy wziąwszy kąpiel układali się do snu, Hefajstion zapytał: — Co teraz zamierzasz począć? — Myślę o Kallistenesie. Nazbyt liczy na swe pokrewieństwo z Arystotelesem. Tym filozofom wydaje się, że świat można urządzić spacerując po gaju i że nikt lepiej od nich nie wie, jak to uczynić. Ja mam być tylko wykonawcą ich zaleceń, od ich łaski zależy, czy mi przyznają nieśmiertelność. — Żle się stało, że powierzyłeś Kallistenesowi wychowanie chłopców królewskich — powiedział Hefajstion. — Potrzeba mi ludzi nie tylko do walki — odparł Aleksander. -— Kallistenes jest wymowny i wykształcony, umiał ich sobie zjednać... — Sobie. I nie tylko ich. A w zamian za twoje łaski i korzyści uważa, że może kpić z twoich rozkazów, a ty musisz to znosić, bo od niego zależy, czy pochwali, czy zgani to, czego dokonałeś. Anty-pater ma słuszność mówiąc, że Hellenowie zawsze skłonni są wyrozumiałość uważać za słabość, niekarność za wolność, władzę za tyranię. Co zamyślasz począć z naszymi hetairami? Zamiast odpowiedzi, Aleksander rzekł: — Lubię Bukefalosa, choć nieraz narowi się, a stary już i coraz mniej przydatny. Ale od Cheronei nosił mnie we wszystkich wielkich bitwach. Nie przestanę jednak wojować, gdy zdechnie, bo dość mam innych koni. Kallistenes nie po raz pierwszy naraził się królowi, Aleksander jednak zazwyczaj prędko zapominał doznanych uchybień. Tym razem zdało się, że filozof wypadł z łaski, król bowiem zwolnił go ze stanowiska pedagoga. Jeżeli jednak zamiarem Aleksandra było 47 t pozbawienie go wpływu na przyszłych dostojników, to pewny siebie Kallistenesi uważał, że król nie osiągnął celu. Pożegnanie z wychowankami upewniło filozofa, że zaszczepione im pojęcia będą trwałe, a objawy przywiązania niemal rozczuliły wyrachowanego człowieka. Żegnając chłopców powiedział: — Rozkaz króla odebrał mi możność przebywania z wami. Ale żaden rozkaz nie zdoła rozerwać związku przyjaźni, jaki zawarliśmy, ani spętać myśli, która jak ptak nawykły do lotu nigdy nie będzie pełzać przy ziemi. Tyrani dlatego usiłują stłumić ją, bo wiedzą, że ona jest ich najgroźniejszym wrogiem, ostoją wolności, najwyższym dostojeństwem. Żegnam was w przekonaniu, że nigdy nie będziecie niewolnikami — i to moja nagroda za trud, jaki włożyłem w ukształcenie waszych umysłów. Wiem, że niektórzy nazwą to psuciem młodzieży. Dla mnie będzie to zaszczyt, ten sam zarzut spotkał bowiem Sokratesa. Ale jego sława większa jest i trwalsza niż zdobywców, którzy wielkość jej mierzą ilością wymordowanych ludzi, a tylko sława zabójcy tyrana godna jest wolnego człowieka