Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

„Nie kochasz mnie" — wymamrotał. Byłam nieubłagana. „Ależ tak! Kocham cię takiego, jakim jesteś. Oczekuję, że będziecie rozwiązywać nieporozumienia bez stosowania przemocy. I jeśli kiedykolwiek zabraknie ci pomysłu na pokojowe rozwiązanie, możesz przyjść do mnie albo do taty i postaramy się coś wymyślić". David przekręcił się na plecy i spojrzał na mnie. „To bez sensu. Zawsze stajesz po stronie Andy'ego. Jego bardziej lubisz". „Tak ci się wydaje?" 190 „Wcale mi się nie wydaje. Tak jest". Zastanawiałam się przez długą chwilę. Wreszcie powiedziałam powoli: „Powiem ci, jak ja to widzę. Sądzę, że każde z moich dzieci Jest inne i absolutnie nie do zastąpienia. I chyba dlatego każde z nich kocham, nie tak samo, ale każde na swój sposób. Czy jest na świecie ktoś taki jak mój syn David, czy ktoś ma taki uśmiech, takie myśli, uczucia, a nawet piegi?" David wyglądał na zadowolonego, ale starał się tego nie okazać. Zapytał pogardliwie: „Kto by tam lubił piegi?" „Ja lubię. Ponieważ są częścią ciebie". I to wszystko. Mieliśmy to za sobą. I cieszyłam się, że znowu jestem rozsądną matką Davida. Helen podjęła podobną próbę naprawienia relacji z synem. Najpierw miała wyrzuty sumienia, a potem zamartwiała się, czy uda jej się poskładać rozbite kawałki. Bardzo jej pomógł fakt, że zrzuciła z siebie ciężar, opowiadając mi w samochodzie o całym zajściu. Nie oceniałam jej i nie radziłam, co ma robić. Powiedziała, że kiedy tego popołudnia wróciła do domu, chciała natychmiast zadzwonić do Jacka i załagodzić sprawę, ale ostatecznie postanowiła tego nie robić. Dosyć gadania, pomyślała. Jack potrzebuje czego innego, trzeba go trochę odciążyć. Dzisiaj sama pomoże dzieciom odrobić lekcje; sama położy je spać. Kiedy podjęła to postanowienie, zawołała Billy'ego. Wszedł z posępną miną. „Billy, dużo rozmyślałam o tym, co się stało rano. Byliśmy na siebie źli, prawda?" „Krzyczałaś na mnie" — powiedział Billy. „Tak, wiem. Ale chyba oboje się czegoś nauczyliśmy. Ja Już wiem, że mój syn nie lubi kanapek z parówką, a ty wiesz, że twoja matka wychodzi z siebie, kiedy zwracasz się do niej w taki sposób". Billy nie był przekonany. „To jak mam się zwracać? "Droga matko, całuję twoje stopy. Proszę, nie szykuj mi więcej kanapek z parówką, wasza królewska mość«". Helen uśmiechnęła się. „To jedna możliwość. Inna jest taka: »Mamo, czy mogłabyś mi szykować coś innego, nie kanapki z pa- 191 rówką? Już mi się znudziły". Kiedy ktoś zwraca się do mnie w ten sposób, Billy, wtedy naprawdę mam chęć mu pomóc". Billy z zamyśleniem obgryzał skórkę przy paznokciu. „Ale ja nie chcę ciągle mówić tego, co chcesz". „Rozumiem — powiedziała Helen, chwilowo na przegranej pozycji. — To może napiszesz swoje propozycje". „Nie — powiedział. — Pisanie jest głupie. Muszę już iść, mamo. Jimmy na mnie czeka". „No dobrze — rozmyślała Helen. — Nie wyszło mi tym razem. Ale przynajmniej znowu ze sobą rozmawiamy. Może następnym razem zastanowi się, zanim o coś poprosi". Była zdumiona, kiedy nazajutrz rano znalazła na swoim biurku kartkę z menu na cały tydzień: Poniedziałek — tuńczyk Wtorek — galaretka Środa — tuńczyk Czwartek — galaretka Piątek — parówka, ale tylko jak nie będzie tuńczyka Tydzień później Katherine opisała, jak się czuła po awanturze z Dianę. Przez kilka godzin była tak przygnębiona, że na niczym nie mogła się skupić. Bez przerwy rozmyślała: „I znowu mam w niej wroga. Mimo że tyle się nauczyłam i tyle potrafię, znowu wpędziłam nas w tę ślepą uliczkę, bez końca będę karać. Teraz Dianę może się kompletnie opuścić i zwalić winę na "okrutną matkę«. I będzie miała rację. Tylko że nie jestem okrutna. Jestem po prostu głupia". „Dlaczego się oskarżam? Nie byłam doskonałą matką, która doskonale postępuję. Czy dziecko nie ma ponosić odpowiedzialności za to, co robi? To nie ja przeszkadzam na lekcjach. Dianę jest... Co by powiedział doktor Ginott? Pewnie by powiedział, że nie potrzebowała kary. Chyba była jej potrzebna matka, która stanęłaby po jej stronie zamiast zwracać się przeciwko niej, kiedy stara się samodzielnie znaleźć rozwiązanie! Nie wiem, czy to potrafię. Nie wiem, czy mam umiejętności i siłę". Stopniowo Katherine zaczęła się zastanawiać nad narzekaniami Dianę na szkołę. Może powinna była uznać jej negatywne odczucia. Jeśli uważała, że nauczyciele jej nienawidzą, to coś w tym musi być. A nawet jeśli nie, to i tak trzeba zrozumieć jej uczucia. 192 A druga strona medalu? Dianę zawaliła oceny z dwóch przedmiotów, a „podli nauczyciele" to tylko wygodna wymówka. Trzeba jej wyraźnie dać do zrozumienia, że to nie jest dobra metoda rozwiązywania problemów. Wtedy Katherine przypomniała sobie, że szkoła organizuje dodatkowe lekcje za niewielką opłatą. Dziecko sąsiadów z tego korzysta z bardzo dobrymi rezultatami. Może to byłoby dobre dla Dianę: przyjaźnie nastawiony uczeń średniej szkoły, z którym łatwo nawiązałaby kontakt; obiecujący młody człowiek, który by ją zainspirował. Katherine od razu poczuła się lepiej. Ułożyła sobie w głowie cały zestaw zdań, które powinna skierować do Dianę. Po pierwsze, wyrazi, co naprawdę czuje, ale tym razem bez obraźliwych uwag. „Kiedy zobaczyłam zawiadomienie ze szkoły, byłam tak wstrząśnięta, tak rozczarowana i tak wściekła, że aż się wszystko we mnie gotowało. Nie myślałam, co mówię. Ale teraz jestem już spokojna". Po drugie, pozwoli Dianę swobodnie się wypowiedzieć. Wysłucha jej uważnie i wyrazi zrozumienie dla jej uczuć. „Nie jest łatwo się uczyć, szczególnie tak trudnych przedmiotów jak matematyka i francuski, jeśli masz wrażenie, że nauczyciele cię nie lubią"