Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ostatecznie jednak, piątego dnia pobytu, wezwał ich do swej groty. - Zobaczyliście już - rozpoczął - większość tego, co mamy wam tutaj do pokazania. Wiecie, co robią Philenowie, i chyba już pomyśleliście o tym, jak bardzo wzbogaci się nasze życie, jeśli będziemy mogli skorzystać z wytworów ich umiejętności. To była moja pierwsza myśl, kiedy tu dotarłem tyle lat temu. Był to pomysł oczywisty i poniekąd naiwny, lecz prowadził do znacznie ważniejszego wniosku. Kiedy lepiej poznałem Philenów i zorientowałem się, jak nadzwyczaj szybko postępuje ich rozwój umysłowy, uświadomiłem sobie, w jak bardzo niekorzystnej sytuacji musiała zawsze pracować nasza własna rasa. Zacząłem się zastanawiać, o ile dalej byśmy zaszli mając takie możliwości jak Philenowie. To nie tylko kwestia wygody czy umiejętności wykonywania różnych pięknych rzeczy, jak choćby ten twój naszyjnik, Jeryl, ale sprawa o wiele głębsza. To różnica między ignorancją a wiedzą, między słabością a siłą. Rozwijamy nasze umysły i tylko umysły, aż dojdziemy do miejsca, z którego dalej nie ruszymy. Jak wam powiedział Aretenon, stoimy wobec niebezpieczeństwa zagrażającego całej naszej rasie. Groźby broni, przed którą nie ma obrony. A rozwiązanie tego problemu znajduje się dosłownie w rękach Philenów. Musimy Wykorzystać ich umiejętności, by przekształcić nasz świat i w ten sposób usunąć przyczynę wszystkich wojen. Musimy zacząć od nowa i przebudować fundamenty naszej kultury. Nie będzie ona jednakże wyłącznie naszą własnością - będziemy ją dzielić z Philenami. Oni dadzą ręce - my mózgi. Och, jakże marzę o świecie, który dopiero nadejdzie za setki lat, a w którym nawet owe cuda, jakie widzicie wokół siebie będą uważane za dziecinne zabawki! Lecz filozofów jest niewielu, a ja potrzebuję argumentu konkretniejszego niż marzenia. Być może znalazłem taki ostateczny argument, ale nie jestem pewien. - Zaprosiłem cię tutaj, Erisie, częściowo dlatego, że pragnąłem odnowić naszą starą przyjaźń, a po części z tego powodu, że twoje słowo znaczy teraz o wiele więcej od mojego. Jesteś wśród swoich bohaterem, a i Mithranie będą cię słuchali. Chcę, żebyś powrócił, zabrawszy ze sobą kilku Philenów oraz niektóre ich wyroby. Pokażesz wszystko swoim i poprosisz ich o przysłanie nam tutaj młodych ludzi do pomocy w pracy. Nastąpiła przerwa, podczas której Jeryl nie udało się przechwycić myśli Erisa. Ten zaś po chwili odezwał się z wahaniem: - Ale ja wciąż nie rozumiem. Rzeczy wytwarzane przez Philenów są bardzo piękne, a niektóre z nich i bardzo przydatne. Lecz w jaki sposób zdołają nas tak głęboko zmienić, jak ty wydajesz się sądzić? Therodimus westchnął. Eris nie potrafił wyrwać się z teraźniejszości i spojrzeć daleko w przyszłość. W przeciwieństwie do Therodimusa nie dostrzegał obietnicy ukrytej w narzędziach i pracowitych rękach Philenów - rysujących się możliwości zbudowania pierwszej maszyny. Może tego nigdy nie zrozumie, ale niewykluczone, że da się jeszcze przekonać. Ukrywając swe najgłębsze myśli Therodimus mówił dalej: - Zapewne niektóre z tych rzeczy są zabawkami, Erisie... lecz mogą okazać się potężniejsze, niż myślisz. Wiem, że Jeryl niechętnie rozstałaby się ze swoją... i chyba znajdę coś, co przekona i ciebie. Eris potraktował to sceptycznie, a Jeryl zauważyła, że był w jednym ze swych najgorszych nastrojów. - Bardzo wątpię - rzekł. - No, cóż, ja jednak spróbuję. Therodimus zagwizdał i przybiegł jakiś Philen. Przez chwilę ze sobą rozmawiali. - Zechcesz mi towarzyszyć, Erisie? To trochę potrwa. Jeryl i Aretenon pozostali na miejscu na prośbę Therodimusa; Eris ruszył za nim. Wyszli z dużej groty i udali się w stronę mniejszych jaskiń, używanych przez Philenów do różnych zajęć. Uszy Erisa wypełnił głośny warkot, a ponieważ światło lamp olejnych było zbyt słabe dla jego oczu, przez pewien czas nie mógł zobaczyć źródła tego dziwnego dźwięku. Po chwili dostrzegł jakiegoś Philena pochylonego nad drewnianym stołem, na którym coś szybko się obracało, napędzane pedałem naciskanym przez drugie z tych małych stworzeń. Widział już garncarzy używających podobnego urządzenia. Obrabiało drewno, nie glinę, a palce garncarza zastępował ostry metalowy nóż, z którego w fascynujących spiralach spływały długie, cienkie wióry. Philenowie, którzy nie lubili bezpośredniego światła słonecznego, swymi ogromnymi oczyma doskonale widzieli w półmroku, ale nim Eris zorientował się, co oni tam robią, upłynęło sporo czasu. Potem nagle zrozumiał - Aretenonie - odezwała się Jeryl, kiedy tamci odeszli - dlaczego Philenowie mieliby to wszystko dla nas robić? Oni są chyba i tak całkiem szczęśliwi? Aretenon pomyślał, że to pytanie, typowe dla Jeryl, z ust Erisa nigdy by nie padło. - Zrobią wszystko, co im powie Therodimus - odparł. - Ale nawet Niezależnie od tego, my też możemy dać im wiele. Kiedy zastanowimy się nad ich problemami, znajdziemy rozwiązania, które im nigdy by nie przyszły do głowy. Bardzo chętnie się uczą i chyba już przyśpieszyliśmy rozwój ich kultury o setki pokoleń. Są przy tym bardzo słabi fizycznie. Chociaż nie jesteśmy tak zręczni jak oni, nasza siła umożliwia im to, o co bez niej nawet by się nie pokusili. Spacerując bez celu, doszli do brzegu rzeki, gdzie na chwilę się zatrzymali, by popatrzeć na jej wody niespiesznie płynące do morza. Jeryl ruszyła w górę rzeki, lecz Aretenon ją powstrzymał. - Therodimus na razie nie życzy sobie, żebyśmy tam chodzili - wyjaśnił. - To jeszcze jeden z tych jego małych sekretów. Bardzo nie lubi ujawniać swych projektów przed ich realizacją. Z lekka dotknięta, choć wyraźnie zaciekawiona Jeryl posłusznie się cofnęła. Oczywiście pójdzie tam, gdy tylko w pobliżu nie będzie nikogo. Było tu bardzo spokojnie i ciepło wśród drzew. Jeryl prawie zupełnie przestała bać się lasu, chociaż zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie czuła się w nim zbyt dobrze. Aretenon wyglądał na bardzo zadumanego, ale Jeryl wiedziała, że chce coś powiedzieć i tylko porządkuje myśli