Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Hugo był wtedy szefem londyńskiego biura "News" od blisko dwóch lat. Tym spośród gości Franwella, którzy nie znali jeszcze Hugo Carrolla, dano do zrozumienia, że powinni się zapoznać z je go reputacją. Większość wpływowych ludzi w Anglii prenumerowała "News". Mogli ocenić swoją po zycję na arenie międzynarodowej, sprawdzając, czy Hugo Carroll o nich napisał, czy też nie zawracał sobie nimi głowy. Był amerykańskim dziennikarzem, z którym każdy brytyjski polityk chętnie się spo tykał - a to z kolei otwierało przed Hugonem drzwi do tych domów, gdzie spotykały się pieniądze, po lityka i środki przekazu. Fakt, że był wolny, oczywiście nikomu nie przeszkadzał. Życie towarzyskie w Londynie rozpościera szeroki wachlarz możliwości przed wolnymi mężczyznami i kobietami sukce su, pod warunkiem że są czarujący i potrafią ciągnąć zyski z towaru, który mają do zaoferowania. Gdy "Aureole" płynęła w dół rzeki pod centralnym łukiem mostu Southwark, kilku gości Fran wella sącząc szampana wpatrywało się w potężny przybój. Zaledwie kilka lat wcześniej przy moście Southwark wynajęty statek pasażerski wpadł pod dziób ogromnej pogłębiarki, a pięćdziesięciu jeden beztroskich uczestników przyjęcia zostało wciągniętych w zimną głębię i wyrzuconych przez przy pływ o wiele mil dalej. Jednak goście Franwella nie przestawali zawierać znajomości, robić dobrego wrażenia i wymieniać się plotkami ze świata władzy. Tylko nieliczni zwracali uwagę na uciekające do tyłu brzegi rzeki, gdzie wiktoriańskie magazyny wciąż opierały się naporowi lśniących kondominiów rekinów z City, a iglice Hawksmoora błyszczały w zachodzącym słońcu. Godzinę później, tuż za Greenwich, "Aureole" przybiła do nabrzeża modnej restauracji. W ogrodzie, pod baldachimem w pasy, rozpoczął się bankiet. Każdy z okrągłych stołów, przykrytych wykrochmalonym obrusem, nakryto szkłem i migoczącą srebrną zastawą na dziesięć osób. Hugonowi przypadło miejsce obok żony sekretarza obrony.Po jego drugiej stronie siedziała wyjątkowo atrakcyj na młoda kobieta w sukience jego ulubionego, żółtocytrynowego koloru. Ale Hugo zapomniał o ubraniu kobiety, kiedy spojrzał na jej czarne włosy przycięte jak u japońskiej lalki i ujrzał, że piwne oczy mienią się złotawo. Rzuciwszy szybkie spojrzenie na wizytówkę na stole przeczytał: "Georgie Chase". Hugo najpierw odezwał się do kobiety, którą już znał. Później się odwrócił, by się przedstawić Georgie Chase. - Ja już wiem, kim pan jest - powiedziała. - Spytałam, kiedy zobaczyłam pana na pokładzie "Au reole". Ja też jestem dziennikarką, chociaż nie tak wspaniałą jak pan. Pewnego dnia też taka będę. - Miała wtedy dwadzieścia trzy lata. Hugo miał dwadzieścia dziewięć. Oboje wybuchnęli śmiechem. 3 Od dziewiątego roku życia w poczuciu tożsamości Georgie Chase istniała luka, puste miejsce. Przedtem wiedziała dokładnie, kim jest: zdolnym i szczęśliwym najmłodszym dzieckiem wygodnie urządzonej amerykańskiej rodziny. Była też pieszczoszką tatusia. W dzieciństwie nie zaklasyfikowałaby swej rodziny do amerykańskiej klasy średniej, ale do niej właśnie należeli. Farma zbożowo-nabiałowa o powierzchni pięciuset osiemdziesięciu akrów, za mias tem Lincoln w Nebrasce, należała do Chase'ów od początku wieku. Była położona na łagodnie pofał dowanych pastwiskach, stopniowo zajmowanych przez bankierów i przemysłowców, którzy lubili się pysznić domem na wsi, a przy tym móc łatwo dojeżdżać do pracy. Georgie otrzymała imię po swoim ojcu. Jego zaś ojciec zawsze mieszkał w walącej się drewnia nej chałupie i życie farmerskie sprawiało mu dużą satysfakcję. Niedługo po śmierci starego pana Cha se'a, George porzucił posadę zastępcy dyrektora Wytwórni Konserw Spożywczych w Lincoln; zrozu miał, że pragnie wrócić z rodziną na farmę. Życie biznesmena nigdy nie przypadło George'owi do gus tu. - Co byś na to powiedziała, Jane kochanie? - zapytał żonę, którą uwielbiał. - Farma jest na tyle duża, że zapewni nam dostatnie życie, a ja nie będę musiał wypruwać sobie flaków. Miałbym więcej czasu dla ciebie i dziewczynek, a na ganku będziesz miała co najmniej tyle samo życia towarzyskiego co w mieście. - Nie mam nic przeciwko temu - odparła Jane Chase. - Proszę tylko o jedno: niech nikt nie oczekuje ode mnie, że będę doiła krowy. A jednak wyglądała jak prześliczna pasterka, z blond włosami, różowobiałą skórą i oczami jak z błękitnej porcelany. Podobnie jak mąż, miała pogodne i raczej leniwe usposobienie