Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Albert w ogóle się nie odezwał, jakby go ten temat nie interesował. Przygnębiło to Freda. 151 – Idę popływać – powiedział, by jakoś przerwać to przerażające zachowanie brata. – A ty? – Nie. – Nie?! – zdumiał się Fred. Zwykle mieli takie same pragnienia. – Jesteś pewien? – Popsuł ci się słuch? Nie! Nie idę! Nie trafisz sam do wody? Tego już było Fredowi za dużo. – Trafię – powiedział z godnością. – Nie to nie. Poszedł, ale tak jakoś niepewnie. Było mu pusto z tej strony, z której zawsze szedł Albert. I w ogóle samotne moczenie się w wodzie nie miało dla niego żadnego uroku. Zacisnął jednak zęby, wskoczył do wody i popłynął w głąb zatoki, by pokazać bratu, że nie zależy mu na jego towarzystwie. Albert tymczasem dalej obserwował ptaki, choć i jemu zrobiło się nieswojo. W dodatku Baśka, przyczyna jego złego humoru i zgryzoty, wypatrzyła to ich niecodzienne rozdzielenie i nie tracąc ani chwili, popchnęła Kaśkę do wody, by ruszyła za Fredem, a sama zjawiła się przy Albercie i opadła na piasek tuż przy jego ręczniku. Chłopak był przekonany, że przyszła z niego kpić. Najeżył się więc cały, ale dziewczyna przemówiła do niego ze słodyczą i bezradnością w głosie: – Nie mogę otworzyć tej butelki. Pomożesz? Albert otworzył ją bez trudu. – No proszę, co to jednak męska siła. A ja tak się męczyłam z tą nakrętką. – Trzeba było poprosić Marcina – powiedział zgryźliwie Albert. – Nie pomyślałam o tym. A może posmarowałbyś mi plecy? Bliźniak spojrzał nieufnie na buteleczkę. Podejrzewał jakiś podstęp. Czyżby to był klej wszystkoklejący albo jakaś ciecz przypominająca zapachem wydzieliny skunksa? Nie, to nie mogła być zwykła emulsja. Rozmyślał o tym przez chwilę, aż Baśkę to zniecierpliwiło. – Smarujesz czy mam szukać innego chętnego? – Odwróciła ku niemu swoje smukłe i opalone plecy. Albert poczuł niezdrowy dreszcz. – Smaruję! – powiedział pośpiesznie, gotowy narazić się na każde niebezpieczeństwo, byleby tylko dotknąć Baśki. – Tylko nie za dużo – zaoponowała dziewczyna, widząc, jakie ilości emulsji wyciska na swoją olbrzymią rękę. – I dokładnie – dodała słodziej. – Nie, to nie ma sensu! – jęczała Baśka piętnaście minut później. – Oni pod pewnymi względami są na etapie niemowlaków. Spytałam Alberta, czy lubi spacery. Odpowiedział, że lubi. Spytałam, jak zapatruje się na spacery plażą. On na to, że owszem, bardzo pozytywnie. Więc pytam, czy spacerował tutaj. On, że owszem, z Fredem. Ja pytam, czy nie myślał o spacerach z kim innym. On, że nie myślał. A miał przy tym taki wzrok, jakbym pytała go o coś niemoralnego. A gdy mu powiedziałam, że też lubię spacery, to tak wytrzeszczył oczy, jakbym się rozebrała do rosołu. I na tym się skończyło. Wrócił Fred i zgadnij, co zrobili? – Poszli razem na spacer? – Owszem. A ja muszę zeskrobać z pleców kilogram tłuszczu. Albert swoją wielką łapą wycisnął całą buteleczkę i to wszystko wklepał w moją skórę. Jestem tłusta jak szprotka w oliwie. A ty co zdziałałaś? Kaśka zaczerwieniła się. – Nic. Jakoś nie mogłam... Zresztą Fred nie zwracał na mnie uwagi. – Akurat! Nie ze mną te numery. Po prostu boisz się Freda i omijasz go z daleka. Mogłaś przynajmniej zająć go przez chwilę, miałabym więcej czasu na urabianie Alberta. – Urabianie?! Brr! Okropne słowo. Tylko że to i tak na nic. Jeśli chcesz znać moje zdanie w ich sprawie, to ci powiem, że źle się do tego zabieramy. Tu żadne sztuczki nie pomogą. – No?! Czyżbyś wiedziała, jak ich rozdzielić? – Owszem. – Zaciekawiasz mnie. 152 Kaśka znowu zapłoniła się po czubki uszu. To ją trochę rozzłościło, tym pewniej powiedziała: – Nie trzeba im opowiadać o spacerach, ale zaprosić na spacer. – To czemu tego nie zrobiłaś? – spytała Baśka ironicznie. – Miałaś wyjątkową okazję. – A gdyby Fred odmówił? – Tobie? Nie sądzę. Kaśka jednak na samą myśl o spacerowaniu z Fredem dostawała gęsiej skórki, a cóż dopiero mówić o składaniu bliźniakowi takich propozycji. – O rany! – sapnęła Baśka, widząc jej płonące policzki. – Ale mam z ciebie pożytek! Mogłabyś kwitnąć w prowincjonalnym ogródku zamiast piwonii. Zaczerwieniłaś się tak, jakbyś miała pogadać nie z Fredem, kolegą z tej samej klasy i wrednym robalem, a co najmniej z księciem z bajki. Nawet z Wieśkiem umiesz szeptać po kątach. Fred nie jest chyba gorszy od Wiesia? Co?! A dużo bardziej nieszczęśliwy, bo nie zaznał samotności. To życiowy kaleka! Biedaczysko! Nie pomożesz Fredzikowi? Kropla drąży skałę. Baśka postanowiła, że nie da Kaśce ani chwili spokoju. Albertowi też – jutro znowu będzie smarował jej plecy