Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Trzy tygodnie temu jego jedynym problemem było ponowne sprawdzenie samego siebie, a teraz? Kompletny chaos. Zachwiał się. Rachel chwyciła go za ramię i pomogła utrzymać równowagę, patrząc na niego rozszerzonymi oczami. — Zbladłeś. — Przez chwilę... już w porządku... nie... W głowie mi się kręci. — Sama czuję się trochę niepewnie. Nie jedliśmy m'c od wczoraj — wskazała ręką. — Tam jest restauracja. Musimy usiąść, odpocząć, napełnić brzuchy, a wtedy może rozjaśni nam się w głowach. Tym razem to ona poprowadziła Dzikusa, a on czuł się tak bezradny, że nawet się nie opierał. 7 Kelnerka w kimonie wręczyła im menu. Kiedy Dzikus otworzył • kartę, znów poczuł się zdezorientowany. Poszczególne pozycje nie były wydrukowane poziomo, jak na Zachodzie, lecz pionowo, co jeszcze bardziej wzmacniało poczucie braku równowagi duchowej. Chociaż obok japońskich ideogramów litościwie umieszczono angielskie tłumaczenie, Dzikus tak niewiele wiedział o tradycyjnej kuchni japońskiej, że jedyne, co mógł zrobić, to wskazać kolumnę po lewej, która polecała specjalność zakładu — kolację dla dwojga osób. — Sake? — zapytała kelnerka z ukłonem. Dzikus pokręcił głową. W tej chwili alkohol był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował. — Herbaty — poprosił, pełen wątpliwości, czy będzie zrozumiany. — Hai. Herbata — odpowiedziała kelnerka i oddaliła się drobnym krokiem. W głębi restauracji, w gwarnym barze koktajlowym, japoński piosenkarz country wykonywał utwór Hanka Williamsa „Jestem taki samotny, że chce mi się płakać". Dzikus zastanawiał się, czy śpiewak rozumiał słowa piosenki, czy też tylko wyuczył się ich na pamięć.Pociąg o północy... — Jeżeli jesteśmy w tarapatach, a myśleliśmy, że grozi to tylko Akirze... — Dzikus potrząsnął głową. — Rozumiem. Boję się nawet pomyśleć, co mogło mu się dzisiaj przydarzyć. — Rachel wyciągnęła rękę przez stół. — Ale nie możemy mu w żaden sposób dopomóc, w każdym razie nie teraz. Mówiłam ci, żebyś odpoczął. Zaraz będzie jedzenie. Musisz postarać się odprężyć. — Zauważyłaś tę zmianę ról? — Że ja się teraz opiekuję tobą? — odrzekła. — Uwielbiam to. — Nie lubię uczucia, że... — Że nie panujesz nad sytuacją? Będziesz miał jeszcze wiele okazji, aby robić to, co robisz najlepiej, i to zapewne wkrótce, ale dzięki Bogu nie w tej chwili. Czyż nie słyszysz głosu lelka... Restaurację wypełniał dym papierosowy i ostry zapach sosów. Rachel i Dzikus siedzieli na poduszkach przy niskim stole, pod którym znajdowało się wgłębienie pozwalające na opuszczenie nóg, swego rodzaju koncesja na rzecz długonogich cudzoziemców, którzy pragnęli stosować się do japońskiej tradycji, ale bez połączonych z tym niewygód. — Musimy spotkać się z Kamichim... to znaczy Shiraim — powiedział Dzikus. — Obaj z Akirą musimy wiedzieć, czy on widział naszą śmierć tak, jak my widzieliśmy jego śmierć. — Gdybym była na jego miejscu i organizowała demonstracje przeciwko amerykańskim bazom lotniczym, sprawiłabym sobie taką ochronę, przez którą nawet wy nie potrafilibyście się przebić — odrzekła Rachel. — Na pewno niełatwo do niego dotrzeć, a ponieważ jesteś Amerykaninem, wątpię, żebyś mógł po prostu zadzwonić do niego i umówić się na spotkanie. — Tak czy inaczej, już my sobie z nim porozmawiamy — odpowiedział Dzikus. — Mogę się o to założyć. Kelnerka podała im ciepłe, wilgotne serwetki, a potem pojawił się ich posiłek, na który składała się zupa z kawałków cebuli i grzybów, przyprawiona tartym imbirem, yamy w sosie sojowym z dodatkiem słodkiego wina, ryż w sosie curry i gotowana ryba z jarzynami. Dzikus nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był głodny. Chociaż porcje były bardziej niż obfite, wymiótł wszystko do ostatka i to z takim apetytem, że nie przeszkadzał mu nawet brak wprawy w posługiwaniu się pałeczkami. Cały czas myślał jednak o Akirze. Przez te osiemnaście godzin, od kiedy się rozdzielili, zmieniło się tak wiele, że ich ustalenia co do utrzymywania kontaktu nie były już teraz zbyt przydatne. — Nie mogę czekać do jutra do dziewiątej rano — powiedział. Przełknął resztkę herbaty, dołożył sowity napiwek do rachunku i wstał. — W hallu widziałem automat telefoniczny. — Co chcesz zrobić...? — Zadzwonię do Akiry. Telefon wisiał w kącie pomiędzy szatnią a wejściem do restauracji, częściowo ukryty za parawanem, wymalowanym w jaskrawe słoneczniki. Dzikus wrzucił monety i nakręcił numer, który mu podał Akira. Telefon zadzwonił cztery razy. Dzikus czekał, zaciskając palce na słuchawce. Piąty dzwonek. Nagle odezwał się kobiecy głos. To była Eko. Dzikus nie pomyliłby jej głosu z żadnym innym. — Hai! — Na dźwięk tego szorstkiego tonu pod Dzikusem ugięły się kolana. To był sygnał, że Akira jest w poważnych kłopotach i że on wraz z Rachel powinni jak najszybciej wyjechać z Japonii. Serce zabiło mu gwałtownie. Rozpaczliwie pragnął wypytać ją, dowiedzieć się, co się stało, ale Akira powiedział przecież wyraźnie, że Eko nie zna angielskiego. Nie mogę tak po prostu zerwać kontaktu, pomyślał. Muszę wymyślić jakiś sposób porozumienia... W słuchawce rozległ się trzask i niespodziewanie odezwał się inny głos. Głos męski, który mówił również po japońsku. Dzikusowi łomotało serce, gdy słuchał zdezorientowany, nie mogąc rozpoznać mówiącego ani pojąć sensu jego przemowy. Nagle głos przeszedł na angielski: — Doyle? Forsyth? Diabła tam, wszystko jedno, jak tam się zwiesz, słuchaj, chłopie. Jeśli ci życie miłe, lepiej byś... Dzikus odruchowo trzasnął słuchawką o widełki. Nogi wciąż mu się trzęsły. Obłęd. Z hałaśliwego baru słychać było refren piosenki Hanka Williamsa: Jestem taki samotny, że nie chce mi się żyć.— Kto to był? — spytała Rachel. — Szli skrajem tłumu po rozświetlonej neonami ulicy. Od ogromnych ścian światła promieniowało ciepło. Dzikus czuł niepokój w żołądku. Obawiał się, że zwymiotuje cały suty posiłek. — Nigdy go nie słyszałem. O jego japońszczyżnie nie mam zdania, ale po angielsku mówił doskonale. Wydaje mi się, że to Amerykanin. Nie wiem, po czyjej jest stronie. W jego głosie brzmiało zdenerwowanie, złość i groźba. Nie mogłem dalej słuchać. Jeżeli telefon był na podsłuchu, dowiedzieliby się, że trzeba nas szukać w Ginzie. W każdym razie jedna rzecz jest pewna. Akira nie wpuściłby żadnych obcych do domu, a Eko nie odpowiadałaby „hai" bez powodu. — Policja? — Nie zatrudniają Amerykanów, a poza tym skąd by wiedzieli, że można się do mnie .zwracać per Forsyth albo Doyle? Akira nie powiedziałby im tego. — Dobrowolnie na pewno nie... Dzikus wiedział, jak skutecznie niektóre narkotyki potrafią skłonić niechętnych informatorów do współpracy