Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Oho! nauczą cię nawet w kancelarii pisać, byłeś ino był chętny. Wzięła tedy wdowa czterdzieści groszy w węzełek, chłopca w garść i ze strachem poszła do nauczyciela. Wszedłszy do izby zastała go, jak sobie łatał stary kożuch. Pokłoniła mu się do nóg, doręczyła przyniesione pieniądze i rzekła: - Kłaniam się też panu profesorowi i ślicznie proszę, żeby mi wielmożny pan tego oto wisusa wziął do nauki, a ręki na niego nie żałował jak rodzony ojciec... Wielmożny pan, któremu słoma wyglądała z dziurawych butów, wziął Antka pod brodę, popatrzył mu w oczy i poklepał. - Ładny chłopak - rzekł. - A co ty umiesz? - Jużci prawda, że ładny _ pochwyciła zadowolona matka - ale musi, że chyba nic nie umie. - Jakże więc, wy jesteście jego matką i nie wiecie, co on umie i czego się nauczył? — spytał nauczyciel. - A skąd bym ja miała wiedzieć, co on umie? Przecie ja baba, to mi do tych rzeczy nic. A co uczył się on, niby mój Antek, to wiem, że uczył się bydło paść, drwa szczypać, wodę ze studni ciągnąć i chyba już nic więcej. W taki sposób zainstalowano chłopca do szkoły. Ale że matce żal było wydanych czterdziestu groszy, więc dla Uspokojenia się zebrała pod domem paru sąsiadów i radziła się ich, czy to dobrze, że Antek będzie chodzić do szkoły i że taki wydatek na niego poniosła. - Te!... - odezwał się jeden z gospodarzy - niby to nauczycie- Nauczyciel łowi z gminy się płaci, więc na upartego moglibyście mu nic nie w oczach dawać. Ale zawsze on się upomina, a takich, co nie płacą mu chłopów osobno, gorzej uczy. i - A dobry też z niego profesor? - No, niczego!... On niby, jak z nim gadać, to taki jest trochę głupowaty, ale uczy - jak wypada. Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło — z góry na dół i z dołu do góry. - E! cóż to znaczy abecadło - odezwał się drugi gospodarz. - Jużci, że znaczy — rzekł pierwszy. — Nibyście to nie słyszeli, co nieraz nasz wójt powiadają: „Żebym ja choć umiał abecadło, to bym z takiej gminy miał dochodu więcej niż tysiąc rubli, tyle co pisarz!" W parę dni potem Antek poszedł pierwszy raz do szkoły. Miejsce akcji Wydała mu się laka prawie porządna jak ta izba w karczmie, co _ s w niej szynkwas stoi, a ła\vki były w niej jedna za drugą jak w kościele. Tylko że piec pękł i drzwi się nie domykały, więc trochę ziębiło. Dzieci miały czerwone twarze i ręoe trzymały w rękawach — nauczyciel chodził w kożuchu na sobie i w baraniej czapce na głowie. A po kątach szkoły siedział biały mróz i wytrzeszczał na wszystko iskrzące ślepie. Usadzono Antka między- tymi, co nie znali jeszcze liter, i zaczęła się lekcja. Wybór nowel - Antek Antek upomniany przez matkę ślubował sobie, że musi się odznaczyć. Nauczyciel wziął kredę w skostniałe palce i na zdezelowanej tablicy napisał ś znak. - Patrzcie, dzieci! - mówił. - Tę literę spamiętać łatwo, bo 11 1111 i i , i . , ^ , wygląda tak, jakby kto kozaka tańcował, i czyta się A. Cicho tam, osły!... Powtórzcie: a... a... a... — A!... a!... a!... — zawołali chórem uczniowie pierwszego oddziału. Nad ich piskiem górował głos Antka. Ale nauczyciel nie zauważył go jeszcze. Chłopca trochę to ubodło; ambicja jego została podrażniona. Nauczyciel wyrysował drugi znak. — Tę literę - mówił - zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzie-ie precel? — Wojtek widział, ale my to chyba nie... — odezwał się jeden. — No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się Wołajcie: be! be! Chór zawołał: be! be! — ale Antek tym razem rzeczywiście się odznaczył. Zwinął e ręce w trąbkę i beknął jak roczne cielę. Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości. — Hę! - krzyknął do Antka. - Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie tu na rozgrzewkę! Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się upamiętał, już go dwaj najsilniejsi szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli. Jeszcze Antek nie dobrze zrozumiał, o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich ów i usłyszał przestrogę: — A nie becz, hultaju! a nie becz! Puścili go. Chłopiec otrząsnął się jak pies wydobyty z zimnej wody i poszedł na jjsce. Nauczyciel wyrysował trzecia i czwarte literę, dzieci nazywały je chórem, a potem stąpił egzamin. Pierwszy odpowiadał Antek. — Jak się ta litera nazywa? — pytał nauczyciel. — A! — odparł chłopiec. — A ta druga? Antek milczał. — Ta druga nazywa się be. Powtórz, ośle. Antek znowu milczał. — Powtórz, ośle, be! — Albo ja głupi! — mruknę! chłopiec, dobrze pamiętając, że w szkole beczyć nie Ino. — Co, hultaju jakiś, jesteś hardy? Na rozgrzewkę go!... I znowu ci sami co pierwej koledzy pochwycili go, położyli, a nauczyciel udzielił i takę same liczbę prętów, ale już z upomnieniem: — Nie będź hardy!... nie będź hardy!... ¦¦.-¦¦¦¦¦"¦ Wybór nowel - Antek 11 W kwadrans później zaczęła się nauka oddziału wyższego, a niższy poszedł na rekreację do kuchni profesora. Tam jedni pod dyrekcję gospodyni skrobali kartofle, drudzy nosili wodę, inni pokarm dla krowy, i na tym zajęciu upłynęł im czas do południa. Kiedy Antek wrócił do domu, matka zapytała go: — A co? uczyłeś się? — Uczyłem. — A dostałeś? — 0! i jeszcze jak! Dwa razy. — Za naukę? — Nie, ino na rozgrzewkę. — Bo widzisz, to początek. Dopiero później będziesz brał i za naukę! - pocieszała go matka. Antek zamyślił się frasobliwie. „Ha, trudno - rzekł w duchu. - Bije, bo bije, ale przynajmniej pokaże, jak się wiatraki stawiaj ę