Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Widzę czerwone, błękitne wstęgi orderowe, ale mowę słyszę karczemną"32. Wiadomo, że drastyczne słowa nie raziły uszu nawet samego Stanisława Augusta, który też nieraz mówił bardzo „tłusto". Jeśli wierzyć księdzu Kitowiczowi, to król w pewnych sytuacjach zachowywał się wręcz wulgarnie! „Jak był w konwersacjach publicznych łagodny, tak był pasjonat w osobności domowej: klął diabłami bez liczby, lżył słowami karczemnymi jak by chłop prosty lepiej nie potrafił"33. Wobec tego faktu mniej dziwią klątwy, jakich używali podczas przeprowadzanych indagacji ówcześni przedstawiciele warszawskiego korpusu dyplomatycznego (wspomina o tym m. in. Jan Kiliński). Należy dodać, że cenzury słownej w pewnych działach literatury rękopiśmiennej nie przestrzegano, szczególnie dotyczyło to utworów obscenicznych, stąd też drastyczność i wulgarność wielu ówczesnych tekstów. Na tym polu dopiero obyczajowość XIX wieku wprowadziła bardziej zdecydowane zmiany. Zwyczaj rzucania sobie wzajemnych obelg był szczególnie szeroko 11 E. D r u ż b a c k a. Zbiór rytmów duchownych, panegirycznych, moralnych i Światowych..., Warszawa 1752, s. 286. 21 Cyt. wg V a u t r i n, jw., s. 785. 33 A. K i t o w i c z, Pamiętrwfci, czyli Historia polska, oprać. P. Matuszewska, Warszawa 1971, s. 672. stosowany przed bitwą lub pojedynkiem. Wiązało się to z groźbami, wykonywaniem nieprzyzwoitych gestów, „wypinaniem zadków" itd. Sytuacje takie miały miejsce m. in. w czasie powstań kozackich, w momentach starć ze zbójnikami. Wiadomo, że przed słynnym pojedynkiem wojewody Tarły z kasztelanicem Poniatowskim obaj adwersarze lżyli się najordy-narniejszymi wyzwiskami, a miało to miejsce na oczach mnogiego tłumu. Zjawisko tzw. „turnieju połajanek" występowało w dawnej obyczajowości wielu 'krajów. Wiadomo, że rywalizowanie w wygłaszaniu obelżywych przemówień znane już było w starożytnej Grecji, a zwyczaj ten zachował się aż do XVIII stulecia. Zagadnienie założeń teoretycznych i praktycznego stosowania ówczesnego savoir vivre'u jest trudne i skomplikowane. W tej dziedzinie, jak również i w innych, istniała duża giętkość, elastyczność, co innego obowiązywało oficjalnie, w druku, od święta, co innego zaś w życiu codziennym. Wszystkie zasady form towarzyskich wpajano oczywiście od początku już i dzieciom. W celu utrwalenia ich, a równocześnie skodyfikowania pewnych zwyczajów wydano specjalne poradniki. Zawierały one m. in. wzory listów, mów, rozmów, powinszowań itd. Z 1747 roku pochodzi książka W. Bystrzonowskiego pt. Polak sensat w liście, w komplemencie polityk, humanista w dyskursie, w mowach statysta. W książce tej znajdują się m. in. wzory listów dotyczących zawiadomienia o śmierci ojca, zapraszających na pogrzeb, wesele, obłóczyny córki, a także wzory pism, w których winszuje się otrzymania jakiejś godności, składa się życzenia imieninowe itd. Choć na wsi nie czytywano Bystrzonowskiego, istniały tam głęboko zakorzenione tradycyjne formy towarzyskie. I tam obowiązywała swoista etykieta. Panował np. zwyczaj, że nie należy przystępować wprost do żadnego interesu, lecz trzeba porozmawiać najpierw o ogólnych, obojętnych sprawach. Jeśli chciało się kogoś uczcić, podkreślić swój uprzejmy doń stosunek, to nazywało się go kumem lub kmosiem. Nie ulega wątpliwości, że towarzyskie formy ludowe były nieco uboższe niż szlacheckie, ale przede wszystkim po prostu odmienne, czasami istotnie prymitywne, stąd też opinie o „grubych obyczajach chłopskich". Informacje na ten temat trzeba przyjmować wszakże ostrożnie, zdarzało się bowiem, że piętnowana „grubość" wiązała się często z walką o prawa społeczne, dowodziła zawodowego solidaryzmu. Miało to m. in. miejsce w miastach, w walce czeladników z mistrzami. Nie ulega wszakże wątpliwości, że formy towarzyskie na wsi były mniej wyszukane, ale nie niezmienne, ulegały one ciągłym przemianom pod wpływem form obowiązujących w miastach, wśród szlachty i na dworach pańskich. To wszystko wiąże się jednakże już z przemianami całego ówczesnego modelu obyczajowego. Kilka słów wypada poświęcić także porównaniu naszych zwyczajów towarzyskich z cudzoziemskimi. Tak często krytykowany przez obcych pisarzy savoir vivre posiadał wiele cech nie tylko specyficznych, lecz z punktu widzenia dzisiejszego wręcz sympatycznych. Pod wieloma względami był bardziej bezpośredni od etykiety celebrowanej np. pośród arystokracji zachodnioeuropejskiej. Kto został u nas już raz przedstawiony odpowiedniemu towarzystwu, uchodził za znajomego i nie musiał być ciągle na nowo prezentowany. We Francji np. wiązały się z tym faktem ciągłe ceremonie, raziło to m. in. Stanisława Augusta Poniatow-skiego, który opisując swe wrażenia paryskie tak notuje: „Trudności przedstawiania się ludziom były mi często najlepszą oznaką różnicy zwyczajów naszych od francuskich. Sto razy widywałem, jak przybyły do Warszawy cudzoziemiec, wprowadzony natychmiast do dworu lub do jakiegobądź domu i wszystkim obecnym wymieniony z nazwiska i przedstawiony, stawał się od razu znajomym, zyskiwał prawo wstępu wszędzie i mógł być pewnym, że będzie dobrze, a nawet uprzejmie przyjętym przez wszystkich, którzy go choć raz jeden takim sposobem widzieli. We Francyi, ilekroć słyszałem wymienione nazwisko jakiej znanej osoby, prosiłem, aby mnie jej zaprezentowano; chociażbym dowodził, że już się z nią nieraz spotykałem to przy obiedzie, to u wieczerzy, że z nią mówiłem, że napewno wiedziała dobrze kim jestem, zawsze mi odpowiadano: «Muszę pierwej w nieobecności pańskiej zapytać, czy ten pan albo ta pani pozwoli, abym pana do ich domu wprowadziła, na co nieraz całe miesiące trzeba było czekać. Zdawało mi się, że jestem wśród duchów w otchłani, pomiędzy mnóstwem ludzi, dla których uchodziłem za nieznajomego, chociaż doskonale wiedzieli, kto jestem zacz" 34. Innym charakterystycznym dla polskiego życia towarzyskiego rysem była gościnność, raczenie gości obfitym jadłem i rozmaitymi trunkami. Cechę tę podkreślali już cudzoziemcy, którzy przebywali w Polsce średniowiecznej, a w XVII—XVIII wieku zjawisko to jeszcze się chyba pogłębiło