Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ponieważ wschodni Niemcy zbudowali swój punkt kontrolny na własnym terytorium, kierowca opuszczający zachodni posterunek od razu wjeżdża do Niemiec Wschodnich. Dalej zaczyna się wąska droga, ogrodzona z obu stron. Za wysokim ogrodzeniem stoją wieże strażnicze. Za pomocą silnej lornetki McCready widział w oknach strażników, którzy obserwowali Zachód przez własne polowe lornetki. Widział również karabiny maszynowe. Półmilowy korytarz na terenie Niemiec Wschodnich stanowi pułapkę. Każdy, kto przebije się przez wschodni posterunek, zostanie naszpikowany kulami, zanim zdąży dojechać na Zachód. Dwie minuty przed jedenastą McCready dostrzegł czarne BMW, statecznie zajeżdżające na zachodnioniemiecki punkt graniczny. Po pobieżnej kontroli samochód gładko wśliznął się w korytarz i znalazł się w kraju, gdzie rządzi najbardziej kompetentna tajna policja na Wschodzie, straszliwa SSD. ROZDZIAŁ TRZECI Wtorek - To łazienka, to musi być łazienka - oświadczył komisarz Schiller parę minut po siódmej rano, wprowadzając zaspanego, niechętnego Wiecherta do mieszkania. - Dla mnie wygląda normalnie - burknął Wiechert. - Przecież chłopcy z dochodzeniówki wszystko sprawdzili. - Nie sprawdzali wymiarów, tylko odciski palców - odparł Schiller. - Popatrz na tę szafę w korytarzu. Ma dwa metry szerokości, zgadza się? - Mniej więcej. - Boczna ścianka jest na jednej linii z drzwiami do sypialni. Drzwi są na jednej linii ze ścianą i lustrem nad wezgłowiem łóżka. Więc skoro drzwi łazienki są obok ściennej szafy, co dedukujesz? - Że jestem głodny - odparł Wiechert. - Zamknij się. Popatrz, kiedy wejdziesz do łazienki i odwrócisz się w prawo, powinno być dwa metry do ściany. Szerokość ściennej szafy, zgadza się? Spróbuj. Wiechert wszedł do łazienki i spojrzał w prawo. - Jeden metr - powiedział. - Właśnie. To mnie zaintrygowało. Pomiędzy lustrem nad umywalką i lustrem nad wezgłowiem brakuje metra przestrzeni. Przez trzydzieści minut Schiller grzebał we wnętrzu ściennej szafy, zanim w sosnowej desce znalazł klamkę, przemyślnie ukrytą w dziurze po sęku. Kiedy tylna ścianka szafy odchyliła się, Schiller spostrzegł wewnątrz przełącznik. Za pomocą ołówka nacisnął przełącznik i w środku zapaliło się światło, pojedyncza żarówka zawieszona pod sufitem. - Cholera jasna - powiedział Wiechert, który zaglądał mu przez ramię. Schowek miał dziesięć stóp długości, tyle co łazienka, ale tylko trzy stopy szerokości. To wystarczało. Po prawej przez jednostronne lustro nad wezgłowiem widać było całą sypialnię. Przed lustrem na trójnogu stała kamera wideo z obiektywem wycelowanym na sypialnię, sprzęt najwyższej klasy, który zapewniał doskonałą jakość filmu, nawet jeśli filmowano przez szkło i w przyćmionym świetle. Sprzęt dźwiękowy był również najlepszy. Cała tylna ściana wąskiego pomieszczenia, od podłogi do sufitu, zastawiona była półkami, a na każdej półce stały szeregiem kasety wideo. Każda kaseta oznaczona była nalepką z numerem. Schiller wycofał się. Z telefonu można było korzystać, ponieważ brygada dochodzeniowa zdjęła z niego odciski palców poprzedniego dnia. Schiller zadzwonił do Komendy Głównej i połączył się z Rainerem Hartwigiem, kierownikiem Kl. - O cholera - powiedział Hartwig, kiedy usłyszał wiadomość. - Dobra robota. Zostań tam. Przyślę ci dwóch ludzi od daktyloskopii. Była godzina 8.15. Dieter Aust golił się. Telewizor w pokoju był włączony. Nadawano poranny dziennik. Aust słyszał to z łazienki. Nie zwrócił uwagi na wiadomość o podwójnym morderstwie w Hahnwaldzie, dopóki spiker nie powiedział: - Jedna z ofiar, luksusowa prostytutka Renata Heimendorf... Dyrektor kolońskiego BND paskudnie zaciął się w różowy policzek. Po dziesięciu minutach pędził samochodem do biura, gdzie zjawił się prawie godzinę za wcześnie. Ten fakt zupełnie wytrącił z równowagi Fraulein Keppel, która zawsze przychodziła godzinę przed szefem. - Ten numer - rzucił Aust - numer, który zostawił Morenz wyjeżdżając na urlop. Niech mnie pani połączy, dobrze? Za każdym razem odzywał się sygnał "zajęty". Aust interweniował u telefonistki w Szwarcwaldzie, popularnym rejonie urlopowym, ale powiedziano mu, że aparat jest zepsuty. Nie miał pojęcia, że jeden z ludzi McCready'ego wynajął letniskowy domek, po czym zamknął go na klucz, zdjąwszy uprzednio słuchawkę z widełek. Na wszelki wypadek Aust zadzwonił pod domowy numer Morenza w Porz i ku jego zdumieniu telefon odebrała Frau Morenz. Widocznie rodzina wcześniej wróciła z wakacji. - Czy zastałem męża? Mówi dyrektor Dieter Aust z biura. - Ależ on jest z panem, Herr Direktor - wyjaśniła cierpliwie żona. - Wyjechał służbowo. Wróci jutro późnym wieczorem. - Ach tak, rozumiem. Dziękuję, Frau Morenz. Zaniepokojony odłożył słuchawkę. Morenz skłamał. Dlaczego? Weekend z dziewczyną w Szwarcwaldzie? Możliwe, ale dyrektorowi to się nie podobało. Połączył się z Pullach linią bezpieczeństwa i porozmawiał z zastępcą dyrektora Wydziału Operacyjnego, w którym obaj pracowali. Dr Lothar Herrmann był lodowaty, ale wysłuchał wszystkiego uważnie. - Zamordowana prostytutka. I jej alfons. Jak zginęli? Aust zajrzał do "Stadt-Anzeigera" leżącego na biurku. - Zastrzelono ich. - Czy Morenz ma własną broń? - zainteresował się głos z Pullach. - No... chyba tak. - Gdzie została wydana, kiedy i przez kogo? - zapytał dr Herrmann, po czym dodał: - Nieważne, na pewno tutaj. Zaczekaj, oddzwonię do ciebie. Wrócił do telefonu po dziesięciu minutach. - Ma służbowego walthera PPK. Stąd. Broń została przetestowana na strzelnicy i w laboratorium, zanim ją otrzymał. Dziesięć lat temu. Gdzie jest teraz? - Powinna być w jego osobistym sejfie - odparł Aust. - A jest? - zapytał chłodno Herrmann. - Sprawdzę i zadzwonię do ciebie - obiecał zdenerwowany Aust