Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Spojrzała jakby z wymówką na syna, że on serca nie miał. August szepnął o tym, iż z Wilna uszła z Testą i okazała się płochą. - Testa - odparła Bona - towarzyszył jej razem i Biance! On też litość miał nad opuszczoną przez wszystkich, boś i Wasza Królewska Mość w Wilnie ją nieludzko przyjął, choć mu dawniej była bardzo drogą. - W Wilnie na mnie tysiące oczu patrzało - odparł August. - Nie mogłem tego uczynić, co chciała, bo się wprost na zamek dobijała. - Kocha cię - rzekła Bona ciszej - winy jej nie widzę. Król zamilkł. - Zdaje mi się - dodał, odchodząc od Bony - że najlepiej by uczyniła dziś, do męża powracając. - A, powracać nie może - rozśmiała się Bona - bo nigdy z nim nie była! Na tym się skończyło pośrednictwo króla. Zagadnięta Dżemma dumnie odparła, że Dudycza, prostego parobka, znać nie chce i żyć z nim nie myśli. O Teście nie było mowy, który jako kawalkator dawny młodego króla szukał sobie miejsca na dworze u jednego z możnych panów i łatwo je mógł pozyskać. Gdy potem Dudycz stawił się do młodego króla, Merło mu w jego imieniu powiedział, że u królowej i u Dżemmy nic nie zyskał. - Cóż ja mam robić? - lamentował Dudycz. - Ba, na waszym miejscu - odparł Merło śmiejąc się - dałbym takiej jejmości za wygraną i znać bym jej nie chciał. - To nie może być - zawołał Dudycz - śmiać się ze mnie będą ludzie! - Oni się już i tak śmieją - rzekł Merło. - No, to trzeba przekonać, że ja, kiedym co postanowił, umiem na swym postawić. - Jak? - zapytał Merło. Petrek miał, jak się okazało, plan już cały w głowie. Królowej panny chodziły się kąpać do Bugu, towarzyszyła im pani Dudyczowa. Miejsce, w którym pod wierzbami i łozą szukały chłodku i wypoczywały, było od miasta i obozów oddalone. Uparty Petrek chciał urządzić tu zasadzkę, porwać żonę i uwieźć ją do domu. Przyznał się do tego Merle, który śmiał się a potakiwał. - Jak sądzicie - spytał Dudycz - każe mnie stara królowa ścigać, będzie prześladować? - Nie myślę - rzekł Merło - ma ona tu dosyć do czynienia, a Dżemma jej teraz nie tak potrzebna, aby miała zbytnio się o nią troszczyć. Jeżeli wy to potraficie, aby na razie wam jej nie odebrano, nikt pewnie za nią gonić nie będzie, chyba Testa, a ten siły nie ma i ludzi nie zbierze. W kilka dni potem wieczorem wieść się rozeszła, iż z fraucymeru królowej starej piękną Włoszkę porwano i wpadła jak w wodę, poszedłszy do kąpieli. Ochmistrzyni i panny, które z nią były, szczególnie Bianka, opowiadały, że widziały, gdy ją ludzie jacyś zbrojni pochwycili, usta jej zawiązali i do wozu zanieśli, który natychmiast w czwał puścił się ku gościńcowi. A że i Dudycz zniknął, a Merło do zachowywania tajemnicy nie był obowiązany, wiedziano wkrótce, iż on własną swą żonę odebrał, czego mu tak bardzo za złe nie miano. Testa też, który u Chodkiewiczów znalazł miejsce, nie mógł ani myślał gonić za nią. Królowa Bona skarżyła się o gwałt ten synowi, który najmocniej ręczył, że nie wiedział o niczym. - Wasza Królewska Mość wydaliście ją za tego człowieka - rzekł - o czym ja wcale nie wiedziałem, nie można się dziwić, że o własność swą się upomniał. Królowa Elżbieta wiedziała dobrze o Dżemmie i zawsze się jej obawiała, wielki więc ciężar spadł z jej piersi, gdy Holzelinowna przyszła oznajmić, iż Włoszkę mąż porwał i wywiózł, dokąd, nie wiadomo. - Byle królowa Bona winy tego wypadku na nas nie złożyła - odezwała się Elżbieta - bo co się kolwiek stanie, zawsze to na mój rachunek składają! Odgadła dobrze młoda pani, gdyż w istocie puszczono ze dworu starej pani wieść, że posłowie i ludzie króla rzymskiego, z naprawy królowej Elżbiety podmówili do wykradzenia i domagali do niego. Chociaż Włoszka nie wydawała się już niebezpieczną, cieszyli się wszyscy, iż się jej pozbyto, a August na opowiadanie o tym Merły, nie odparł ani słowa. Miłość jego dla niej dawno wygasła. Im więcej zbliżał się oznaczony dzień zamknięcia sejmu i wyjazdu młodych królestwa na Litwę, tym Bona gorączką większą miotana zabiegała na wszelki sposób, aby jeżeli nie wzbronić odjazdu, przynajmniej go odroczyć. Przyszło do tego, iż okazywała politowanie nad Elżbietą, która na Litwie lekarzy miała być pozbawioną, gdy w Krakowie do wyboru ich było, a stan zdrowia pilnej wymagał pieczy. Ale August miał dwu doktorów - Polaka i Włocha, którzy, choć może Strusiowi i astrologom, doktorom Bony sławą nie równali, zdaniem jego starczyli. Wiedząc, jak dalece każde zbliżenie się czulsze do żony matkę rozdrażnia, król młody w czasie pobytu w Brześciu mało, krótko i z dala ją tylko widywał, co ona rozumiała dobrze i nie żaliła się na to. Żyła cała w tej błogiej przyszłości, jaką sobie obiecywała. Na próżno też potajemnie zabiegała Bona, aby puszczenie rządów Litwy Augustowi choćby odroczyć. Dotąd powolny Zygmunt, usilnym naleganiom nie tylko Litwy, ale senatorów polskich uległ, znajdując słusznym, aby ten, co po nim miał objąć rządy całego kraju, uczył się na części jego trudnej sztuki rządzenia ludźmi. Rzecz została postanowiona, ogłoszona i Bona ze swym obozem, który w Litwie miał mało sprzymierzeńców, poniosła wielką klęskę