Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jak skończę z Cindy, przyjdę do ciebie. Jeszcze przez moment stała w drzwiach, lecz nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Bart tymczasem niechętnie zszedł z huśtawki. Kiedy stanął na ziemi, spojrzał na swoje bose stopy, obejrzał ręce, a potem przebiegł wzrokiem po odległych wzgórzach. Znalazłszy się w domu, łaził bez celu to tu, to tam. Podnosił różne przedmioty i oglądał je uważnie ze wszystkich stron, po czym odstawiał na miejsce. Na dłużej przykuła jego uwagę malutka szklana gondola. Potem zamarł nagle, gdy jego oczy natknęły się na porcelanową figurkę baleriny w pozycji arabeski. Była to laleczka, którą mama podarowała doktorowi Paulowi, gdy wychodziła za mojego ojca. Figurka w pewnym stopniu przypominała mamę z czasów młodości. Bart ostrożnie podniósł figurkę przyozdobioną sukienką ze sztywno nakrochmalonej koronki. Odwrócił ją do góry nogami i usiłował odszyfrować nadruk na podstawce. Potem dotknął złotych włosów, w których znajdowały się róże. W chwilę później z rozmysłem wypuścił ją z rąk. Laleczka spadła na parkiet i rozbiła się na kilka dużych kawałków. Rzuciłem się, by je czym prędzej pozbierać. Miałem nadzieję, iż uda mi sieje posklejać i mama niczego nie zauważy, lecz Bart złośliwie stanął na główce figurki i rozgniótł ją bosą stopą. - Bart! - wykrzyknąłem. - Zrobiłeś coś naprawdę odrażającego. Wiedziałeś przecież, ile ta figurka znaczyła dla mamy. Ceniła ją bardziej niż cokolwiek innego. Nie powinieneś był tego robić. - Nie mów mi, co powinienem, a czego nie powinienem robić! Odczep się ode mnie i nie mów nikomu o tym, co się stało. To był wypadek, chłopcze, to był najzwyklejszy wypadek. 199 Yirginia C. Andrews Czyj to był głos? Z pewnością nie Barta. A więc znów udawał tego starca. Pobiegłem po zmiotkę i szufelkę, aby posprzątać resztki tego, co jeszcze przed chwilą było uroczą baleriną. Miałem nadzieję, że mama nie zauważy, iż brakuje jej na półce. Bart gdzieś mi zniknął, poszedłem więc go szukać. Znalazłem go w salonie. Obserwował, jak mama szczotkuje Cindy włosy. Mama podniosła głowę i nieoczekiwanie natknęła się na wzrok syna. Widziałem, jak pobladła. Spróbowała się uśmiechnąć, ale coś zmroziło jej uśmiech, zanim jeszcze zakwitł na jej twarzy. W mgnieniu oka Bart podbiegł do niej i zepchnął Cindy z jej kolan. Mała upadła na podłogę i głośno się rozpłakała. Mama wzięła ją na ręce i podeszła do Barta. - Dlaczego to zrobiłeś?! - wrzasnęła. Rozstawił szeroko nogi i lekceważąco patrzył jej prosto w oczy. Potem odwrócił się i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju. - Mamo - odezwałem się do niej, kiedy już uspokoiła Cindy - Bartowi musiało naprawdę odbić. Pozwól tacie zabrać go na leczenie; niech siedzi u czubków tak długo, dopóki zupełnie nie wyzdrowieje. Usłyszałem jej szloch; po chwili na dobre się rozpłakała. Tym razem ja ją objąłem. W moich ramionach miała znaleźć otuchę i pocieszenie. Nagle poczułem się bardzo dorosły. - Jory, Jory - szlochała, tuląc się do mnie. - Czemu Bart tak mnie nienawidzi? Co ja mu zrobiłam? Co mogłem jej odpowiedzieć? Nie miałem najmniejszego pojęcia, co się mówi w takich sytuacjach. - Może powinnaś spróbować dowiedzieć się, dlaczego Bart tak bardzo się ode mnie różni. Ja prędzej bym umarł, niżbym cię zawiódł. Wciąż się do mnie tuliła, lecz teraz jej wzrok utkwiony był w jakimś odległym punkcie. - Jory, moje życie to pasmo cierpień. Czuję, że jeśli raz jeszcze przytrafi mi się coś potwornego, to chyba nie wytrzymam nerwowo... Nie mogę do tego dopuścić. Ludzie są -* 200 Nadciągające ciemności tacy skomplikowani, Jory, zwłaszcza dorośli. Gdy miałam dziesięć lat, myślałam, że dorosłym wszystko przychodzi łatwo, że dzięki swoim prawom i sile mogą mieć wszystko, czego zapragną. Nigdy bym nie powiedziała, że tak trudno jest być matką. Och, nie chodzi mi o ciebie, Jory, nie o ciebie. Dobrze wiedziałem, że jej życie było pełne cierpienia. Straciła rodziców, Cory'ego, Carrie, mojego ojca, a potem jeszcze drugiego męża. - Dziecko zemsty - wyszeptała jak gdyby do siebie. - Przez cały czas, gdy nosiłam w sobie Barta, nie opuszczało mnie poczucie winy. Tak bardzo kochałam jego ojca... i w pewien sposób przyczyniłam się do jego śmierci. - Mamo - odezwałem się, doznawszy nagłego olśnienia - a może Bart wyczuwa jakoś, że czujesz się winna, jak myślisz? CZĘŚĆ TRZECIA GNIEW MALCOLMA Obudziły mnie promienie słońca. Kiedy się ubrałem, niespodziewanie poczułem się tak stary jak Malcolm. Ucieszyło mnie to nawet trochę, lecz z drugiej strony zasmuciło, bo Malcolm w przeciwieństwie do mnie był człowiekiem pewnym siebie. Czemu nie miałem przyjaciół w moim wieku tak jak inni chłopcy? Dlaczego lubili mnie tylko starcy? Teraz już nie wierzyłem, że babcia mnie kocha, skradła mi przecież Jabłko. Musiałem pogodzić się z faktem, że moim jedynym prawdziwym przyjacielem był nie kto inny, tylko John Amos