Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wkrótce po wyborze na prezydenta Putin zawarł „układ pokojowy" z oligarchami: superbogacze nie będą w przyszłości stać w pierwszym szeregu tych, którzy mieszają się do polityki, a przynajmniej nie publicznie. 250 TANIEC NA LINIE W zamian Kreml będzie sprzyjał ich interesom i zrezygnuje z pytań o źródła ich bogactw zdobytych w okresie rabunkowej prywatyzacji. Wielu obserwatorów widziało w tym próbę okiełznania oligarchów. W rzeczywistości był to raczej nowy podział ról, gdyż najważniejsze dźwignie władzy obsługiwali ciągle jeszcze bossowie gospodarki - tyle tylko że nie chcieli, by -jak za Jelcyna - było to aż tak bardzo widoczne i wywoływało gniew społeczeństwa. W ważnych sprawach gospodarki górę brało zdanie tych, którzy stali na czele ważnych przedsiębiorstw, na przykład przeważyło w sprawie podniesienia podatku importowego na używane samochody w 2002 roku. Dziś miliony Rosjan muszą płacić za swe samochody więcej, a bossowie gospodarki nie zostali zmuszeni do tego, by wreszcie podnieść konkurencyjność wyrobów rosyjskiego przemysłu motoryzacyjnego. Czyniąc aluzję do sekretarza generalnego z czasów stagnacji, kiedy Związek Radziecki był co prawda bardziej stabilny niż kiedykolwiek wcześniej, ale nie posuwał się ani o krok do przodu, krytycy nazwali Putina „Breżniewem numer dwa". Skłoniła ich do tego nie tylko jego niezdecydowana postawa w walce z przestępczością kryminalną i korupcją oraz fakt, że zarówno wtedy, jak i teraz stabilizacja gospodarcza była wynikiem przede wszystkim wysokich cen ropy naftowej, lecz także dlatego, że w ważnych kwestiach - jak na przykład spór między przedstawicielami dawnej „rodziny" Jelcyna a osią kagebowską na Kremlu - przez całe lata nie zajmował jasnego stanowiska. „Ze względu na reformy poświęciłem swoją popularność. Putin nie jest gotowy do takiego poświęcenia; z obawy o swoje powodzenie doprowadził do stagnacji procesu reform" -mówił nie kto inny, lecz sam Borys Jelcyn w gronie zaufanych osób na początku 2003 roku. Krytycy w rodzaju Siergieja Mitrochina z liberalnej partii „Jabłoko" widzą w Putinie przede wszystkim namiestnika oligarchów i służb specjalnych: „Klany gospodarcze podzieliły między siebie najważniejsze strefy wpływów oraz chciały stabilizacji i zakończenia wojny. Putin był początkowo aktorem, który to realizował, marionetką w rękach ludzi działających w ukryciu". Petersburżanin był przez całe swoje życie numerem dwa i zawsze wypełniał wolę swych przełożonych - uważa także moskiewski politolog Andriej Piontkowski: „Jego zachowanie to aż do dziś zachowanie typowe dla zastępcy. Jest w tym trochę podobny do agenta, który we wrogim kraju stracił kontakt z centralą dowodzenia i nerwowo rozgląda się za nową instancją wydającą rozkazy". Jeśli pominąć patos i blask jego urzędu, Putin robi wrażenie raczej jakiegoś skromnego administratora domu niż wszechwładnego pana na Kremlu. Wprawdzie bardzo sprawnie kieruje sprawami bieżącymi, w niektórych kwestiach potrafi nawet w sposób stanowczy przeforsować swą 251 GRA KOŃCOWA wolę, ale jeśli pominąć sprawy polityki zagranicznej, które w Moskwie uchodzą za raczej drugorzędne, nigdy nie potrafi! przestawić zwrotnic, czyli dokonać zasadniczych i zdecydowanych zmian wbrew sitom, które wyniosły go do władzy, a dzisiaj otaczają. Inaczej niż jego poprzednicy Władimir Putin objął urząd prezydencki, nie dysponując żadnym zapleczem politycznym: Gorbaczow mógł, w każdym razie początkowo, liczyć na partię, Jelcyn na reformatorów. Tymczasem jedynym wsparciem byłego oficera KGB z Petersburga była na początku „rodzina" Jelcyna. Nie dysponował własnym dostępem do dźwigni władzy, żadną partią czy pieniędzmi i zasiadł na Kremlu raczej jako książę panujący niż wszechmocny car. Ale miejsce na tronie rozwija własną dynamikę. Cicho i raczej niepostrzeżenie zabrał się Putin do budowania fundamentów swojej władzy; oficer KGB, który w okresie petersburskim zachwycał się myślą teoretyka rządzenia Machiavellego, wedle którego cel uświęca środki, najpierw szedł na rękę wojsku we wszystkich sprawach; pozwolił armii, by w Cze-czenii robiła wszystko, co uważa za stosowne, i przeciwdziałała „legendzie o ciosie w plecy"; obiecywał wojskowym balsam dla duszy i gotówkę dla sakiewki, a także zapewniał o swym poparciu. Starych znajomych z Petersburga, którym ufał, ulokował na kluczowych pozycjach: na czele służb specjalnych, w resortach spraw wewnętrznych i obrony. Rozbudował Urząd Prezydencki, czyniąc zeń aparat wszechpotężny, przypominający dziś dawny Komitet Centralny KPZR. Gdy jego poprzednik ostrzelał parlament armatami czołgowymi, Putin zadusił go uściskami. A jednak aż do dziś Putin nie dysponuje żadną własną i niezawodną bazą dla swych rządów. Co prawda w dalszym ciągu jest niezmiennie popularny wśród wyborców, ale ta popularność nie jest rzeczywistym źródłem władzy