Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Potem stała się wspomnieniem nocy. Zacisnął pięści. - On jest niebezpieczny - wyszeptał. - Zawsze był. Co mnie z nim tak wiąże? Jeszcze tego wieczoru opuścił Miasto Kręgów, i wiele dni i nocy, których rachubę zgubił, spędził ukryty przed światem i niemal przed samym sobą w prawie ziemi Herun. Dryfował bezpostaciowy z mgłami, wsiąkał w nieruchome, zdradliwe moczary i czuł, jak poranny szron, osiadając na błocie, szuwarach i zahartowanych bagiennych trawach, srebrzy mu twarz. Krzyczał głosem bagiennego ptaka i patrzył w gwiazdy z głębi obojętnej kamiennej płyty. Przemierzał wzgórza, łącząc swój umysł ze skałami, drzewami, strumykami, przeszukując kopalnie żelaza, miedzi i szlachetnych kamieni. Tkał z macek umysłu ogromną pajęczynę nad drzemiącymi polami i bujnymi, zamglonymi pastwiskami, łącząc się z martwymi korzeniami, zamarzniętymi bruzdami i splątanymi trawami, którymi żywiły się owce. Łagodność tej ziemi przypominała mu Hed, z tym że tutaj wyczuwało się jakąś mroczną, niespokojną siłę, wyrzynającą się z gleby w kształty skalnych pagórków i monolitów. Badając to wszystko, dryfował bardzo blisko umysłu morgoli; wyczuwał, że jej czujność i inteligencja zrodziły się z potrzeby, z dziedzictwa ziemi, którą moczary i mgły czynią bardzo niebezpieczną dla mieszkańców. W dziwnych kamieniach i bogatych złożach pod wzgórzami kryła się jakaś tajemnica; umysły morgolów wniknęły także tam. Zgłębiając prawo tej ziemi, Morgon czuł, jak na jego umysł spływa ukojenie wywoływane czystością świadomości i wizji. W końcu, kiedy zaczął już widzieć jak morgola istotę wszystkich rzeczy, powrócił do Miasta Kręgów. Wrócił tak, jak odszedł; cicho jak kłaczek przyziemnej mgły napływający z nieruchomej, zimnej heruńskiej nocy. Przybrawszy ponownie własną postać, poszedł za głosem morgoli. Stanął w jej małej, eleganckiej sali oświetlanej przez ogień płonący na kominku. Morgola rozmawiała właśnie z Yrthem; czuł się nadal sprzęgnięty z jej spokojnym umysłem. Nie zrywał tej więzi. Obok morgoli siedziała Lyra; Raederle przesunęła się bliżej ognia. Z wieczerzy, którą jedli, pozostały już tylko dzbany z winem. Raederle odwróciła głowę i zobaczyła Morgona; uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. Jego uwagę przyciągnęła Lyra. Ubrana była w lekką, zwiewną szatę; włosy miała zaplecione w warkocz zwinięty pod złotą siateczką. Z jej twarzy zniknęła wyniosła pewność siebie; oczy wydawały się jakieś starsze, przygaszone, zamglone wspomnieniem widoku oddanych pod jej komendę strażniczek ginących w Lungold. Powiedziała do morgoli coś, czego Morgon nie dosłyszał. - Nie - odparła morgola. - Jadę do Ymris. - Lyra wpatrywała się z wyzwaniem w ciemnych oczach w morgolę, ale głosu nie podniosła. - Jeśli nie ze strażniczkami, to u twego boku. - Nie. - Matko, nie służę już w twojej straży. Wystąpiłam z niej po powrocie z Lungold, nie spodziewaj się więc, że będę ci we wszystkim bezwzględnie posłuszna. Ymris to przerażające pole bitwy... straszniejsze niż Lungold. Jadę... - Jesteś moją ziemdziedziczką - powiedziała morgola. Twarz miała nadal spokojną, ale Morgon wyczuwał w jej umyśle lęk zimny jak heruńskie mgły. - Zabieram na Wichrową Równinę całą straż Herun. Dowództwo powierzę Goh. Ty powiedziałaś, że nie weźmiesz już włóczni do ręki, i rada byłam, że tak zdecydowałaś. Nie ma potrzeby, żebyś walczyła w Ymris, tu jesteś o wiele bardziej potrzebna. - Na wypadek, gdybyś ty zginęła - mruknęła Lyra. - Nie rozumiem, po co sama się tam udajesz, ale jadę z tobą... - Lyro... - Tak zdecydowałam, matko. Nie muszę cię już słuchać. Robię, co chcę, i postanowiłam jechać z tobą. Morgola ścisnęła mocniej czarkę z winem. Sprawiała wrażenie zaskoczonej tym odruchem. - A ja postanowiłam, że zostaniesz - powiedziała spokojnie. - I zatrzymam cię tutaj takim czy innym sposobem. Oczy Lyry zabłysły. - Matko! - zaprotestowała niepewnie. - Tak - powiedziała morgola - jestem twoją matką, ale również morgola. Nad Herun wisi śmiertelne zagrożenie. Chcę, żebyś tu została i broniła kraju, gdyby upadło Ymris. Śmierć nas obu w Ymris byłaby dla Herun katastrofą. - Ale po co ty tam jedziesz? - Bo wybierają się tam Har i Danan, i Mathom - powiedziała cicho morgola. - Ziemwładcy królestwa ciągną do Ymris, by tam walczyć o przetrwanie... a może nawet o coś ważniejszego. W sercu królestwa zalega splot nierozwiązanych zagadek; chcę być przy ich rozwiązywaniu. Nawet ryzykując życie. Chcę poznać odpowiedzi z pierwszej ręki. Lyra milczała. Ich twarze, oświetlone miękkim blaskiem ognia, były niemal nie do rozróżnienia w swoim szlachetnym pięknie. Ale ze złotych oczu morgoli nie dało się niczego wyczytać, podczas gdy oczy Lyry były jak otwarta księga. - Harfista nie żyje - wyszeptała. - Jeśli to cię interesuje. Morgola spuściła wzrok, a potem wyciągnęła rękę i dotknęła policzka Lyry. - W królestwie więcej jest pytań pozostających bez odpowiedzi - powiedziała - i to chyba ważniejszych. - Ściągnęła brwi. - Zagadki bez odpowiedzi mogą być straszne - dorzuciła po chwili. - Ale z niektórymi da się żyć. Co do reszty... Yrth sądzi, że to, co zrobi na Wichrowej Równinie Naznaczony Gwiazdkami, będzie przełomem. - Czy uważa też, że konieczna jest tam twoja obecność? I skoro Wichrowa Równina ma takie ogromne znaczenie, to gdzie jest Najwyższy? Dlaczego ignoruje Naznaczonego Gwiazdkami i całe królestwo? - Nie wiem. Może Morgon potrafi odpowiedzieć na niektóre... - Morgola uniosła nagle głowę i dostrzegła Morgona stojącego w cieniu i przychodzącego powoli do siebie. Uśmiechnęła się i wyciągnęła w powitalnym geście rękę. Yrth drgnął lekko, być może zauważając jej oczami podchodzącego do stołu Morgona. Wydał się Morgonowi jakiś dziwny, spokrewniony z mgłami i monolitami Herun, które niedawno penetrował i poznawał. Morgon skłonił się bez słowa morgoli. - Znalazłeś to, po co tu przybyłeś? - spytała. - Tak. Wszystko, co zdołałem udźwignąć. Jak długo mnie nie było? - Prawie dwa tygodnie. - Dwa... - Głos mu się załamał. - Tak długo? Przyszły jakieś wieści? - Niewiele. Z Hlurle przybyli kupcy po broń dla Caerweddin. Od jakiegoś czasu obserwowałam mgłę przemieszczającą się od Osterlandu na południe i dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, czym jest. - Mgła? - Morgon przypomniał sobie znamię na dłoni Hara, na którą padał blask ogniska. - Vesty? Czy Har prowadzi do Ymris vesty? - Są ich setki, ciągną przez lasy. - To wspaniali wojownicy - odezwał się Yrth. - I nie ulękną się ymriskiej zimy. - Wiedziałeś - żachnął się Morgon. - Mogłeś go powstrzymać. Górnicy, vesty, strażniczki morgoli... dlaczego ściągasz z królestwa taką nie wyszkoloną, nie zaprawioną w bojach armię? Ty jesteś ślepy, ale my wszyscy będziemy musieli patrzeć na rzeź tych ludzi i zwierząt... - Morgonie - przerwała mu łagodnie morgola - Yrth do niczego mnie nie przymuszał. - Yrth... - Morgon urwał i przesunął dłonią po twarzy, usiłując się powstrzymać od wdawania w bezcelową dyskusję. Yrth wstał, podszedł do kominka i stanął tam ze spuszczoną głową