Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

A Lacedemończycy większą na to uwagę zwracają niż wszyscy inni. Atakując sąsiadów nie mają zaufania we własne siły i korzystają przy tym z pomocy licznych sprzymierzeńców; z tego wynika, że ich lądowanie na wyspie nie jest prawdopodobne, gdyż panowanie na morzu jest w naszym ręku.« Melijczycy: »Lecz mogą posłać innych: morze wokół Krety jest rozległe, przez co temu, kto nad nim panuje, trudniej jest dopaść przeciwnika niż temu, kto chce się przemknąć — uniknąć zguby. Jeśliby zaś miało się to nie udać, mogą przecież Lacede- mończycy zwrócić się przeciwko waszemu krajowi i przeciwko tym waszym sprzymierzeńcom, do których nie dotarł Brazy- das: wtedy będziecie musieli troszczyć się nie o kraj obcy, lecz o własne ziemie i ziemie waszych sprzymierzeńców.« Ateńczycy: »To byłby właśnie wypadek, który zarówno wam jak i nam znany jest z doświadczenia. Wiecie przecież, że Ateń- czycy nigdy jeszcze nie odstąpili od żadnego oblężenia z obawy o inny front walki. Zwracamy wam jednak uwagę, że chociaż ustaliliśmy, iż będziemy zastanawiać się nad ocaleniem, nie powiedzieliście w czasie tych długich rozmów ani jednego sło- wa, na którym można by budować ocalenie. Najsilniejszą wa- szą podporą są odległe nadzieje, podczas gdy środki, jakimi roz- porządzacie w obecnej sytuacji, są nikłe w stosunku do sił, które wam przeciwstawiono. Postąpicie też bardzo lekkomyśl- nie, jeśli po naszym odjeździe nie poweźmiecie jakiejś rozsąd- niejszej decyzji. Nie powodujcie się niewczesnym uczuciem honoru, który w niebezpieczeństwach jawnych i grożących hańbą wielu doprowadził do zguby. Na ogół bowiem ludzie dają się zwieść słowu „hańba" i chociaż Widzą, do czego ich to prowadzi, ulegają sile tego wyrazu, rzucając się dobrowol- nie w otchłań niepowetowanych nieszczęść i ściągając na swą głowę z braku rozwagi jeszcze większą hańbę. Lecz wy unik- niecie tego, jeśli poweźmiecie słuszną decyzję i jeśli uznacie, że nie jest hańbą ustąpić przed najpotężniejszym państwem, które stawia wam umiarkowane warunki. Chcemy, żebyście się stali naszymi sprzymierzeńcami i zachowując swe terytorium płacili nam daninę. Mając więc wolny wybór między wojną a bezpieczeństwem, nie wybierajcie zła pod wpływem fałszy- wej ambicji. Najlepiej może postępują ci, którzy równym sobie nie ustępują, dla silniejszych zachowują szacunek, wobec słab- szych umiar. Zastanówcie się nad tym po naszym odejściu i pa- miętajcie, że podejmujecie decyzję w sprawie ojczyzny, którą macie tylko jedną i której los zależeć będzie od tej jednej de- cyzji: dobrej lub złej.« Ateńczycy opuścili obrady. Melijczycy pozostawszy sami po- wzięli decyzję zgodną z tym, co mówili podczas spotkania z Ateńczykami, i dali następującą odpowiedź: »Ateńczycy! Nie zmieniliśmy naszych poprzednich poglądów; nie damy w jed- nej chwili odebrać wolności miastu, które od siedmiuset lat zamieszkujemy, lecz ufając losowi kierowanemu ręką boską, który dotychczas zapewnił nam przetrwanie, oraz przy pomocy ludzi, mianowicie Lacedemończyków, będziemy starali się oca- lić. Wzywamy was, żebyście nam pozwolili być waszymi przy- jaciółmi i zachować neutralność oraz żebyście zawarłszy z nami układ, jaki wyda się stosowny obu stronom, odeszli z naszego kraju.« Taką odpowiedź dali Melijczycy. Ateńczycy zaś, przerywając w końcu rozmowy, oświadczyli: »Na podstawie waszych decy- zji wydaje nam się, że jesteście jedynymi ludźmi na świecie, którzy bardziej liczą na przyszłość niż na teraźniejszość, którzy kierując się własnymi życzeniami patrzą na rzeczy niepewne jakby na pewną rzeczywistość. Im bardziej liczycie na Lacede mończyków, szczęście i nadzieję, tym większego doznacie roz- czarowania.« Posłowie ateńscy powrócili do obozu, strategowie zaś widząc nieustępliwość Melijczyków od razu przystąpili do działań wo- jennych. Rozdzieliwszy poszczególne odcinki między poszcze- gólne państwa, zamknęli Melijczyków dokoła murem. Później zostawiwszy załogę złożoną z Ateńczyków i sprzymierzeńców dla pilnowania Melos od strony lądu i morza, wycofali się z większą częścią armii. Załoga, która pozostała, oblegała mia- sto. W tym samym mniej więcej czasie wpadli Argiwczycy do kraju fliunckiego, lecz Fliuntyjczycy i emigranci argiwscy za- stawili na nich zasadzkę i zabili koło osiemdziesięciu ludzi. Ateń- czycy robiąc wypady z Pilos grabili kraj lacedemoński. Jednak- że Lacedemończycy nie uznali tego za powód do zerwania po- koju i podjęcia wojny z Ateńczykami. Ogłosili natomiast ofi- cjalnie, że kto chce, może grabić Ateńczyków. Również Koryn tyjczycy prowadzili wojnę z Ateńczykami z powodu pewnych miejscowych sporów; reszta Peloponezyjczyków zachowywała pokój. Także Melijczycy dokonali wypadu nocnego, zajęli część fortyfikacji ateńskich naprzeciw rynku i zabili kilku ludzi. Sprowadziwszy do miasta, ile się tylko dało, żywności i innych rzeczy, wycofali się z powrotem i zachowywali spokój. Od tego czasu Ateńczycy mieli się więcej na baczności. Na tym skoń- czyło się lato. Następnej zimy Lacedemończycy zamierzali wyprawić się przeciw Argos, jednak wobec tego, że ofiary na granicy wy- padły niepomyślnie, wycofali się z powrotem. W związku z tą wyprawą Argiwczycy powzięli podejrzenie co do niektórych swych obywateli i część ich aresztowali; niektórym tylko udało się zbiec