Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zostawiły go tamtego dnia w tamtej dolinie. Ponieważ już bardziej bać się nie można, postanowiły tam pojechać; niektóre po raz drugi albo trzeci nawet. Wyjeżdżamy z Sarajewa. Jedziemy na wschód. Droga jest stroma, dziurawa i śliska. Choć mamy już kwiecień, właśnie pada śnieg. Przed nami sto pięćdziesiąt kilometrów, do celu powinniśmy dotrzeć w południe. Mubina Smajlović (lat trzydzieści sześć) jedzie tam po raz pierwszy. Długo do tej podróży dojrzewała. - Nie mogę tego pojąć - mówiła do matki pięć lat temu, zaraz po tamtym. - Nic nie ma sensu. - Gdybyśmy wiedziały cokolwiek - mówiła przed dwoma laty - może poczułybyśmy ulgę. - Nie można żyć w dwóch światach - mówiła przed rokiem. - Jedną nogą w tamtym, jedną w tym. - Jedźmy tam! - zaproponowała ostatnio. - Zobaczmy, jak tam jest. - Nie - powiedziała matka. - Nigdy tam nie pojadę. Mubina wstała dzisiaj przed świtem. Ucałowała śpiących synów, zamieniła kilka zdań z matką (mama cierpi na bezsenność), popiła kawą białe tabletki (bez śniadania, o tej porze nikt tu nie jada). Nałożyła krótki prochowiec i zbiegła siedem pięter w dół (winda w jej bloku nie działa od lat, mama od wielu miesięcy nie wychodzi z domu). Przeszła przez most wprost na dworzec. Usiadła na pierwszym fotelu, tuż obok kierowcy, żeby dobrze widzieć drogę. I to, co obok drogi. Gdyby usiadła na końcu, też byłoby ją widać od razu. Z powodu urody: ma ciemne smutne oczy, rude włosy (ruda farba przykrywa siwiznę), szeroki uśmiech (czasem się uśmiecha) i widoczne zmarszczki. Szczupła, zgrabna, wysoka, energiczna, w dżinsach, żadnej chustki na głowie. Spisuje pasażerki: niemłode, niewesołe, nieufarbowane. Przed powrotną drogą sprawdzi, czy wszystkie wróciły do autobusu. Mubina nie pokazuje po sobie niepokoju, a boi się może najbardziej z całej wycieczki. Nie zna tamtego strachu, który pięć lat temu poznały inne kobiety. Wtedy jej tam nie było. Wyjechała trzy lata wcześniej, w kwietniu 1992 roku. W kwietniu 1992 w Bośni zaczęła się wojna. Razem z Mubina wyjechali rodzice i jej mali synowie: czteroletni i czteromiesięczny. - Jedź z nami - prosiła męża. - Kto będzie tu leczył zwierzęta, kiedy mnie zabraknie? - zapytał. - Zostanę, wszystkiego przypilnuję. Uspokoi się, to wrócicie. Akurat dzisiaj mija osiem lat od dnia, kiedy Hasan tak do niej mówił. Uspokoiło się. Mubina zaczyna powrotną podróż. Śliwy Szron zniknął już z szyb, kwitną łąki, dojeżdżamy nad Drinę, do Bratunaca. Mijamy wsie, które Mubina zna z dzieciństwa. Ostatni raz widziała je osiem lat temu. To, co widzi, wygląda inaczej niż wtedy: kupy gruzu albo spalone szkielety domów, kwitną śliwy, ludzi nie ma. Zaraz po wybuchu wojny Mubina, jej mali synowie i jej rodzice wyjechali z Bratunaca do Belgradu. - Wracam do domu - zapowiedział ojciec w Belgradzie. - Zostań - prosiły.! - Wszystkiego przypilnuję, uspokoi się, to i wy wrócicie. - Zostań. - Jestem na swoim miejscu - zadzwonił już z Bratunaca. - Jestem spokojny. Ale dookoła nie było spokojnie. Nazajutrz ojciec nie podnosił telefonu. I mąż nie odbierał. Ani w domu, ani w lecznicy dla zwierząt. - Co jest? - niepokoiła się Mubina. Zadzwoniła do sąsiadów. - Wasz ojciec wczoraj wyszedł przed dom - zaczęła sąsiadka. - Stanął na ulicy, rozglądał się. - Zawsze tak robił - Mubina przerwała sąsiadce. - Co rano, od kilkudziesięciu lat. Mów: co dalej? - Wczoraj to się chyba rozglądał po raz ostatni. Zajechali czernicy. Spytali o nazwisko, spojrzeli na listę, wepchnęli do auta. Potem jeszcze raz zajrzeli, ale bez ojca. Wzięli waszego volkswagena, mieli kluczyki. Mubina do dzisiaj nie wie, co się stało: kto ojca zabrał i dokąd? - Muszę znaleźć kości - wyciera oczy, wyjmuje szminkę, otwiera puder-niczkę. Wjeżdżamy do Bratunaca. Bratunac leży na rozległej równinie, prawie nad Driną. Rzeka oddziela Republikę Serbską od Serbii (Serbię dobrze stąd widać). Nie wyróżnia się niczym szczególnym: kilka ulic, hotel z nieczynną fontanną (tu serbski generał Ratko Mladić upokarzał holenderskiego dowódcę oddziałów ONZ), bank, gdzie Mubina kiedyś pracowała, dwie szkoły, domy, kilka bloków, ludzie na ulicach. Ludzie stoją i patrzą, ale w Bośni to nic szczególnego. Bezrobocie sięga sześćdziesięciu procent, a tutaj z pewnością jest jeszcze większe. Bratunac wyróżnia się jednym: sąsiedztwem Srebrenicy