Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. (Barman nim nie jest.) Brzask za otwartym oknem, tuż po godzinie szóstej pojawił się jak skalna ściana, szara, szczelna, granitowa: z granitu nagle przebija się jak krzyk, ale bezgłośnie, głowa końska z otwartymi szeroko oczyma, z pianą na pysku, rży, ale bezdźwięcznie, próbuje wyskoczyć z granitu, za pierwszym razem nie udaje jej się i nigdy się nie uda, widzę to, tylko dzika głowa z rozwianą grzywą wyrwała się z granitu, głowa pełna śmiertelnej trwogi; tułów pozostaje w środku, beznadziejnie; białe oczy o błędnym wyrazie spoglądają na mnie szukając zmiłowania... Zapaliłem światło. Leżałem z otwartymi oczyma. Widziałem: - znienacka znieruchomiała grzywa z czerwonej terakoty, bez życia, z terakoty albo z drzewa, z kredowobiałym uzębieniem, z czarnymi, lśniącymi nozdrzami, wszystko artystycznie pomalowane, bezgłośnie, powoli głowa końska cofa się w głąb skały, zamykającej się bezgłośnie, szczelnie, jak brzask za oknem, szary, granitowy jak na Przełęczy św. Gotharda; głęboko w dolinie daleka szosa, na zakrętach pstre samochody, podążają wszystkie do Jerozolimy (nie wiem, skąd ta pewność!), kolumna kolorowych samochodzików, podobnych do zabawek. Zadzwoniłem. Na dworze padał deszcz. Leżałem z otwartymi oczyma. Kiedy wreszcie nadeszła pielęgniarka i zapytała, co się stało, poprosiłem o kąpiel, co jednak bez zgody lekarza było o tej godzinie niemożliwe; zamiast tego dała mi soku i upomniała, żebym był rozsądny; powinienem spać, powiedziała, aby jutro być w dobrym stanie podczas wizyty lekarza i móc w sobotę opuścić lecznicę; potem zgasiła światło... Wyobrażam sobie: Kiedy młoda pielęgniarka, mająca dyżur nocny, zjawia się wreszcie - jest Łotyszką, nazywa się Elke - zastaje łóżko puste; chory sam sobie zrobił kąpiel. Spocił się, a ponieważ chce się wykąpać, stoi nagi w kłębach pary, słyszy wyrzuty pielęgniarki, ale nie widzi jej; Elke jest przerażona, twierdzi, że pacjent nie wie, co robi. Dopiero kiedy zamknęła okno, a kłęby szarej pary, które zamgliły również lustro, stopniowo znikają, chory nagle uświadamia sobie swą nagość i uśmiecha się. Niech wróci do łóżka, mówi pielęgniarka, niech natychmiast zamknie kran; ponieważ tego nie czyni, chce to zrobić sama, ale nagus zagradza jej drogę, nie mając na razie nic innego pod ręką, aby się okryć w obliczu młodej dziewczyny, pomaga sobie żartem: - Jestem Adam! - Ona nie widzi w tym nic śmiesznego. On nie wie, dlaczego się śmieje. Dlaczego o tej porze zachciało mu się kąpieli, pyta pielęgniarka rzeczowo, w dodatku bez pozwolenia lekarza? Potem szybko wyciąga z szafy prześcieradło kąpielowe, aby skończyć z tym nonsensem; podaje mu je, żeby się nie przeziębił, bez słowa, a on patrzy na nią, jakby widział Elke po raz pierwszy. Dziewczyna o szarowodnistych, może zielonkawych oczach. Ujmuje ją za oba ramiona. Dziewczyna o płowych włosach i dużych zębach. - Cóż to ma znaczyć! - mówi. A on trzymając ręce na jej łopatkach słyszy siebie mówiącego: - Jestem Adam, a ty jesteś Ewa! - Jeszcze brzmi to jak żart; ona nie ma odwagi zawołać kogoś w uśpionym szpitalu, naciska tylko dzwonek, drugą ręką zmaga się z szaleńcem, nagle jednak pełna lęku, od chwili kiedy ostrożnie ściągnął jej z głowy niebieski czepeczek z czerwonym krzyżem. Twarz jej zna od tygodni, ale nowe są jej płowe włosy, teraz rozpuszczone, kipiące w nieładzie. Nie chce sprawić Elke bólu, chce tylko powiedzieć: jestem Adam, a ty jesteś Ewa! Ale trzyma ją za włosy, tak że dziewczyna nie jest w stanie poruszyć głową. - Słyszysz mnie? - pyta. Wystarczyłoby, by ta Ewa w roli pielęgniarki, studentka, chłopka znad Bałtyku, o zielonych oczach i końskich zębach, uśmiechnęła się, a żart zostałby przywrócony. Ale ona wpatruje się w niego. Jak się zdaje, on nie wie, że jest nagi. Ona już się z nim nie zmaga, on nawet tego nie czuje; ona walczy tylko o odzyskanie niebieskiego czepeczka, ale daremnie, choć tymczasem zjawił się na korytarzu lekarz dyżurny