Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ich naród nigdy nie pragnął tej wojny. Ani ich wojsko, ani marynarka, ani lotnictwo. Pamiętacie, jak armia Wavella zmiażdżyła Włochów w Północnej Afryce? Tuż po bitwie ktoś zrobił zdjęcie, zdjęcie, które obiegło cały świat. Widać na nim około tysiąca włoskich jeńców prowadzonych przez angielskich żołnierzy do obozu za drutami. Upał panował wtedy taki, że żołnierze dali trzem Włochom do niesienia swoje karabiny. To mniej więcej określa stosunek Włochów do wojny. Jeśli sprawa jest bliska ich sercu, umieją się bić równie dzielnie jak ktokolwiek inny. Ale ta sprawa nie jest im bliska, wręcz przeciwnie. To jest wojna Niemiec i Włosi nie chcą walczyć w niemieckiej wojnie, bo w gruncie rzeczy Niemców nie lubią. Nie od wczoraj słyszy się - i od Włochów, i od Anglików - że w głębi serca Włosi są probrytyjscy. Tak naprawdę to oni są prowłoscy. Nikt tego sobie lepiej nie uświadamia niż Włoskie Dowództwo Naczelne. Ale, oczywiście, idzie tu o coś więcej niż tylko o patriotyzm. We włoskim dowództwie nie brak tęgich mózgów i jestem przekonany, że są tam ludzie, którzy już teraz, na tak wczesnym etapie wojny, wyznają pogląd, że Niemcy ją przegrają. - Petersen rozejrzał się po izbie. - Być może to nie wasz pogląd, ani też mój, lecz to nieważne. Istotne jest, tak uważam, że oni tak sądzą, i że już teraz usiłują wymyślić sposób na osiągnięcie ugody - nazwijmy to tak z braku lepszego słowa - z Anglikami i Amerykanami. Ta ugoda miałaby naturalnie formę bezwarunkowej kapitulacji, ale wcale by tak nie było. Oznaczałoby to ze strony Włochów stuprocentową współpracę z siłami brytyjsko-amerykańskimi w każdej dziedzinie z wyjątkiem działań wojskowych ich pierwszoliniowych oddziałów. - Jesteś bardzo pewny swego, Peter - stwierdził Metrović. - Skąd ta pewność? - Mam lepszy od was dostęp do źródeł informacji. Jestem w stałym kontakcie z siłami niemieckimi i włoskimi na terenie kraju i, jak wiesz, często bywam we Włoszech. Rozmawiałem tam z bardzo wieloma ludźmi. Z wojskowymi i z cywilami również. Nie jestem ani głuchy, ani z tych, co do trzech zliczyć nie potrafią. Wiem na przykład, że włoski i niemiecki wywiad ledwo z sobą rozmawiają, a już na pewno nawzajem sobie nie ufają. Generał Granelli - szef włoskiego wywiadu i zarazem przełożony majora Cipriano, o którym mówiłem - to obrzydliwa i niebezpieczna postać, ale przy tym wszystkim to bardzo bystry facet. On, tak jak i inni, doskonale orientuje się w sytuacji i możliwościach i nie ma wątpliwości, że Niemcy źle skończą. On sam jednak wcale źle skończyć nie zamierza. Nie wątpi też ani odrobinę w to, że i ja wiem, co jest grane. Jeśli zacznę głośno dawać wyraz swym obawom, a właściwie przekonaniom, będę tym samym stanowił dla niego spore zagrożenie. Sądzę, że już dwukrotnie kazał mnie zlikwdować i dwukrotnie w ostatniej chwili zmieniał zdanie. Wiem, że zdecyduje się po raz trzeci i jest to jeden z powodów, dla których chcę się stąd zabrać, nim trafi tu Cipriano, oczywiście w płaszczyku lojalnego sprzymierzeńca, i zorganizuje mi jakiś wypadek. Ale, rzecz jasna, wyjeżdżam głównie po to, żeby dotrzeć do ich łącznika, zanim, dotrze do mnie. - Łącznika? Jakiego łącznika? - Skonsternowany Harrison potrząsnął głową. - Mówisz zagadkami, Peter. - Dziecinnie prosta zagadka. Jeśli Niemcy przepadną, to z kim do towarzystwa? - Aha! - - No właśnie. Aha. Razem z tymi, którzy walczyli z nimi ramię w ramię. Nas nie wyłączając. Gdybyś był generałem Granelli i miał jego bystre, perspektywicznie widzące oko, które z jugosłowiańskich sił opozycyjnych byś wspomagał? - Chryste Panie! - w okrzyku Harrisona dało się słyszeć lekkie oszołomienie. Rozejrzał się po izbie. Pozostali, w tym także Ranković i Metrović, zdawali się być pogrążeni w zadumie. - Więc ty twierdzisz, że Granelli i ten jego Cipriano współpracują z partyzantami i że Cipriano jest klasycznym podwójnym agentem?! Petersen potarł brodę, spojrzał krótko na Harrisona, westchnął, dolał sobie trochę wina i nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć. Chata Petersena nie mogła się w ogóle porównywać z apartamentami, które dopiero co opuścili. Wyszli cokolwiek przedwcześnie, lecz po ostatnich słowach Harrisona zapadła przedłużająca się cisza i rozmowa już się jakoś nie kleiła. Harrison i obydwaj czetnicy pogrążyli się w głębokiej zadumie. Sarina i Lorraine wyrazem twarzy dawały do zrozumienia, że ich awersja do Petersena nie tylko wróciła, ale i przybrała na sile