Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
w przychodni również ciemno, nie widać światła w oknie Jas- -' ale - ku zaskoczeniu Declana - jakieś blaski pełgały po szoru h*a tyłach Przychodni. Przecisnął się wąskim przejściem, uJ3c barkami po ścianach. Na podwórku byli mężczyźni z in- 485 strumentami. Declan zauważył drewniane flety, skrzypki o dwóch strunach i szerokie, niskie bębny, trzymane nad rozpalonymi węglami. To one dawały dźwięk, który Declan usłyszał na werandzie. Były również kobiety: żona Chalida, siostra Wali-da, szanowana, leciwa Bint Omar. Wszystkie podsuwały się do zapalonych kadzideł i cofały się, mrucząc jakieś inkantacje. Declan nie rozumiał ani słowa, to nie było po arabsku. Nagle zrozumiał, co się tu dzieje: to było przygotowanie do zaar, rytualnego tańca, służącego do wypędzania demonów. Uczestnicy tego obrzędu wpadali w trans i tracili nad sobą kontrolę. Cudzoziemcom normalnie nie pozwalano brać udziału w zaar, nawet obserwować, ale Declan raz widział to z ukrycia w Tunezji. Wtedy tancerz padł nieżywy - nastąpiło nagłe zatrzymanie akcji serca. Declan zaniepokoił się. Gdzie jest Jasmine? Podsunął się bliżej, ale jakaś kobieta zagrodziła mu drogę. - Haram! - powiedziała. - Tabu! Ale inna, szeika wioski, z którą Declan starł się kiedyś w związku z barbarzyńskim zabiegiem obrzezania dziewczynek, popatrzyła badawczym wzrokiem i łaskawie przyzwoliła: - Możesz wejść, sajjid. Parę osób, które siedziały na ławkach na skraju podwórka, powitało Declana uśmiechami i ukłonami. Pośrodku kobiety obracały się powoli w ciasnym kręgu, podnosząc i opuszczając ramiona, tupiąc, rzucając głowami. Dobosze nagrzewali bębny nad ogniem, a skrzypek stroił instrument. Szeika w zwiewnej, czarnej szacie kręciła się przy świecach i kadzidłach, aż powietrze wypełniły smużki dymu i bukiet intensywnych aromatów. Declan rozglądał się za Jasmine. Wiedział, że nie powinien przeszkadzać w tym obrzędzie, ale chciał wiedzieć, dlaczego odbywa się to wszystko akurat pod przychodnią i czy Jasmine jest w to wciągnięta. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że tańce zaar mogą być niebezpieczne, bo wiążą się z wypędzaniem złych duchów, a te niechętnie opuszczają miejsca i oso- 486 bv raz opanowane. Dla Declana utrata świadomej kontroli nad sobą była sednem niebezpieczeństwa. Czy ktoś był chory i będzie to zaar uzdrawiający? Decian zastanawiał się nad tym, siadając obok kobiety, którą pamiętał jako Rajat. Szeika dała znak i jeden bębnista w długiej, białej galabii i w białym turbanie zaczął chodzić dokoła podwórka, bijąc rytmicznie w instrument. Kobiety zamknęły oczy i zatrzymały się tam, gdzie były. Kołysały się tylko powoli na boki. Po chwili rytm uderzeń w bęben zmienił się, następnie odezwał się drugi bęben w jeszcze innym rytmie. Decian wiedział, o co tu chodzi. Fellachowie wierzyli, że każdy duch ma jakąś melodię albo kadencję i przychodzi, kiedy się ją zagra. Na tym podwórku zastawiano więc na duchy muzyczne sidła. Wreszcie jedna z kobiet zaczęła bardzo żywo tańczyć, dokładnie w rytmie jednego z bębnów, jakby sama złapała się w sidło tej sekwencji dźwięków. Decian podziwiał żonę Chalida, o okazałej tuszy, która pląsała z wdziękiem i zwinnością. Ale nie była w transie. Jeszcze nie. Dołączyły pozostałe bębny, więcej kobiet ruszyło do tańca, każda w swoim rytmie z własną choreografią. Każda prowadzona przez innego ducha? Decian spostrzegł, że szeika idzie na tyły przychodni, gdzie mieszkała Jasmine. Patrzył z napiętą uwagą w tamtą stronę. Kiedy zobaczył wychodzącą Jasmine, zerwał się na równe nogi. Jasmine prowadziły dwie kobiety, oczy miała zamknięte, a głowę pochyloną na bok. Czy podano jej jakieś środki odurzające, czy sama wprawiła się w ten stan? Miała na sobie niebieski kaftan. Ten kolor - Decian wiedział o tym - uciszał i dobrze usposabiał duchy. Jasmine znalazła się w kręgu bębnów. Szeika wykrzykiwała przenikliwym głosem. Decian nie miał pojęcia co ani w ja- wd ^^f Ch.yba jakieś imiona. Może wzywała kogoś, pra- °podobnie duchy. Szeika uniosła ramiona, jej wielki cień 487 padł na ścianę i miotał się gwałtownie, choć kobieta stała nieruchomo. Jasmine opadła na ziemię, Declan chciał podejść do niej, ale powstrzymało go silne ramię Rajaty. Kobiety rozsunęły się nieco, Jasmine klęczała z zamkniętymi oczami wewnątrz kręgu. Zaczęła powoli ruszać się z boku na bok. Do bębnów dołączyły pozostałe instrumenty. Muzyka stała się donośna, melodyjna, hipnotyzująca. Jasmine wyciągnęła poziomo ramiona, głowa opadła jej do tyłu, turban zsunął się, złote włosy rozsypały się swobodnie. Kobiety tańczyły wokół. Declan usłyszał, że od czasu do czasu któraś z nich rzuca Jasmine uspokajające słowo: że jest bezpieczna wśród przyjaciół. Muzyka brzmiała jeszcze donośniej, ktoś zaczął śpiewać. Jasmine wychylała się głębiej i głębiej, omiatając włosami piasek. Declan czuł, że jego własny puls przyśpiesza wraz z rytmem bębnów