Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
mierz do niego. Stój, poczekaj! Najpierw określ odległość. Lepiej niż przedtem, ale ciągle masz tendencję do niedoceniania odległości - naprawdę jest o sto metrów więcej. Więc nastaw poprawnie celownik i do dzieła.- I tak dalej, aż Angus by zupełnie wykończony. Swobodne trzymanie karabinu udało mu się dopiero, kiedy wątpił już czy w ogóle da radę jeszcze ćwiczyć, ledwie miał siłę na najwyżej jedno lub może dwa uniesienia karabinu. - Na razie dosyć, ale będziemy jeszcze to powtórzyć po obiedzie. Pierwszy raz ci się poszło jak trzeba. - Po południu w drodze Angus zapytał, - Jeżeli teraz pójdzie lepiej, to czy mógłbym tylko jeden raz wystrzelić na prawdę ? - Niestety nie. To już nie zależy ode mnie, nawet ja nie mogę. Żołnierzowi nie wolno strzelić bez rozkazu. Poza tym nie wiadomo, w co taka zabłąkana kula może trafić. Zrozum, że to nie strzelba na polowanie, to są silne naboje z dużym ładunkiem prochowym i kula niesie potężną energię, leci bardzo daleko i może zagrozić komuś, kogo nie dostrzegłeś. Poza tym, jeżeli już mówimy o dużym ładunku prochowym i wielkiej energii, to odpowiednio silny jest i odrzut broni. Nie chcę cię narazić na złamanie obojczyka albo wybicie zębów. Ten problem sam się rozwiąże w miarę, jak rozwiną ci się właściwe mięśnie, musisz możliwie codziennie ćwiczyć. Nie, ze strzelaniem trzeba jeszcze poczekać, ale za to pokaże ci przed samym powrotem jeszcze coś nowego, co można zrobić z karabinem w razie wyjątkowej potrzeby, choć mało kto o tym wie i w ogóle to jest zabronione. - Ale po co w ogóle uczyć się tylko teoretycznie, jeżeli nie będę mógł w ogóle strzelić z karabinu. I skąd będę wiedział, czy już się wzmocniłem dostatecznie, jeżeli nigdy nie spróbuję. - W tym jest coś racji, ale na razie wierz mi na słowo, że jest jeszcze za wcześnie. Nie śpiesz się za bardzo, problem sam się rozwiąże z upływem czasu i to wcale nie znaczy, że masz czekać aż urośniesz większy - ale mięśnie rozwijają się właśnie przy ćwiczeniach. Rozumiesz, mięśnie wzmacniają ci się na bieżąco, właśnie teraz i w miarę ćwiczeń zbliżasz się do celu. Ćwicz najwięcej jak możesz i za parę dni, jeżeli zobaczę że władasz lekko karabinem, może zorganizuję jeden nadliczbowy nabój dla ciebie. Jak wiesz, mamy ich po 90 i z tego trzeba się wyliczyć, ale mam nadzieję, że uda mi się zdobyć dodatkowy. To nie obietnica, mówię tylko, że spróbuję. Ale najpierw popraw jeszcze trzymanie broni i chwyty. A po południu pokażę ci coś naprawdę niezwykłego. Już po ćwiczeniach, w zasadzie podobnych do poprzednich, żołnierz wrócił do sprawy: - Tego co teraz usłyszysz nie uczą na żadnym kursie, bo to jest nieprawidłowe, zakazane i oficjalnie nie istnieje. Ale jeżeli znajdziesz się w samym środku walki z bliska, twoje życie może od tego zależeć. To jest umiejętność szybkiego strzelania z karabinu prawie jak z rewolweru, no powiedzmy, że starego typu. Cała siła ognia prosto przed siebie. Robisz to w ten sposób, że w ogóle nie skręcasz i nie zamykasz rygla, tylko jednym klapsem lewej ręki przeładowujesz nabój i już strzelasz, następny klaps i znów strzelasz, przy nie zamkniętym zupełnie i nie zabezpieczonym zamku. To dokładnie tak wygląda, jak ci rewolwerowcy z Dzikiego Zachodu i z bardzo dawnych czasów, co to mieli jeszcze antyczne rewolwery wymagające za każdym razem napięcia kurka. Kule nie mają pełnej siły, bo trochę gazów ucieka jednak z tyłu i odrzut też jest trochę słabszy, ale musisz uważać, żeby się nie oparzyć i nie upuścić broni. Tym niemniej, w krytycznej sytuacji możesz bardzo szybko wywalić wszystkie pozostałe naboje jakie ci zostały, zupełnie jak starożytni kowboje. Możesz nawet kogoś ciężko przestraszyć. Tego nauczył mnie jeden stary żołnierz, który walczył jeszcze w I Wojnie Światowej, ale i wtedy mało kto wiedział o tym sposobie, tak, że....- Tu nagle przerwał, bo usłyszeli, a potem zobaczyli nadlatujący samotnie samolot prosto, niezbyt szybko i niezbyt wysoko, może na wysokości 800 m. - O Matko Boska, czy ty widzisz to co ja widzę? Tego diabła z podwójnym czarnym krzyżem? On sobie leci jak na wycieczkę, a jest w zasięgu ognia. Polowałem na ptaki i jestem prawie pewien, że potrafię wziąć odpowiednią poprawkę. Dzisiaj mamy już ósmy dzień wojny, a ja jeszcze nie miałem okazji ani razu strzelić do wroga. Taka okazja sama pcha się w ręce, trudno, ja tego nie wytrzymam. Ale czy mógłbym oprzeć karabin na tobie? Do drzewa nie zdążymy, mamy tylko kilka sekund w dobrej pozycji... - - Ależ oczywiście, będę uszczęśliwiony.- Żołnierz przykląkł na jedno kolano nie przestając mówić, - Teraz spróbuj tak jak to przedtem niepotrzebnie robiłeś, zamienić się w kamień..... - Potem cały świat eksplodował, rozpadł się i przestał istnieć. Po wielu wiekach, a może milionach lat coś zaczęło tworzyć się na nowo. Powstała nowa mgławica, a w niej nowe gwiazdy. W końcu Angus zdołał otworzyć oczy. Nad nim wznosiło się niebo tak samo niebieskie i bez żadnych pęknięć. Słońce też było na dawnym miejscu, drzewa i pola dokoła, tylko to wszystko przesłaniała zaniepokojona twarz żołnierza, który puścił karabin i trzymając go za ramiona, poruszał ustami, ale zupełnie bez żadnego dźwięku. Widok tak dziwnie nierealny, jakby patrzył na malowany obraz zupełnie nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Stopniowo wracała pamięć, rozejrzał się i wychrypiał. - Czy samolot dostał? - - Poleciał. - Chociaż bardzo słabo, dźwięki zaczęły do niego docierać, zwłaszcza jeżeli patrzył wprost na mówiącego. Podobnie i z pozycją ciała, mógł stać tylko z otwartymi oczami, jeżeli je przymknął, tracił zupełnie poczucie równowagi. Czuł się tak, jakby pływał, lub raczej unosił się we wodzie. - Straciłem głowę i postąpiłem bez namysłu. Głupio się stało. Nie powinienem opierać karabinu o ciebie i strzelać tak blisko przy twoim uchu. Bardzo mi przykro, przepraszam.- - To nic. Trochę mną wstrząsnęło, ale już słyszę z każdą chwilą lepiej. - To się zgadzało. Pozostał tylko jeden trwały ślad, mianowicie zakłócenia równowagi, które trwały latami, a właściwie nigdy nie ustąpiły całkowicie i ograniczały trochę jego sprawność w przyszłości. Ale póki miał otwarte oczy, to była niewielka dolegliwość i prawie niedostrzegalna. Nieoczekiwanie, zostali zaskoczeni przez głos podoficera, który nadbiegł od strony majątku: - Strzelec Skalski, meldujcie co to były za strzały! Do czego strzelaliście? - - Do samolotu, panie kapralu! - - Jak śmieliście strzelać bez rozkazu! Ty głupi s...synu, ty świński półgłówku, jesteś głupszy niż na to zezwala ustawa! Nigdy nie powinieneś zostać przyjęty do wojska. To już nie o to chodzi, że zmarnowałeś nabój bez żadnego pożytku. Byłby to istny cud, gdybyś przy tej odległości, wysokości i zwłaszcza elewacji zdołał coś trafić, nawet cel taki duży. Ale gdyby nawet ten cud się zdarzył, kula doleciałaby utraciwszy szybkość i większość energii