Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ale jego motywy nie były dla niej szczególnie istotne. Liczyło się, że to zrobił, że przywrócił jej radość życia, pozbawił zżerającego ją od wielu dni lęku, a w końcu kazał jej wątpić, że miał w ogóle coś wspólnego ze zniknięciem młodej cyrkówki. Aczkolwiek można to było również widzieć inaczej. Pracownicy ośrodka dysponowali stosowną wiedzą i doświadczeniem, prędzej czy później zrozumieliby, co Ben pragnie zademonstrować przy pomocy lalek i szybko doszliby do sedna sprawy. Koniec końców, do domu Schloesserów nadeszło tylko pisemne wezwanie od rady miasta, aby odpowiednio zabezpieczyć łąkę, i rachunek wystawiony przez straż pożarną. Jakob zapłacił, zgrzytając zębami, kupił drewniane listwy i parę metrów siatki drucianej. Zbudował rodzaj stożka, który ustawił nad „odwróconym lejkiem”. I ani myślał ogradzać całej działki jak obozu jenieckiego. Przez wiele dni Trude błagała go, żeby to zrobił, ale Jakob uparł się i był głuchy na jej słowa. Ben dochodził do siebie, rany na jego ciele z wolna się zabliźniały, znacznie gorzej było jednak z ranami, które zadano jego psychice. Czternaście dni w obcym otoczeniu, pojawianie się i znikanie znanych mu twarzy. Kiedy odchodzili, pozostawał sam. I zwykle przychodził potem do niego ktoś obcy i kłuł go igłą w ramię, ponieważ zaczynał szaleć. To była dla niego znacznie większa kara niż lanie Baerbel i kilka godzin spędzonych w „odwróconym lejku”. Stał się zamknięty w sobie i nieufny. Kiedy Trude mogła go wreszcie zabrać do domu, już nie odstępował jej ani na krok. Kiedy byli w kuchni, siedział w kącie zatopiony w ponurych rozmyślaniach. Gdy w drzwiach kuchni pojawiał się Jakob, jego syn podnosił głowę, mrugał na powitanie jak żebrzący o przyjaźń kot i przysuwał się do Trude. Anita wyprowadziła się w lipcu, maturę zdała śpiewająco i teraz wynajęła pokój w Kolonii, żeby czekać w spokoju na miejsce na uczelni. Kiedy Baerbel przychodziła ze szkoły, chwytał Trude za fartuch, obejmował ją ze wszystkich sił i szedł z nią nawet do toalety. Kiedy musiała iść do wsi, biegł obok niej, trzymał ją mocno za rękę, wpatrzony w jej twarz jak w święty obraz, jak gdyby chciał się przekonać, że naprawdę jest obok niego. Sibylle Fassbender została poinformowana przez Illę Burg o tym, co naprawdę wydarzyło się na jabłonkowej łące. I uznała, że co jak co, ale z pewnością nie jest to dobry znak. „Nie mówię tego chętnie – powiedziała Sibylle – ale sama wiesz – bij psa, a będzie gryzł wszystko, co się rusza. Bij dziecko, a będziesz mieć zabijakę. Ben był takim dobrym chłopcem. Miejmy nadzieję, że tak zostanie. I że któregoś dnia nie wpadnie na pomysł, żeby odpłacać pięknym za nadobne, bo może trafić na takich, którzy wcale na to nie zasługują. Zwykle tak to bywa”. Obawy Sibylle nie były bezpodstawne, co okazało się już w sierpniu. Dla Trude było to jak grom z jasnego nieba, który spadł na nią w pewien upalny dzień, kiedy jak zwykle wzięła go ze sobą na zakupy. Przed drzwiami supermarketu wyrwał się jej z rąk. W pierwszym momencie Trude poczuła ulgę i pomyślała, że wreszcie przezwyciężył szok i nie jest już zdany wyłącznie na jej towarzystwo. Nie zwróciła uwagi na drobną, może dwunastoletnią dziewczynkę, która stała kilka metrów dalej przy krawężniku. Kiedy po kwadransie wyszła ze sklepu, tarzał się na chodniku. Pod nim leżała dziewczynka, którą dusił z wściekłością obiema rękami. Trude rzuciła się w jego stronę, pochwyciła go i szarpnęła gwałtownie do góry w tej samej chwili, kiedy szykował się, aby ugryźć w nos swoją ofiarę. Po południu na podwórzu Schloesserów pojawiła się rozwścieczona matka, groziła wniesieniem skargi o odszkodowanie oraz innymi restrykcjami. Trude wyciągnęła portmonetkę, wcisnęła jej w dłoń kilka banknotów i tak długo prosiła, przepraszała i przekonywała, aż w końcu udało się jej z najwyższym trudem ułagodzić zirytowaną kobietę i zatroszczyć o to, żeby Jakob nie dowiedział się o całym zajściu. Ale nie skończyło się na jednym incydencie. Dwa dni później Trude pieliła grządki w swoim ogrodzie. Ben przycupnął na skraju łąki. Polną drogą zbliżała się dziewczynka na rowerze. Ben podskoczył, stanął w rozkroku na środku drogi