Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Staje się sztuką dla sztuki, im bardziej niezrozumiała, tym uważana za głębszą i mądrzejszą. Zaprawdę, wolałam was, gdy umieliście tylko: „Ee" i „Gugu". Chodź. - To jest iluzja, trans... Nigdzie nie pójdę! - Nie chcę cię zmuszać. To byłby wstyd. Jesteś przecież dziewczyną inteligentną i dumną, masz charakter. Równina. Morze traw. Wrzosowisko. Głaz, wystający znad wrzosów jak grzbiet przyczajonego drapieżnika. - Ty zapragnęłaś mojego klejnotu, Yennefer. Nie mogę ci go dać, nie upewniwszy się uprzednio względem niektórych spraw. Chcę sprawdzić, co w tobie tkwi. Dlatego przywiodłam cię tu, do tego miejsca, od niepamiętnych czasów będącego miejscem Mocy i Potęgi. Twoja bezcenna magia jest podobno wszędzie. Podobno wystarczy wyciągnąć rękę. Nie boisz się jej wyciągnąć? Yennefer nie mogła wydobyć dźwięku ze ściśniętego gardła. - Siła zdolna zmieniać świat - powiedziała kobieta, której nie wolno było nazywać imieniem - jest więc według ciebie Chaosem, sztuką i nauką? Przekleństwem, błogosławieństwem i postępem? A nie jest przypadkiem Wiarą? Miłością? Poświęceniem? Słyszysz? Pieje kogut Kambi. Fala bije o brzeg, fala pchana dziobem Naglfara. Rozbrzmiewa róg Hemdalla stojącego twarzą ku wrogom na tęczowym łuku Bifrostu. Nadciąga Białe Zimno, nadciąga wichura i zamieć... Ziemia drży od gwałtownych poruszeń Węża... Wilk pożera słońce. Księżyc czernieje. Jest tylko zimno i ciemność. Nienawiść, zemsta i krew... Po czyjej stronie staniesz, Yennefer? Czy będziesz na wschodnim, czy zachodnim krańcu Bifrostu? Będziesz z Hemdallem czy przeciw niemu? Pieje kogut Kambi. Decyduj, Yennefer. Wybieraj. Bo przecież tylko po to przywrócono cię kiedyś życiu, byś we właściwej chwili mogła dokonać wyboru. Światło czy Ciemność? Dobro i Zło, Światło i Ciemność, Ład i Chaos? To tylko symbole, w rzeczywistości nie istnieje taka biegunowość! Światło i Mrok są w każdym, trochę tego i trochę tego. Bez sensu jest ta rozmowa. Bez sensu. Nie przestawię się na mistycyzm. Dla ciebie i dla Sigrdrify Wilk pożera Słońce. Dla mnie to jest zaćmienie. I niech tak zostanie. Zostanie? Co? Poczuła, jak ziemia ucieka jej spod nóg, jak jakaś potworna siła wykręca jej ręce, łamie stawy w barkach i łokciach, napina kręgi jak przy torturze strappado. Krzyknęła z bólu, targnęła się, otworzyła oczy. Nie, to nie był sen. To nie mógł być sen. Była na drzewie, wisiała rozpięta na konarach olbrzymiego jesionu. Nad nią, wysoko, kołował sokół, pod nią, w dole, w mroku, słyszała syk węży, chrzęst ocierających się o siebie łusek. Coś poruszyło się obok niej. Po jej wyprężonym i obolałym ramieniu przebiegła wiewiórka. - Czy jesteś gotowa? - spytała wiewiórka. - Czy jesteś gotowa na poświęcenie? Co jesteś gotowa poświęcić? - Nie mam nic! - ból oślepiał i paraliżował. - A nawet gdybym miała, nie wierzę w sens takiego poświęcenia! Ja nie chcę cierpieć za miliony! Ja nie chcę cierpieć w ogóle! Za nikogo i dla nikogo! - Nikt nie chce cierpieć. A przecież jest to udziałem każdego. A niektórzy cierpią bardziej. Niekoniecznie z wyboru. Rzecz nie w tym, że znosi się cierpienie. Rzecz w tym, jak się je znosi. Janka! Janeczka! Zabierz ode mnie tego garbatego potwora! Nie chcę na niego patrzeć! To twoja córka, tak samo jak moja. Doprawdy? Dzieci, które ja spłodziłem, są normalne. Jak śmiesz... Jak śmiesz sugerować... To w twojej elfiej rodzinie były czarownice. To ty usunęłaś pierwszą ciążę. To przez to. Masz skażoną elfią krew i łono, kobieto. Dlatego rodzisz potwory. To nieszczęśliwe dziecko... Taka była wola bogów! To twoja córka, tak samo jak i moja! Co miałam zrobić? Udusić ją? Nie podwiązywać pępowiny? Co mam zrobić teraz? Wyprowadzić ją do lasu i zostawić? Czego ty ode mnie chcesz, na bogów? Tato! Mamo! Precz, dziwolągu. Jak śmiesz! Jak śmiesz bić dziecko! Stój! Dokąd idziesz? Dokąd? Do niej, tak? Do niej! A tak, kobieto. Jestem mężczyzną, wolno mi zaspokajać żądze, gdzie chcę i kiedy chcę, to moje przyrodzone prawo. A ty mnie mierzisz. Ty i owoc twego zwyrodniałego żywota. Nie czekaj z wieczerzą. Nie wrócę na noc. Mamo... Dlaczego płaczesz? Dlaczego mnie bijesz i odpychasz? Przecież byłam grzeczna... Mamo! Mamusiu! - Czy zdolna jesteś do wybaczania? - Wybaczyłam już dawno. - Nasyciwszy się pierwej zemstą. - Tak. - Żałujesz? - Nie. - Ból, potworny ból masakrowanych dłoni i palców. - Tak, jestem winna! Czy to chciałaś usłyszeć? Wyznanie i skruchę? Chciałaś usłyszeć, jak Yennefer z Vengerbergu kaja się i korzy? Nie, tej przyjemności ci nie dam. Winy wyznaję i oczekuję kary. Ale ty nie doczekasz się mojej skruchy! Ból sięga granic tego, co człowiek jest w stanie wytrzymać. - Wypominasz mi zdradzonych, oszukanych, wykorzystanych, wypominasz mi tych, co umarli przeze mnie z własnej ręki, z mojej ręki... To, że podniosłam kiedyś rękę na siebie? Miałam widać powody! I nie żałuję niczego! Choćbym mogła cofnąć czas... Nie żałuję niczego. Sokół usiadł na jej ramieniu. Wieża Jaskółki. Wieża Jaskółki. Spiesz do Wieży Jaskółki. Córeczko. - Pieje kogut Kambi. - Ciri na karej klaczy, z szarymi włosami targanymi wiatrem w galopie. Z jej twarzy leje się i pryska krew, jaskrawa, żywa czerwień