Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jej ciało było teraz zdeformowane przez ciążę i Audrey z groźnym wyrazem twarzy nakazała jej ręką wrócić po cichu do pokoju. Nie chciała, żeby coś jej się stało, a natychmiast przypomniały jej się zamordowane zakonnice i zastanawiała się teraz, kto mógł być na dole. Odkąd tu była, w okolicy nie było żadnych poważniejszych walk z komunistami i Japończycy sprawowali teraz ściślejszą kontrolę. Wiedziała tylko, że w domu był intruz, i zeszła na palcach na dół, z naładowanym i odbezpieczonym pistoletem, gotowa zastrzelić każdego, kogo by spotkała. Jej ciało było napięte, oczy starały się przeniknąć ciemność zalegającą pokój leżący poniżej i powoli schodziła po schodach. Serce waliło jej tak głośno w uszach, że zastanawiała się, czy będzie w stanie usłyszeć intruza na czas, żeby się obronić, ale nagle usłyszała jego ciężki oddech i zobaczyła zarys postaci na tle okna. Z palcem na spuście zawahała się tylko chwilę. Uświadomiła sobie od razu, że nie wolno jej się wahać, że będzie musiała go zabić, ale jego głos zabrzmiał ostro W ciemności. Wiedział, że go zauważyła; uderzyło ją, że mówił do niej po francusku, przypuszczając, że była jedną z zakonnic. Zdławionym głosem powiedział do niej bez tchu, jakby pełen bólu: — Je ne yous ferai pas ma!. Nie skrzywdzę pani. Mial dziwny akcent, którego nigdy przedtem nie słyszała, ale mówił wyraźnie. Lecz skąd mogła wiedzieć, czy miał pokojowe zamiary, czy też okłamywał ją? — Qui ćtes-yous? — wyszeptała w ciemność, a jej serce waliło jak afrykański tam-tam. Zapytała go, kim był, i nie miała pojęcia, co jej odpowie. — Le G”enral Zhang. — Odpowiedział tym razem wyraźnie, ale ona nie opuściła pistoletu, który trzymała wciąż wymierzony prosto w niego. Que faites-yous jej? — Zapytała go, co tu robił, i czekała na odpowiedź. — Je suis bless. — Powiedział jej, że jest ranny, i nastąpiła długa cisza, a ona zeszła na dół pozostałe kilka schodków, złapała świecę i zapaliła ją niezgrabnie jedną ręką, wciąż przyglądając mu się z wymierzonym w niego pistoletem. Ostrzegła go, żeby się nie ruszał, podniosła świecę wyżej i zobaczyła solidnie zbudowanego mężczyznę średniego wzrostu, ubranego w coś, co wyglądało na strój mongolski. Tam gdzie stał, widniały kałuże topniejącego śniegu i nagle, w migotliwym świetle świecy zauważyła, że na ramieniu miał wielką poplamioną krwią ranę. Obwinięta była pokrwawionymi szmatami i patrząc na Audrey przytrzymywał ją niezgrabnie. Za pas wsunięty miał ogromny pistolet, wielka szabla wisiała mu u pasa, a taśmę z nabojami przewieszoną miał przez pierś, ale żadnej broni nie trzymał w pogotowiu, by się przed nią bronić. Przyglądał jej się tylko uważnie i spytał, czy była jedną z sióstr od Świętego Michała. Nie wiedziała, czy ma udawać, że tak jest, czy nie, ale w końcu zdecydowała, że powie prawdę. Potrząsnęła głową, wciąż patrząc na niego z przerażeniem w oczach, a na górze usłyszała kroki Ling Rui. Bała się, że mógłby ją usłyszeć i skrzywdzić, ale on nie wydawał się gotów do krzywdzenia kogokolwiek. Wyglądał na równie przestraszonego co Audrey, która trzymała swój pistolet i świecę. — Czy mogę zostać tu do wieczora? — zapytał po francusku, a ona miała dziwne wrażenie, że musiał tu już kiedyś być. A jego następne słowa potwierdziły jej obawy. — Mogę ukryć się w piwnicy na mięso, tak jak przedtem. — Patrzył na nią prosząco, a ona dostrzegła złoty szamerunek na jego futrzanej czapce. Jego kurtka także była bardziej imponująca niż większość tych, które dotychczas widziała, mimo że poplamiona krwią wyglądała dość nieporządnie. Przypomniała sobie, co powiedział, i postanowiła wypytać go dokładniej, zanim pozwoli mu zostać. Nie mogła dopuścić, żeby narażał dzieci na niebezpieczeństwo. — Powiedział pan, że jest pan generałem? — Jestem generałem armii mojej prowincji, lojalnej wobec Armii Nacjonalistycznej. —-Był zatem jednym ze zwolenników Czang Kaj-szeka i najwidoczniej walczył gdzieś z komunistami. Przyglądała mu się zastanawiając się, jaką prowincję miał na myśli, a on sam jej wyjaśnił. — Pochodzę z Baruun Urta, po drugiej stronie Gór Chingajskich. Przybyliśmy tu, by spotkać się z ludźmi generała Czang Kaj-szeka, i natknęliśmy się na oddział Japończyków. Trzech moich ludzi czeka w kościele. Jeśli nie zgodzi się pani, żebym został, oni mi pomogą