Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

134 __Ą patrzyłeś pan! - wykrzyknął ów człowiek, kiedy wypi- i zawinąwszy się w płaszcz zmierzył generała podejrzliwym spojrzeniem. - Jestem zgubiony. Oni idą, już są tutaj. ___ j>jie słyszę nic - rzekł margrabia. ma pan interesu w tym, aby jak ja, słyszeć każdy szelest. — Czy pan miał pojedynek, że tak jesteś pokryty krwią? -spytał generał, poruszony widokiem czerwonych plam na odzieży gościa. __Tak, pojedynek właśnie - powtórzył obcy z gorzkim uśmiechem. W tej chwili rozległ się w oddali galop, ale odgłos ten był tak słaby, jak pierwszy brzask poranka. Wprawne ucho generała poznało kroki koni wojskowych. — To żandarmeria - rzekł. Spojrzał na swego więźnia w sposób zdolny rozproszyć obawy wywołane mimowolną niedyskrecją, wziął światło i wrócił do salonu. Ledwie położył klucz od suszarni na kominku, kiedy tętent kawaleryjski stał się głośniejszy i zbliżył się do domu z szybkością, która przyprawiła generała o drżenie. W istocie, konie zatrzymały się u bramy. Wymieniwszy kilka słów z towarzyszami, jeden z jeźdźców zsiadł z konia i zapukał ostro, tak iż generał musiał iść otworzyć. Na widok sześciu żandarmów, których srebrne galony połyskiwały w świetle księżyca, nie mógł opanować wzruszenia. — Ekscelencjo - spytał wachmistrz - czy pan nie słyszał niedawno człowieka biegnącego ku rogatce? — Ku rogatce? Nie. Czy nie otwierał pan nikomu? Alboż ja mam zwyczaj sam otwierać bramę? Ależ... przepraszam pana generała, zdaje mi się że w tej chwili... ~|~ Cóż to? - wykrzyknął margrabia z gniewem - Czy pan b ż ze mnie stroi? Jakim prawem to... Niech Nic, nic, Ekscelencjo - odparł łagodnie wachmistrz. -pan wybaczy naszej gorliwości. Wiemy dobrze, że par 135 Francji nie będzie ukrywał u siebie mordercy o tej godzinie-chęć uzyskania jakiejś wiadomości... ' e — Mordercy! - wykrzyknął generał - a kogóż... — Barona de Mauny zabito przed chwilą siekierą - odpa ł wachmistrz. - Ale pościg za mordercą jest bardzo pilny. Jesteśmy pewni, że musi być w okolicy i złowimy go. Niech pan daruje, panie generale. Żandarm mówił to, siadając już na konia, tak iż na szczęście nie mógł widzieć twarzy generała. Nawykły wszystko przypuszczać, wachmistrz byłby może powziął podejrzenie na widok tej szczerej fizjonomii, na której wzruszenia odbijały się tak przejrzyście. — Czy znane jest nazwisko mordercy? - spytał generał. — Nie - odparł żandarm. - Zostawił sekretarzyk pełen złota i banknotów nietknięty. — To jakaś zemsta - rzekł margrabia. — Och! Na tym starcu!... Nie, nie; łotr nie miał po prostu czasu się z tym załatwić. I żandarm pognał za towarzyszami, którzy już galopowali daleko. Generał stał chwilę w miejscu, miotany łatwymi do zrozumienia uczuciami. Niebawem usłyszał służbę, która wracała, kłócąc się z sobą tak głośno, że głosy rozlegały się aż z placu w Montreuil. Skoro przybyli wreszcie, gniew generała, który potrzebował jakiegoś pozoru, spadł na nich jak piorun. Dom cały trząsł się od jego krzyku. Potem uspokoił się nagle, kiedy najśmielszy i najsprytniejszy ze służby kamerdyner generała usprawiedliwił spóźnienie, mówiąc że ich zatrzymali przy rogatce żandarmi oraz agenci policyjni szukający mordercy. Generał umilkł nagle. Następnie przypominając sobie, pod wpływem tych słów, obowiązki swej niezwykłej roli, rozkazał sucho swoim ludziom natychmiast iść spać, zostawiając ich zdumionych łatwością, z jaką przyjął za dobrą monetę kłamstwo kamerdynera. Ale gdy te wypadki działy się na dziedzińcu, fakt dość błahy na pozór zmienił położenie innych osób biorących udział w tym zdarzeniu. Ledwie generał wyszedł, margrabina spojrzawszy na klucz od strychu i na Helenę, szepnęła nachylając się do corkJ- 136 __j-jeleno, ojciec zostawił klucz na kominku. Młoda dziewczyna zdziwiona podniosła głowę i spojrzała lękliwie na matkę, której oczy iskrzyły się ciekawością. __Więc co, mamo? - odpowiedziała niepewnym głosem. __Chciałabym wiedzieć, co się tam dzieje na górze. Jeżeli ktoś tam jest, nie mógł się jeszcze ruszyć. Idź tam. — Ja? - rzekła dziewczyna przestraszona. _— Boisz się? __Nie, mamo, ale zdaje mi się, że słyszałam kroki mężczyzny. __Gdybym mogła iść sama, nie prosiłabym ciebie o to, Heleno - rzekła matka ozięble i z godnością. - Gdyby ojciec wrócił a nie zastał mnie, szukałby mnie może; twojej nieobecności nie zauważy. — Jeżeli mama każe, pójdę - odparła Helena - ale stracę szacunek ojca. — Co znowu! - rzekła margrabina z ironią. - Ale, skoro bierzesz serio to co było żartem, teraz ja ci każę iść zajrzeć, kto tam jest na górze. Masz tu klucz. Nakazując ci milczeć o tym, co się dzieje w tej chwili w domu, ojciec nie zabronił ci iść do tego pokoju. Idź i wiedz, że dziecko nigdy nie powinno sądzić matki. Wyrzekłszy te ostatnie słowa z cała surowością obrażonej matki, margrabina wzięła klucz i podała go Helenie, która wstała bez słowa i wyszła. — Matka zawsze potrafi uzyskać przebaczenie, ale ja będę zgubiona w oczach ojca. Gzy ona chce mnie pozbawić jego serca, wygnać mnie z domu? Takie myśli zrodziły się nagle w jej głowie, kiedy szła bez światła przez korytarz, w głębi którego znajdowały się drzwi do tajemniczej izby. Kiedy tam doszła, była jak nieprzytomna. W tym zamęcie myśli podniosło się w niej tysiąc uczuć dławionych dotąd w sercu. Nie wierząc już może w szczęśliwą przyszłość, w tej chwili do reszty zwątpiła o życiu. Drżała konwulsyjnie, wkładając klucz; wzruszenie jej wzmogło się do tego stopnia, iż otrzymała się na chwilę. Przycisnęła rękę do serca, jak gdyby ąc uśmierzyć jego głębokie i głośne bicie. Wreszcie otworzy-a drzwi. Skrzyp zawiasów nie obudził mordercy z zadumy. 137 Mimo że miał słuch bardzo bystry, stał nieruchomo, praw" przylepiony do ściany, zatopiony w myślach. Krąg rzuco przez latarnię oświecał go słabo; w tej strefie bladego światł podobny był do owych posępnych posągów stojących w nisz jakiegoś czarnego grobowca gotyckiej kaplicy. Krople zimnee potu spływały po jego smagłym i szerokim czole. Szaleńcza odwaga błyszczała na tej silnie ściągniętej twarzy. Płomienne oczy, nieruchome i suche, zdawały się oglądać walkę w ciemności przed sobą. Burzliwe myśli przebiegały szybko po tej twarzy, której męski i stanowczy wyraz zwiastował niepospolitą duszę