Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nienawidzę tego. Nienawidzę tego! Serce mi się ścisnęło. — Czy powiedziałeś jej to wszystko, Van? — Niejeden raz. Ale ona twierdzi, że jestem idealnym małżonkiem polityka i że któregoś dnia, kiedy skończy się jej druga kadencja prezydencka, pozwoli mi znowu odwiedzać plaże i nocne kluby. — Pytam o to z prawdziwą przykrością, Van, lecz czy zastanawiaieś się nad rozwodem? Ona jest politykiem, który nie zniesie skandalu, więc z pewnością pozwoli ci odejść dyskretnie i prawdopodobnie zgodzi się, byś to ty zachował opiekę nad dziećmi. Znowu będziesz wolnym człowiekiem. Van skinął głową i rzekł cicho: — Często się nad tym zastanawiałem. Pozwoliłbym jej nawet sprawować opiekę nad tymi paskudnymi… nad naszymi drogocennymi bachorami. Ale ja nie mogę, George. Nie mogę. — Dlaczego nie? Jestem pewien, że nie robiłaby ci trudności. — To nie o nią idzie, George, tylko o mnie, o mnie, o mnie. — Przy każdym „mnie” uderzał się pięścią w pierś, aż wreszcie atak kaszlu kazał mu zamilknąć. Kiedy się opanował, powiedział: — Uważam to małżeństwo za pracę. Od momentu, gdy ja i Dulcynea stanęliśmy przed pastorem, myślałem sobie, nie posiadając się z radości: „To praca, praca, którą przysiągłem mojej Dulcynei zdobyć i zachować”. W rzeczy samej, mam wrażenie, że posady tej nie będzie mi nigdy wolno porzucić, choćby nie wiem co, i Dulcynea czuje to samo. Nie mam pojęcia dlaczego. Jest w tym coś mistycznego. Tak więc rozumiesz, nigdy nie będę wolny. Nigdy. No i sam widzisz. Pojmujesz, na czym polegał błąd. Działania Azazela zrobiły swoje. A potem wtrąciłem się ja — powodowany jak najlepszymi intencjami, zapewniam cię — i zaaranżowałem małżeństwo, które w tych okolicznościach okazało się pracą. Van nie umiał tej pracy znieść i nie potrafił jej też porzucić, Dulcynea zaś nie mogła mu jej wymówić. To naprawdę straszne, ale można by tu przytoczyć porzekadło, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Potrząsnąłem głową ze smutkiem. — Ty, jak się zdaje, zawsze jesteś tą szóstą kucharką, George. Co z tobą? Skoro jednak znalazłeś się na jak najlepszej drodze do osiągnięcia dobrobytu, to czy przynajmniej mógłbyś się zająć napiwkiem? George zrobił oburzoną minę. — Czy to właściwy moment, by rozmawiać o czymś równie przyziemnym jak pieniądze, kiedy właśnie opowiedziałem ci tak potwornie smutną historię? Miał, oczywiście, rację, więc dodałem napiwek do rachunku i zapłaciłem. Po czym wręczyłem mu pięć dolarów, by udowodnić, jak bardzo mi przykro, że zraniłem jego uczucia. Nałóg to coś, z czego niełatwo się wyleczyć. Byłoby mi trudno przestać dawać George’owi pieniądze, jemu zaś jeszcze trudniej przestać je przyjmować. KOCHANIE, STRASZNIE ZIMNO NA DWORZE George i ja jedliśmy razem lunch; kelner postawił właśnie przed George’em talerz z zupą fasolową, danie, za którym on przesadnie wręcz przepada. Zjadł trochę, sapnął z zadowoleniem i wyjrzawszy za okno, powiedział: — W tym powietrzu kryje się aluzja do śniegu. Na co odparłem: — Jeżeli te masy śniegu, które gęstymi tumanami spadają z nieba, nazywasz „aluzją”, to gratuluję spostrzegawczości. — Ja tylko — rzekł wyniośle George — staram się wprowadzić poetycki nastrój do skądinąd jałowego stwierdzenia, że pada śnieg. Ale niestety posługiwanie się poetyckimi frazami w rozmowie z tobą mocno przypomina próbę wygłaszania ich koniowi. — Z tą różnicą, że koń nie zapłaciłby za ten lunch. — I ty też byś nie musiał, gdyby mi akurat w tym momencie nie brakowało funduszy. Był to moment, który trwał tak długo, jak George żył, lecz powstrzymałem się przed stwierdzeniem tego na głos, mimo iż byłaby to niezwykle przyjemna nieuprzejmość. — Taki widok — powiedziałem — przepełnia mnie lękiem przed przyszłymi chłodami. Potrafię się jednak pocieszyć myślą, iż te za kilka miesięcy przeminą i wówczas będę się mógł zabawiać obawą przed przyszłymi upałami. Podejrzewam, że to zdrowo zmieniać przedmiot swoich lęków, a poza tym taka zmiana przypomina, iż nie należy być zadowolonym z losu. — A to dlaczego? — spytał George. — To właśnie niezadowolenie ze stanu rzeczy pomogło ludzkości stworzyć cywilizację i kulturę. Zadowolenie mogłoby doprowadzić do stagnacji i ogłupienia, czego dowodzi twój przypadek