Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

PrzeszBo miesic borykaBam si z t zaraz, a| caBkowicie j wykorzeniBam. W koDcu pazdziernika, czy te| ju| w listopadzie, przybyB do naszego DD radca Ambasady Polskiej w Kujbyszewie p. Ponikowski z kilku osobami personelu. Te ostatnie, przygotowane na wyjazd do Iranu. LiczyBy widocznie, |e DD co tydzieD wysyBa transport z dziemi. Tymczasem wyjazdy w coraz to wikszych odstpach czasu miaBy miejsce i przecigaBy si, napotykajc na niewiadome przeszkody, a dzieci wci| przybywaBo. Nie wiem skd i nie pamitam w jakiej grupie przybyBa te| wielka dama B...ka z dwiema córeczkami i maBym, garbatym sdzi p. Kokoszk. Ten wida byB nadwornym opiekunem wypielgnowanych panienek i zaraz otrzymaB prac w magazynach, a mama zatrudnienie u nas w roli gospodyni. To jej gospodarowanie dobrze mi daBo - jak si to mówi - w ko[. W par dni jej rzdów zupa dla dzieci staBa si rzadsza i w mniejszej ilo[ci. Dzieciarnia zjadaBa wszystk zup i dy|urni przychodzili do mnie ze skarg, |e kilkoro dzieci zostaBo bez obiadu, a dla personelu w ogóle zupy zabrakBo. Ja kluczy od magazynu nie miaBam, byBy teraz w rkach gospodyni. Personel musiaB w takim wypadku zadowoli si suchym prowiantem, nie bez urazy do mnie, |e daBam wszystko dzieciom zje[. W takich wypadkach szBam wprost do pana OrBowskiego i przedstawiaBam mu spraw, proszc o troch grysiku i konserw dla ugotowania zupy dla pozostaBych bez obiadu dzieci. Ja nie zagldaBam do kuchni, bo jak|e mi kontrolowa gospodyni i wtrca swoje trzy grosze do kulinarnych spraw. Ona tu uwa|aBa si za najwy|szy autorytet. Najwicej na nieporzdki kuchenne oburzaB si teraz personel. Ja[nie pani gospodyni natomiast dzieci traktowaBa jako zBo konieczne, obc jej urodzeniem szaraDcz. Raz widziaBam, jak uderzyBa dziecko w twarz, drugi raz postawiBa na werandzie klcze. Takich rzeczy u nas dotychczas nie byBo. MiaBam tego dosy, a nie wiedziaBam, do kogo si z tym a 247 zwróci. GBodne dzieci poczBy zachodzi do szoferów, proszc o chleba, tam mieszkaB równie| wachmistrz |andarmerii wojskowej. Ten znalazB wBa[ciw drog rozwizania sprawy. Chocia| m|czyzna, nie byB obojtny na krzywd dzieci. PoszedB do p. OrBowskiego i oznajmiB, |e ma zamiar wszcz dochodzenie w sprawie gBodzenia dzieci, które u niego i szoferów prosz o chleb. A cichaczem przez par wieczorów [ledziB wszystkie wej[cia do póznych godzin, celem uchwycenia winnych. W rzeczywisto[ci wykryB drog, któr produkty zamiast do kotBa dziecicego wdrowaBy do miasta. OrBowski, niepomiernie tym zdziwiony, poszedB na drugi dzieD przed obiadem do kuchni dla sprawdzenia i degustacji dziecicej zupy. ByBa rzeczywi[cie rzadka i w mniejszej ilo[ci. SpytaB kuchark o ilo[ produktów danych do kotBa i pobranych z magazynu. SprawdziB raport, który wypisywaBo si przy pobieraniu, i tu oliwa wypBynBa na wierzch