Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Czy to uprawniona opinia? Jeden z mężczyzn zaczął oponować, ale Marina nie dopuściła go do głosu. - Trudno zaprzeczyć - odparła. - Z czego wnioskujecie, że coś takiego nie powtórzy się i teraz? - Czemuś takiemu usiłujemy właśnie zapobiec - oświadczył wyniośle Ruy. - Co prawda, to prawda. - Mingolla obdarzył go promiennym spojrzeniem, zaskoczony, że teraz, kiedy ma Ruya w garści, czuje doń jakby sympatię. - Niemniej jednak nonszalancja waszych operacji wytrąca mnie z równowagi. - Do czego zmierzasz? - zapytała Marina. Zignorował pytanie. - Każdy prócz ciebie wyznał jakiś grzech - powiedział. - Czy nie ma nic, z czego mogłabyś się wyspowiadać? - Marina jest naszym ideałem - rzekł Ruy z odrobiną goryczy. - Ona jedna nie ma nic na sumieniu. Uśmiech wyżłobił cienką czerwoną ranę na surowym reliefie jej twarzy. - Dziękuję ci, Ruy. - Waśń musiała jednak w jakiś sposób wpłynąć na twoje życie - nie dawał za wygraną Mingolla. - Podczas którejś z sesji negocjacyjnych Ruy wspomniał o twoim cierpieniu... krzywdzie, którą wyrządził ci czyjś stryj. - A zatem? - Chciałbym usłyszeć, co się stało. - Nie sądzę, aby to było konieczne - odparła zimno. - Jest coś, co chciałbym powiedzieć, pragnę jednak być pewnym was wszystkich, zanim rzucę kości. - Doskonale więc... ale ufam, iż nie powoduje tobą zwykła ciekawość. - Wygładziła fałdy na swych spodniach. - Kilka lat temu byłam żoną Madradony... - Nie wiedziałem, że takie rzeczy się zdarzaj ą - powiedział Mingolla. - Była to jedna z prób zakończenia waśni - odparła. - Wzdragałam się, rzecz jasna. Mieszkałam wtedy w Los Angeles i stałam się jakby wolnym duchem. Osobą nader niezdyscyplinowaną. Może ojciec zamierzał opanować właśnie te skłonności, Madradonom bowiem można zarzucić wszystko z wyjątkiem braku dyscypliny.?- Śmiech słuchaczy. - Mimo swoich zastrzeżeń, po ślubie nauczyłam się szanować męża, darzyć sympatią... choć nie mogę powiedzieć, że kiedykolwiek go pokochałam. Byłam jednak na tyle pewna naszego małżeństwa, żeby zajść w ciążę. Wszystko układało się dobrze aż do dnia, gdy złożył nam wizytę mój dawny kochanek, rzekomo po to, aby pogratulować dziecka. Podczas rozmowy oszołomił mnie narkotykiem i nagą położył na łóżku. Jego plan polegał na tym, aby mąż po powrocie do domu przyłapał nas in flagranti delicto. I tak właśnie się stało. Odzyskiwałam akurat świadomość, kiedy wszedł mój mąż. Wdał się z mym kochankiem w straszną bójkę, a ja, chociaż półprzytomna, usiłowałam interweniować. Dostałam przypadkowy cios w brzuch i w rezultacie nie tylko straciłam dziecko, lecz również zdolność ponownego zajścia w ciążę. Później odkryłam, że wina ciąży nie tylko na mym kochanku, który padł ofiarą manipulacji, ale też na moim teściu, który opowiedział mu, jakich okrucieństw dopuszcza się na mnie mąż. Teść nigdy nie akceptował tego związku, a perspektywa dziecka przepełniła miarę. - Podniosła wzrok na Mingollę. - Wystarczy? - Wybacz - powiedział. - To było ważne. - A więc, o co ci chodzi? Pozwolił, by jego spojrzenie błądziło przez chwilę po pokoju, by wreszcie spocząć na Ruyu, który siedział na łóżku. - Słyszałem, że negocjacje idą dobrze - powiedział. - Nadzwyczaj dobrze - potwierdził Aurelio. - No i? - Czy zaryzykowalibyście twierdzenie, że jesteście o krok od sukcesu? - zapytał Mingolla. - I czy nie jest to chwila największego ryzyka, czas, gdy ktoś może wszystko unicestwić? Znaleźć jakiś powód, aby podłożyć minę? Jak w przypadku Teł Awiwu? - Jeśli masz nam coś do powiedzenia - rzekła Marina - sugeruję, abyś przeszedł do rzeczy. Mingolla wyjął notes z tylnej kieszeni spodni, dotknął krawędzi stronic i dostrzegł, jak Ruy sztywnieje. - Ruy wie, o czym mówię... prawda, Ruy? - Skąd to wziąłeś? - zapytał Ruy. - Tak sądziłam - stwierdziła Marina, rozluźniając się. - To ma związek z fiksacją Ruya na punkcie twojej dziewczyny. - Nie tylko. - Wątpię. Ruy przekonał się już dawno, że nie może przeżywać na jawie swoich fantazji. - Oddaj mi to - powiedział Ruy, zrywając się na nogi i wyciągając rękę. - Nie masz prawa tego zatrzymywać. - A więc mówimy teraz o prawach, czyż tak? - Mingolla pchnął go na łóżko. - No to co z prawem do własnego życia? Pozostali Sotomayorowie patrzyli na Ruya, jakby oczekując, że przystąpi do kontrataku, ale Ruy siedział nieruchomo. Mingolla podał notes Marinie. - Przekonaj się, że są tu dowody na coś jeszcze oprócz fiksacji. Dwaj mężczyźni zaglądali jej przez ramię, kiedy kartkowała notes. - Och, Ruy - powiedziała po kilku minutach. - Tylko nie to... znowu. - Nie rozumiesz - wyrzucił z siebie Ruy. - Nie widzisz, jak on... jak on... - Wstał, pryskając śliną. - Ona nie może rozkwitnąć, ona... - Jesteś, kurwa, po prostu śmieszny, wiesz o tym, człowieku? - zapytał Mingolla. Ruy na niego skoczył, ale Mingolla zrobił unik, złapał Ruya za koszulę i cisnął go na ścianę. Ruy osunął się na podłogę. Krew z jego ust pozostawiła na tapecie czerwony ślimaczy ślad. - Widzicie? - powiedział Mingolla. - Facet wymknął się spod kontroli. - Prowokując go, tylko pogarszasz sytuację - stwierdziła Marina. - Chcę, żebyście się przekonali, do czego jest zdolny - odparł Mingolla. - Nie moja wina, że jest, jaki jest, a jeśli uważacie, że nie stanowi zagrożenia... Hej! Pozwalajcie mu dalej na te wyskoki. Nie trzeba będzie długo czekać, aż zrobi coś naprawdę głupiego