Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wychylił połowę zawartości szklanki i podświadomie zakręcił trzymanym w ręku naczyniem, obserwując uważnie jak brązowy płyn wiruje pod działaniem siły reakcji odśrodkowej i siły ciążenia. Podniósł oczy i spojrzał znacząco na Tyburna. - Pan przecież dobrze o tym wie, poruczniku. - Obowiązek! Czy obowiązek jest aż tak ważny? - spytał Tyburn. Ian najpierw zerknął na niego, a następnie odwrócił wzrok w stronę niewidzialnej zasłony, skutecznie zmagającej się z hulającym na zewnątrz wiatrem. - Nie ma nic ważniejszego od poczucia obowiązku dla żołnierza. - Ian powiedział to ze skupieniem, na wpół do siebie, na wpół do Tyburna. - Najemnicy mają prawo wymagać od swoich oficerów pełnej opieki. Jeśli oficer nie pełni swoich obowiązków właściwie, to wtedy staje przed sądem. A to z kolei ustrzega ich przez popełnieniem podobnego błędu. Tak rozumiana sprawiedliwość motywuje przestrzeganie obowiązków. Tyburn zamrugał oczami, jak gdyby ktoś wymierzył mu solidny cios w głowę. - A zatem chodzi o wymierzenie sprawiedliwości w imieniu tych trzydziestu dwóch poległych żołnierzy Briana - wykrzyknął, bo dopiero teraz dotarło do niego to, co stanowiło credo postępowania Iana - to dlatego leciał pan tak daleko! - Tak. - Ian potakująco skinął głową i podniósł szklankę, jak gdyby chciał wypić resztę whisky we wspólnym toaście z szalejącą za oknem szarugą. - Ale te sprawiedliwość chce pan wymierzyć cywilowi. Kenebuck ma nad panem pełną przewagę. Przerwało mu brzęczenie ekranu komunikacyjnego umieszczonego w rogu pokoju. Ian odstawił pustą szklankę, podszedł do ekranu i nacisnął włącznik. Jego szerokie plecy i ramiona zasłoniły Tyburnowi ekran. Zza pleców słychać było jednak znajomy głos. Był to głos Jamesa Kenebucka. - Graeme, słuchaj !... Chwila ciszy. Potem Ian spokojnie powiedział: - Słucham. - Jestem już sam - ciągnął dalej ostrym i napiętym głosem Kenebuck - goście już poszli. Miałem okazje przejrzeć rzeczy Briana. Przerwał. Tyburnowi wydało się, że nie dokończone zdanie wisi w powietrzu. Ian też chciał, by ostatnie tony zdania ucichły, odczekał wiec chwile i dopiero wtedy powiedział: - Tak? - Może byłem trochę nieprzyjemny - przeprosił Kenebuck. Ale wymuszony ton przeprosin nie pasował do wypowiadanych słów. - Nie wpadłbyś może do mnie na górę? Porozmawialibyśmy o Brianie. - Przyjdę - powiedział Ian. Wyłączył ekran i obrócił się w stronę Tyburna. - Chwileczkę - rzucił Tyburn wstając z krzesła. - Pan przecież nie może tam pójść! - Nie mogę! - Ian zerknął kpiąco na Tyburna - zostałem przecież zaproszony, poruczniku. Słowa te podziałały na Tyburna niczym kubeł zimnej wody. - To prawda. Tylko dlaczego?... Dlaczego ponowił zaproszenie? - Bo teraz ma już czas. Jest sam, no i przejrzał paczkę Briana. - Ale przecież w paczce nie było nic ważnego: zegarek, portfel, paszport, trochę innych papierów... Celnicy dali nam listę zawartości. Nie było tam niczego nadzwyczajnego. - To prawda - zgodził się Ian - i pewnie dlatego właśnie chce się ze mną ponownie zobaczyć. - Ale czego chce od pana? - Chce mnie samego. Wzrok Iana spotkał się ze zdumionym spojrzeniem Tyburna. - Był zawsze zazdrosny o Briana -ciągnął dalej równie uprzejmym, może nawet przesadnie uprzejmym tonem. - Bał się, że Brian z wiekiem go przerośnie. Dlatego próbował go złamać, a nawet zabić. Aż w końcu Brian stanął przed nim. Spotkali się twarzą w twarz. - Brian? Kiedy? - Dzisiaj - odpowiedział Ian, obrócił się i ruszył w stronę drzwi. Tyburn widział, że Ian odchodzi. Podskoczył do góry jak oparzony, jak gdyby obudził się niespodziewanie z głębokiego snu. Otrząsnąwszy się w ten sposób z oszołomienia dał trzy ogromne susy, tak, że w sekundę znalazł się przy Ianie, gdy ten otwierał już drzwi. - Niech pan zaczeka - rzucił w pośpiechu. - Kenebuck nie będzie sam. Ma ochronę. Tych trzech oprychów czuwających zawsze w drugim pokoju. Z pewnością zastawił też u siebie jakąś pułapkę... Delikatnie jak tylko potrafił, Ian zdjął dłoń policjanta ze swego ramienia. - Wiem - powiedział. I wyszedł. Tyburn znieruchomiał w drzwiach jak gdyby ogłuszony i patrzył za znikającą sylwetką