Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- A co się stało w nocy? - Nieważne - machnąłem ręką. Jeszcze tylko przetestowaliśmy urządzenie. Działało! Sławka, której zbierało się na chichoty, pokręciła tylko głową i skomentowała całą naszą akcję słowami: - A jednak mężczyźni, niezależnie od wieku, zawsze są chłopcami. Opuszczaliśmy posesję, gdy natknęliśmy się na powracających ze wsi Coco i Kubę. - Znowu pan gdzieś wyjeżdża? - zawołała Coco. - Do Wizny - odparłem. - A wy co tak rano wstaliście? - Byliśmy w sklepie. Na te słowa chłopcy dziwnie się poruszyli. - Panie Tomaszu - podeszła do mnie Coco, ignorując zupełnie Sławkę - mamy dla pana wiadomość. Przysłał ją niejaki Paweł, pański współpracownik. Dzwonił w nocy. - Teraz mi to mówicie?! - Była noc. Jak mieliśmy to panu powiedzieć? Nie było wtedy pana. A kiedy zbudziliśmy się w nocy, po tych okropnych krzykach uwięzionego w dole człowieka, zapomnieliśmy panu o tym powiedzieć. - To jakiś szyfr - powiedział Kuba wręczając mi karteczkę. - Nic z tego nie rozumiem. Ten Paweł podawał mi przez telefon litery, a ja je zapisywałem. Miał rację. Uzgodniliśmy bowiem, że do przekazywania wiadomości przez osoby postronne - tak jak w tym wypadku - będziemy używać szyfru. - Co to za hieroglify? - dziwili się chłopcy. - Właśnie, co ten Paweł napisał? - dopytywała się Coco. - Sam nie wiem - skłamałem, pomny tego, że artystka i jej przyjaciel nie byli ze mną do końca szczerzy. Pożegnałem ich uniesieniem ręki i poszliśmy prosto na przystanek PKS-u. Gdy tylko Coco z Kubą znikli nam z oczu, chłopcy okazali duże poruszenie. - To nieprawda, panie Tomaszu - mówili podnieceni. - Ale co? - Oni nie byli w sklepie - rzekł Kacper wskazując kciukiem na dom sąsiada Gapińskiego. - Widzieliśmy ich na drodze. - Tak było - poparła go Sławka. - Widzieliśmy tych dwoje na szosie. Zatrzymał się jakiś polonez, oni wsiedli i pojechali na Sambory. Ale samochód skręcił zaraz w boczną, polną drogę i stał przez pewien czas. - Jakby się naradzali. - Widzieliście, kto prowadził poloneza? - Niestety, nie. - A jakiego koloru był samochód? - Biały. Wróciłem pamięcią do ostatniej nocy, gdy moi wybawcy z bagien, to jest pani Ossowska z synem, zawieźli nas do Goniądza właśnie polonezem, nie mogłem jednak przypomnieć sobie jego koloru. Domysły, jakimi mnie zbombardowała wczorajszej nocy Weronika, kazały być podejrzliwym. Nie wiedziałem, co tu się działo? Przemytnicy chcieli dokonać dużego szmuglu dzieł sztuki. Spieszyli się. Wszedłem im w paradę, zabierając oprawę cennego wydania „Konrada Wallenroda”. Byli dobrze poinformowani, wiedzieli na przykład, że jestem historykiem. Jednak to nie oni ukradli w Wiźnie oprawę. Oni myśleli, że ja ją mam. Sprawą szmuglu interesował się ktoś jeszcze. Ten, kto miał oprawę! - Miejcie Coco i Kubę na oku - rzekłem do chłopców. - Oczywiście róbcie to poza zajęciami. Przede wszystkim musiałem odczytać zaszyfrowany list od Pawła. Czekając na autobus wprowadziłem chłopców i Sławkę w arkana naszej pracy detektywów. Zaszyfrowane znaki układały się w następujący ciąg liter i cyfr: Wyejsdacjcauyjp8hbieuenjshdhmhfcdpncfhwurfpuc7 tfwftzpnsajyjtnjienfrfpfthrjye4pugnjaf3gfabyf Sporządziłem na kartce moją „ściągę” ułatwiającą odczytanie zaszyfrowanej wiadomości, a mianowicie tabelkę, w której górny wiersz zawierał litery tekstu jawnego, a dolny - odpowiadające im litery tekstu tajnego. Alfabet tekstu tajnego był przesunięty wobec pierwszego o pięć liter (tak uzgodniliśmy z Pawłem), które to litery wpisywało się w pierwsze miejsca z prawej. Zatem literze „a” tekstu jawnego odpowiadała litera „f” tekstu tajnego, zaś literze „z” tekstu jawnego - litera „a” tekstu tajnego. Proste. Nasz alfabet składał się tylko z 23 liter. Nie zawierał liter „q”, „v”, „x” oraz tak zwanych znaków diakretycznych, zaś dowolne cyfry zastępowały wykrzykniki. - To najprostszy szyfr, który wymyślił nie kto inny, jak rzymski wódz Juliusz Cezar - wyjaśniałem stawiając na kartce kulfony liter. - Czy wiecie, że amerykański urząd zajmujący się problemami szyfrów, National Security Agency (NSA), ma w swoim godle tarczę kodującą wzorowaną na pomyśle Cezara? Ale dla każdego początkującego deszyfranta ten rodzaj szyfru to dzisiaj dziecinna zabawka. Niemniej jednak czasami się przydaje. - Kiedy nic nie można z tego odczytać! - protestowali. - Spróbujcie odczytać szyfr przy pomocy mojej ściągi