Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dziś po raz pierwszy uśmiechnęła się do mnie, gdy ją mijałam, wchodząc do łazienki. "Frau Lange wchodzi, a za chwilę wyjdzie Lanckorońska" - powiedziała prawie głośno. W godzinę potem byłam w obozie. Z głęboką wdzięcznością zawsze wspominać będę serdeczność, z którą zostałam przyjęta. Z wielką radością przyszyłam sobie znów numer i trójkąt do pasiaka i odetchnęłam głęboko. Pozbyłam się wreszcie nie tylko owego tak bardzo przykrego i upokarzającego wyróżnienia, lecz pozbyłam się i samej siebie; przestałam być samej sobie ciężarem i centrum własnego zainteresowania w życiu codziennym, do czego zmusza izolatka. Poczułam wówczas wyraźnie, do jakiego stopnia człowiek jest dzoónpolitikon^, byłam po prostu szczęśliwa, że jestem w obozie. Rano, o czwartej, gdyż grupą hdftlingów maszerowałam po kawę, choć było ciemno i zimno, przechodząc koło bunkra, dziękowałam Panu Bogu, że mnie tam nie ma. Byłam wówczas przydzielona jako sztubowa do bloku Czerwonej Armii. Mieściło się w bloku mniej więcej 500 kobiet, przeważnie młodych, w ogromnej większości bardzo silnych i zdrowych, które zostały wzięte do niewoli na froncie rosyjskim. Zajmowały 1 istota społeczna 9 stycznia 1943-5 kwietnia 1945________________________275 one w obozie miejsce jakby oddzielne, sytuacja ich była pod niejednym względem odmienna od sytuacji innych więźniarek. Przede wszystkim były otoczone szczególnymi względami ze strony wszystkich grup narodowościowych w obozie, z wyjątkiem Polek. To hołdowanie tym nieraz dość dzikim dziewczętom ze strony wszystkich nieomal hdftlingów, wśród których przodowały Czeszki, było dla mnie pierwszą oznaką, jak dalece już wówczas, jesienią 1943, obóz był skomunizowany. "Sowietki" te hołdy i prezenty przyjmowały, dla innych grup się nie wysilały, między sobą tylko były nad wyraz solidarne. Do Polek odnosiły się z ukrytą niechęcią, która w wyjątkowych wypadkach otwarcie się objawiała. Zwykle czuło się tylko bezgraniczną dzikość i obcość tych dziewcząt, których najsilniejszym znamieniem była nieufność. Ta nieufność wcale nie ograniczała się tylko do Polek, odnosiła się do wszystkich więźniarek w ogóle, przy dłuższym zaś współżyciu widziało się jasno, że panuje ona przede wszystkim między nimi. Jeśli przypadkiem się zdarzyło, że któraś z Sowietek była sama z jedną z nas, polskich sztubowych, to bywała nieraz prosta, a nawet prawie szczera. W chwili, gdy zbliżała się w czasie rozmowy druga, ton natychmiast się zmieniał, uśmiech znikał z twarzy, a spojrzeniom spode łba towarzyszyły odpowiedzi krótkie, wymijające lub wręcz niegrzeczne. Gdy zeszły się trzy, już stanowiły tłum i potrafiły w tej samej chwili zatracić wszelką indywidualność. Nie różniły się wówczas niczym jedna od drugiej, stawały się nieomal fizycznie podobne do siebie, a reakcje ich były identyczne z reakcjami przodowniczki. W każdej bowiem rozmowie z kimkolwiek, bez względu na to, czy chodziło o rzecz błahą czy ważną, czy istniała w tej chwili między nimi a daną osobą harmonia czy konflikt, miały zawsze przywódcę, który sam jeden mówił za nie, którego słuchały i za którym szły zupełnie bezapelacyjnie. Miało się nieraz wrażenie, że się wewnętrznie z nim nie zgadzają, ale że trzyma je w karbach jakiś żelazny przymus, jakiś bezmierny strach. Raz zauważyłam, że grupka ich nad czymś radzi, przy czym od czasu do czasu zerkają w moją stronę. Po chwili jedna się odczepiła i zbliżyła do mnie. Krzątając się koło stołu, który właśnie myłam, zapytała jak- 276 Ravensbriick by od niechcenia: "Pani Karło, wy religiozna}"^ Pytanie mnie zaskoczyło, bałam się, że prosta odpowiedź pozytywna nic nie da, nie wskaże drogi. "Tak, jestem wierząca, nie zawsze nią byłam, ale teraz już nią jestem od wielu lat i jestem bardzo szczęśliwa". -"Coś tam macie pod suknią na sznureczku" - i wskazała na moją szyję. Wyciągnęłam malutki krzyżyk z postacią Chrystusa. Popatrzyła uważnie. "A to wasz Bóg?" - zapytała. "Nie, to tylko jego obraz". - "A jak nie Bóg, to po co nosicie na sobie?" - "Przecież wiesz, że nas tu prawdopodobnie wszystkie zabiją". - "Tak jest" -powiedziała po prostu z godnością. "Widzisz, jak będę umierać, będę to trzymać w ręku i na to patrzeć". Podczas gdy mówiłam, zbliżyły się i tamte, które przedtem interlokutorkę wysłały, stanęły za nią i słuchały. Wreszcie ona odezwała się do mnie prawie szeptem: "Życie musi być łatwiejsze z tym niż bez tego". Wtem się lekko wzdrygnęła, bo teraz dopiero zauważyła, że towarzyszki stały tuż za nią; odwracając się, popatrzyła na nie spode łba i uciekła prędko. Tamte też się rozeszły, udając, że nie słyszały tych słów, tak bardzo niewłaściwych... Innym razem musiałam wieczorem pójść do rewiru po jedną z nich, "lekarkę", a raczej felczerkę, by ją przyprowadzić na blok, miała bowiem w godzinę później wyjechać do innego obozu czy fabryki. Gdy dziewczynie zakomunikowałam, o co chodzi, widać było, że ją ten samotny wyjazd dużo kosztuje, ale zacisnęła zęby i bez słowa poszła ze mną. Brnęłyśmy przez obóz w ciemnościach absolutnych. Nagle coś mnie zatrzymało, dwa mocne ramiona mnie objęły i płaska twarz mojej towarzyszki przylepiła się do mojej; całowała mnie mocno i głośno kilkakrotnie w oba policzki. Byłam tak zdziwiona, że w pierwszej chwili nie zareagowałam w ogóle. Wtem dziewczyna zaczęła mówić do mnie szeptem: "Pani Karło, może się już nigdy nie zobaczymy, ale ja was nie zapomnę, bo was poznałam, jesteście człowiekiem". Dwa razy jeszcze powtórzyła: "Wy czeło-wiek". "Chciałabym wam powiedzieć dużo, bardzo dużo, ale... to 5 Mówiłyśmy językiem obozowym, straszną mieszaniną polsko-ukraińsko-żydow- 9 stycznia 1943-5 kwietnia 1945________________________277 niemożliwe, nie mogę. U nas jest zupełnie inaczej, niż wy myślicie, nie jest tak, jak się opowiada, jest całkiem, całkiem inaczej... ale mówić nie można". Była bardzo podniecona, uściskałam ją, głaskałam, bąknęłam parę serdecznych słów i poszłyśmy dalej. Gdyśmy weszły do bloku, była sztywna i ponura jak zwykle -jak one wszystkie - zapakowała swoje manatki, pożegnała się z wszystkimi i ze mną na sali chłodno i oficjalnie - i poszła... Poza Sowietkami miałyśmy na bloku cztery czy pięć bibelek, gdyż od czasu, gdy stawiły opór samemu Himmlerowi, zostały karnie rozbite i grupkami przydzielone do innych bloków