Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Był to stary kawałek Johna Fogarty'ego, który nagrał z Creedence Clearwater Revival przed wielu laty. Mikey, miłośnik staroci, nie dawał posłuchać niczego, co powstało później niż przed trzy- dziestoma laty. Żaden ze stałych bywalców lokalu nie miał nic przeciwko temu, gdyż stare przeboje stawały się znów popularne po kilkuletnim promowaniu nowej fali zrodzonej w ostatnich latach dwudziestego wieku. Torując sobie drogę przez tłum, Hooker patrzył, jak na ekranie Sellers podejmuje walkę z chińskimi mordercami, podczas gdy szafa zaczęła grać The Midnight Special. Kombinacja ta bardzo mu się spodobała. Obraz został jednak zasłonięty przez czyjąś postać. Był to niski mężczyzna w rozpiętej koszuli, odsłaniającej wypełniony piwem, obwisły, opalony na ciemny brąz brzuch. Przed chwilą zszedł z wysokiego stołka przy barze i zaczął tańczyć w rytm muzyki. Bezgłośnie poruszał wargami, wtórując wokaliście, a jego brudne tenisówki wzbijały tumany kurzu z wytartych desek podłogi. Występ ten wywołał powszechne wybuchy śmiechu i gwizdy. Ludzie siedzący przy barze w pośpiechu usuwali mu się z drogi, chwytając kieliszki i butelki. Młoda, tłusta dziewczyna wyciągnęła z kieszeni zmięty banknot dolarowy i wsunęła mu go za pasek. Spojrzał na nią pożądliwym wzrokiem i zakołysał biodrami w wymownym geście. Odpowie- 72 dzią był chichot dziewczyny i ponure spojrzenie mężczyzny siedzącego obok niej. Czyjś łokieć uderzył Hookera w brzuch. — Wygląda na to, że Mikey zaciera dzisiaj ręce, co, Hook? Hooker rozejrzał się i zauważył Whiteya Cuzaka stojącego nie opodal. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. — To miejsce nie zmieniło się za bardzo od czasu, kiedy ostatni raz mnie tutaj przyniosło — stwierdził starając się przekrzyczeć muzykę. — Hej, Cooz, tak przy okazji, kim jest ten gruby dureń? — Nie znam jego nazwiska, ale słyszałem, że przyjechał z Nowego Orleanu.. — Z Nowego Orleanu? Przecież wszyscy turyści stamtąd jeżdżą do Belle la Vista. , Whitey wzruszył ramionami i pociągnął z kuna. — Nie wydaje mi się, aby to był turysta. Ktoś mi mówił, że organizuje pokazowe polowania na miecz-niki. Dla turystów z Okłahomy to coś więcej niż taplanie się w Mississippi i łapanie płotek. — Missisipi nie płynie przez Okłahomę, Cooz. — Naprawdę? Całe życie spędziłem na Florydzie i nie muszę znać całych Stanów. Piosenka skończyła się akurat wtedy, gdy barman chwycił tańczącego przybysza za ramię i próbował wyrzucić go z lokalu. Po chwili muzyka zabrzmiała ponownie. Hooker rozpoznał po rytmie perkusji, że to Freeze-Frame J.Geils Band. Nowoorleańczyk zawył z zachwytu i ponownie zaczął swój dziwaczny taniec, tym razem na ladzie baru. Whitey zachichotał znad kufla piwa. — Słyszałem też, że on walczy z rekinami. — Co? — Hooker nie był pewien, czy dobrze zrozumiał swojego kolegę po fachu. 73 — Tak. Ktoś mi mówił, że zabiera ludzi na polowanie na rekiny. — Pochylił się, aby można go było usłyszeć wśród głośnych dźwięków z szaty grającej. — Podobno, kiedy złapią jakąś małą sztukę, lubi organizować show dla turystów. Wiesz dobrze, że żywego rekina zabija się jednym strzałem lub uderzeniem w głowę. Ten dureń umieszcza rekina w sieci i wskakuje do niej tylko z nożem w ręku. — Kiedy rekin jest żywy? — Kiedy rekin jest żywy — przytaknął. Whitey, uśmiechając się chytrze. — Facet udaje przez chwilę, że z nim walczy, chwytając się płetwy grzbietowej w ten sposób, że rekin nie może mu nic zrobić. Stary numer z czasów filmów o Tarzanie. Wszyscy na pokładzie są aż bladzi ze strachu. W końcu gość wbija nóż w bebechy ryby i spokojnie wynurza się na powierzchnię. Zazwyczaj rekin jest tylko ranny, więc celnym strzałem w łeb kończy jego męczarnie. Ten numer uczynił go sławnym wśród przyjeżdżających tu ludzi. Każdy marzy o wspólnym zdjęciu z nie- ustraszonym pogromcą ludo jadów. Przy barze zacząło się coś dziać, więc obaj spojrzeli w tamtym kierunku. Barman wraz z bramkarzem, wielkim czarnym facetem nazywanym George the Goon, złapali pijanego mężczyznę za nogi i ściągnęli go z lady. Przy okazji zbiło się kilka butelek stojących z tyłu na półkach. Zalany krwią pogromca rekinów zaczął krzyczeć wniebogłosy, kiedy George the Goon przerzucił go sobie przez ramię i niósł w kierunku tylnych drzwi. — Miły facet — zadrwił. — Spróbuję go unikać dzisiejszego wieczora