Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– To by było okropne, gdyby pani piersi zaczęły się powiększać. Podoba mi się pani taka, jaka jest teraz! Z uznaniem patrzyła również na nogi Bee: smukłe i o tak doskonałej linii, że sprawiały wrażenie nierzeczywistych, tak jakby pochodziły z rysunków projektanta mody. Wrażenie elegancji i wytworności podkreślały jeszcze bardziej wąskie biodra i gibkość talii. Tym jednak, co szczególnie zafascynowało Emmanuelle, kiedy Bee zdjęła majteczki, był niezwykle mocno wypukły, wygolony wzgórek łonowy. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkała się z czymś podobnym: odstawał wprost od płaskiej powierzchni brzucha i zdawał się dosłownie tryskać swą zmysłowością. Trudno było o coś piękniejszego, coś bardziej godnego miłości! Brak owłosienia uwidaczniał sięgający wysoko rowek, wcięty głęboko i ostro. Kontrast z chłopięcą piersią, jak również równomierna opalenizna ciała Bee (mimo woli nasuwała się myśl, że leżało na słońcu zupełnie obnażone i że inni mieli okazję nacieszyć się tą hermafrodytyczną nagością) stanowiły wyzwanie. Gładka, rozszczepiona wypukłość łona była mimo nieprzystępnego wdzięku Bee tak zmysłowa, cisnęła się do przodu tak prowokująco, że Emmanuelle doznała nagle wrażenia, jak gdyby czyjaś dłoń przebierała palcami w jej łonie. Wiedziała teraz, że Bee musi oddać się jej natychmiast, że owa bruzda, ta szparka rozkoszy musi otworzyć się dla niej... szparka, na widok której dygotała z żądzy. Otworzyła usta, aby powiedzieć, czego pragnie, ale Bee spojrzała właśnie na drzwi łazienki. – I co z tym natryskiem? Wszelkie podstępy wydały się teraz Emmanuelle zbędne. – Chodźmy do łóżka – powiedziała stanowczo. Jej gość zatrzymał się niezdecydowanie przed drzwiami, po chwili uśmiechnął się. – Ale ja nie chcę spać, tylko się odświeżyć! Ciekawe, czy Bee wierzy naprawdę, że chciałam zaprosić ją na sjestę, czy też udaje tak niewinną, pomyślała Emmanuelle. Jej wzrok napotkał spojrzenie nagiej przyjaciółki – i nie odnalazł w nim nawet cienia obietnicy. Podeszła do Bee i otworzyła drzwi. – Dobrze, a więc zrobimy to pod natryskiem – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Rozdział IV Kawatyna albo miłość Bee „Trwaj, chwilo, jesteś tak piękna!” Goethe – „Faust” „Pozostawię łoże, jak ona je zostawiła, zmięte i zburzone, ze zmieszanym postaniem, by kształt jej ciała pozostał odciśnięty obok mojego. Aż do jutra nie pójdę do kąpieli, nie wdzieję szat i nie uczeszę mych włosów z obawy, by nie zetrzeć jej pieszczot. Dziś rano nie będę jadła, ni dziś wieczorem, i na swe wargi nie nałożę ni różu, ni pudru, by pozostał jej pocałunek. Zostawię okiennice zamknięte i nie otworzę drzwi z lęku, by wspomnienie, które zostało, nie uleciało z wiatrem”. Pierre Louys – „Pieśni Billitis” Obszerna, biała łazienka jest wyposażona w cały szereg najróżnorodniejszych natrysków; jeden z nich wisi na suficie, drugi przytwierdzony jest do ściany, trzeci, mniejszy – do długiego, metalowego węża, którym można poruszać w dowolny sposób. Obie kobiety stoją obok siebie w krzyżujących się strumieniach wody, wydając ciche, drżące okrzyki. Emmanuelle upięła włosy wysoko, aby ich nie zamoczyć; wydaje się teraz przez to równa wzrostem swojej przyjaciółce. – Pokażę ci, do czego może służyć ten ruchomy natrysk – mówi do Bee: ujmuje go prawą ręką, podczas gdy lewą obejmuje ją w biodrach. – Rozsuń trochę nogi – prosi. Bee czyni to z uśmiechem. Emmanuelle kieruje ciepły strumień wody ukośnie z dołu na łono, przesuwa go lekko to tu, to tam, zatacza kręgi, zbliża się coraz bardziej do celu. Widać, że zna doskonale reguły gry. Woda pieni się niczym kaskada między udami Bee i spływa w dół. Emmanuelle podnosi ku niej wzrok. – Przyjemnie? – pyta. Mina Bee wskazuje na to, że uważa pytanie za niestosowne. Waha się przez chwilę, otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale rozmyśla się i ogranicza w końcu do twierdzącego ruchu głową. Jednak zaraz potem przyznaje: – Tak, nawet bardzo. Emmanuelle nadal kieruje wprawnie natryskiem, a jednocześnie nachyla się lekko i obejmuje wargami drobny sutek. Czuje na głowie dłoń Bee; czyżby chciała ją odepchnąć, czy też po prostu przyciągnąć do siebie mocniej? Ściska brodawkę w ustach, wabiąc ją językiem i ssąc z lekka. Sutek twardnieje natychmiast, nabrzmiewa do podwójnej wielkości. Emmanuelle uśmiecha się z triumfem, podnosi głowę: Widzi pani... Milknie jednak na widok wyrazu twarzy Bee, maska spokoju i rozbawienia zniknęła bez śladu. Piękne, perłowo-szare oczy są teraz jeszcze większe, wargi pełniejsze i bardziej błyszczące. Bee, jakiej nie znała do tej pory, o niemal dziecięcej, czystej twarzy, ale wstrząsająca w swojej zapalczywości i pięknie, oddaje się rozkoszy, nie zdradzając nawet jednym okrzykiem, drgnięciem czy zmianą rytmu ciała, jak silnie ją przeżywa. Ekstaza trwa tak długo, że Emmanuelle zaczyna się już zastanawiać, czy jej przyjaciółka w ogóle jest jej świadoma. Ale wyraz uniesienia stopniowo znika z twarzy Bee, a Emmanuelle odczuwa nagle żal, że owa rozkosz nie może trwać wiecznie. Przemiana, której dopiero co była świadkiem, poruszyła ją do tego stopnia, że nie ma odwagi wymówić nawet słowa. Na szczęście Bee uśmiecha się do niej. Emmanuelle obejmuje ją za szyję i całuje w usta. Kiedy Bee przywiera do niej mocno, nie może pohamować jęku rozkoszy; sam dotyk tego mokrego jeszcze, świeżego ciała, jest jak najdoskonalsza pieszczota