Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W nieszczęśliwy albo dziwny sposób nie byl skierowany do mnie, \ecz do me\aVaeg,o dra "Piaricisa lioota t. Gower Street, -z. którym dr Bigelow prawdopodobnie od dłuższego czasu się przyjaźni. Ale dr Boot oczywiście natydnmiasi ito-zumiał, że list nie powinien być skierowany do niego, lecz do mnie — i przed godziną przesłał mi go, łącznie z przedrukiem tego samego sprawozdania dra Henry'ego Bigelowa, które otrzymałem od pana. A więc przychodzi pan o godzinę za późno, by być pierwszym zwiastunem tej rzekomo wstrząsającej światem nowości. Mimo najlepszych chęci dziś już nie mogę sobie przypomnieć, czy w trakcie gdy to mówił, poczułem się rozczarowany. Nie dlatego wyjeżdżałem z Bostonu, by zostać zwiastunem amerykańskiego odkrycia w Europie. Oczywiście mocno przeceniając znaczenie, jakie amerykańska medycyna miała i mogła mieć w Europie, sądziłem, że pisemne sprawozdania o rewolucyjnych wydarzeniach w Bostonie natychmiast obiegną świat. Liston obserwował mnie bardzo uważnie. Spojrzenie jego było zarazem badawcze i drwiące. Być może dochodził do wniosku, że niesłusznie posądzał mnie o fałszywe ambicje. W każdym razie bez słowa wręczył mi przedruk oryginalnego sprawozdania dra Henry'ego Bigelowa w „Boston Daily Advertiser" oraz odpis listu dra Jakuba Bigelowa do dra Francisa Boota. List Bigelowa do Boota brzmiał tak: „Boston, 28 listopada 1846 roku. Drogi panie Boot! Przesyłam panu sprawozdanie ^ ^a^^te^^bóYmfitodTi^feótątdedaNNW) ta wprowadzono i która zapowiada się ;,ako jedno z najdonioślejszych odkryć naszych czasów. Wielu pacjentów podczas operacji ćmrar-gicznych i cierpiących na inne dolegliwości przestało odczuwać ból. Przeprowadzono ampu- 82 tacje piersi i kończyn, zszywano arterie, usuwano wrzody, wyrwano setki zębów i nikt z pacjentów nie odczuwał nawet najmniejszego bólu. Wynalazcą jest dr Morton, dentysta w naszym mieście, a metoda polega na wdychaniu oparów eteru aż do utraty przytomności. Posyłam panu «Boston Daily Advertiser'> z artykułem mojego syna Henry'ego na temat tego odkrycia". Dziwne to, ale prawdziwe, że pierwsza wiadomość o odkryciu narkozy dotarła do Londynu i Listona w na pół prywatnym liście. Zwróciłem go nieco zmieszany, ale i z uczuciem ulgi, że potwierdzał wszystko, o czym i ja informowałem Listona. — Jest tu jeszcze coś! — powiedział Liston i podał mi następną kartkę. Byi to list do Listona, podpisany przez Boota. Boot donosił, w jaki sposób stał się jego adresatem oraz że wobec niezmiernego znaczenia tego odkrycia dla chirurgii naturalnie natychmiast pomyślał o Listonie, ale nie odważył się mu przekazać tej wręcz niewiarygodnej wiadomości bez uprzedniego sprawdzenia. W związku z tym zaprosił do siebie dziś rano dentystę Jamesa Robinsona i w jego obecności polecił pewnej młodej pacjentce wdychać eter. W efekcie Robinsonowi udało się wyrwać ząb bez bólu. Fakt ten ośmielił go do przekazania Listonowi wiadomości o tym chyba najdonioślejszym wynalazku. — Widzi pan—powiedział Liston—panowie Bigelow i Boot byli szybsi od pana... N\s <\oc«\vam. ^akx, te \ <{»». zty&YsA $xw&% &c> mri\e... —^.x\xcA pap\er^ na s\śA \ nag\e zrezygnował z dotychczasowej dość niedbałej pozy. Przyjął postawę prostą i oficjalną, jakby na znak, że audiencja skończona. — Mimo wszystko wierzę jedynie w to, co widzę na własne oczy — powiedział. Jego wyraz twarzy i głos znowu raptownie się zmieniły. — Dziękuję panu za odwiedziny, młody przyjacielu. Żegnam pana...! To nagłe pożegnanie tak mnie zaskoczyło, że patrzyłem nań, nie mogąc wydobyć słowa. — Powiedziałem: żegnam! — powtórzył Liston. A potem, jakby dla złagodzenia tego szorstkiego i chłodnego pożegnania, rzucił: — Jeszcze pan o mnie usłyszy... Wyszedłem na ulicę cokolwiek zmieszany. Daremnie próbowałem dociec, skąd bierze się owa zmienność Listona, w jaki sposób należy uporządkować jego obraz. Niestety nie udało się. Odrzuca narkozę czy też ją wita jako objawienie? Jeżeli odrzuca — wpadło mi nagle do głowy—to dlatego, że zagraża temu, co ugruntowało jego sławę, czyli szybkości operacji. Przy braku bólu szybkość jego cięć traci swoje znaczenie i czarodziejską moc. Szedłem w kierunku dorożki, która czekała na mnie w pewnej odległości od domu Listona. Byłem zaledwie w połowie drogi, gdy nagle posłyszałem za sobą tętent kopyt. Odwróciłem się i zauważyłem, jak z domu Listona wychodzi wysoki barczysty mężczyzna, jak wsiada do dorożki, która co dopiero podjechała. To mógł być tylko Liston. Zastanawiałem się tylko kilka sekund. Potem czym prędzej wskoczyłem do swojej dorożki i poleciłem woźnicy, by jechał za Listonem. Dziś trudno mi powiedzieć, co było powodem takiego postępowania. To był instynkt, a może tylko pragnienie, by pozostawać w pobliżu Listona. Zatrzymał się na końcu Oxford Street, przed słynną apteką Petera Squire'a, o której wówczas nic nie wiedziałem. Obserwowałem, jak Liston wyskakuje z powozu i znika w aptece. Wszedłem za nim. Stał odwrócony do mnie plecami i wręczał siwowłosemu aptekarzowi — byl nim Sąuire — kilka listów. Widocznie były to te same listy, które niedawno pokazywał mnie. — Niech pan to przeczyta — powiedział pospiesznie i jakby astmatycznie. W rok później, gdy nagle zmarł na skutek pęknięcia aorty, tę okoliczność przypomniałem sobie szczególnie wyraźnie. Głos miał zmieniony, wprawdzie nadal chrapliwy i donośny, ale pełen zapału, którego w czasie rozmowy ze mną jeszcze nie ujawniał... 83 I: Gdy Sąuire z pewnym zdziwieniem pochylił się nad listami i zaczął czytać, Liston szybkim krokiem chodził tam i na powrót, nie zauważając mnie. Odwróciłem się do niego plecami i czekałem z bijącym sercem. Wkrótce usłyszałem, jak Liston naglącym głosem zapytał: — Gotowe? Sąuire był widocznie głęboko zakłopotany. Spojrzał na Listona i dobierał słów. — To bardzo interesujące i doniosłe — powiedział wreszcie. — Tak! — rzucił Liston gwałtownie. — A pan przygotuje mi coś z tych rzeczy, abym mógł to wypróbować w poniedziałek w szpitalu. Sąuire wciąż jeszcze nie mógł opanować zdumienia. Na nowo szukał słów, ale Liston ciągnął: — Mam amputować udo i podczas operacji wypróbuję tę nową rzecz \ Radził, żeby Sąuire o tym nie zapomniał i żeby te rzeczy przyniósł do szpitala jego siostrzeniec William. On, Liston, polega na nim. Nie czekając na odpowiedź Squire'a obrócił się na pięcie, podszedł do drzwi, wsiadł do powozu i odjechał. Ponieważ w pośpiechu i podnieceniu nic lepszego nie wpadło mi do głowy, kupiłem pewną ilość mikstury składającej się z opium i niemierzyc-y, którą zwano „proszkiem Dovera". Gdy wyszedłem na ulicę, powóz Listona już dawno zniknął. Zresztą postanowiłem go już nie śledzić. Uczucie absolutnej niepewności, z jakim opuściłem dom Listona, ustąpiło