Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Teraz ubolewał nad tym jak nigdy dotąd. Z głośnym tupotem wbiegł w uliczkę i popędził dalej na rynek; ludzie go zagadywali, ale reago- wał tylko machinalnie, nawet nie zauważając, że ciekawie mu się przyglądają. Dwadzieścia minut już upłynęło od trzęsienia ziemi, toteż wszystkich intrygował ten spóźniony objaw niepokoju. Najwidoczniej - mówili między sobą - najwi- 30 31 doczniej ksiądz proboszcz jeszcze nie zdążył przez ten cały czas pojąć, co to było. Czy może dowie- dział się czegoś, o czym my jeszcze nie wiemy?... Nie, na pewno nie - mówili. - Widzieliśmy prze- cież, jakie są szkody... albo, jeżeli nie wszystko widzieliśmy na własne oczy, to słyszeliśmy od in- nych... Szkło i tynk, szyba w oknie kawiarni pękła, stara seńora Cuesta ma skaleczone czoło, kilka da- chówek pospadało z dachów. Poza tym nic abso- lutnie, tyle że w domach pełno kurzu. Więc dla- czego ksiądz proboszcz tak biegnie, jakby upiora zobaczył?... Ksiądz Robredo nic z tego nie słyszał. Myślał nieustannie o belce dzwonu tkwiącej niepewnie w dzwonnicy i wiedział tylko, że musi znaleźć Rafaela natychmiast. Niewiele doprawdy trzeba by mieć wyobraźni, żeby sobie przedstawić to spu- stoszenie w razie, gdyby dzwon spadł. A może to nastąpić lada moment. Ta możliwość przerażała księdza, ale pojęcia nie miał, w jaki sposób temu zaradzić i już samo to, że nie nasuwał mu się żaden pomysł, wzmagało jego wzburzenie. Coraz prędzej pędził w zapamiętaniu, coraz więcej wiary pokła- dał w Rafaelu... Rafael będzie wiedział, co robić Rafael na pewno będzie wiedział... Zastał starego na rynku, przykucniętego przed dwojgiem rozchichotanych brudnych dzieci. Na widok księdza Robredo kościelny się wyprostował i uśmiech zniknął z jego pomarszczonej twarzy. Nie trzeba było mówić mu, że coś jest niedobrze: jedno spojrzenie na zziajanego księdza wystar- czyło. - Co się stało, księże proboszczu? - Dzwon - wykrztusił bez tchu ksiądz Robre- do - dzwon się urwał... - Urwał się...? - Rafael ściągnął brwi zadając to pytanie. 32 i w wad _ jest w ^ Urwała sIę? _ powt6l,y, ¦- Ł^r Potem przez krótk, chwile milczeli obaj w głowie. mu eenTa^tr^riSrwSa sam z siebie. _ Ale \ZZlny Pośpiechu. _ Mówię ci Rafael najpilniejsza. Ee^^b^ ^umzesz Musimy g0 zdjąć ]ak Raczej opieszałość Rafaela Vywołała te ostatnią uwagę i LU-T * zdumiał, że umiał podsun^scS cydowanie praktycznie. Kościelny IdT msm SpraWa' razu T 3- Zatrzęsła się... 33 doczniej ksiądz proboszcz jeszcze nie zdążył przez ten cały czas pojąć, co to było. Czy może dowie- dział się czegoś, o czym my jeszcze nie wiemy?... Nie, na pewno nie - mówili. - Widzieliśmy prze- cież, jakie są szkody... albo, jeżeli nie wszystko widzieliśmy na własne oczy, to słyszeliśmy od in- nych... Szkło i tynk, szyba w oknie kawiarni pękła, stara seńora Cuesta ma skaleczone czoło, kilka da- chówek pospadało z dachów. Poza tym nic abso- lutnie, tyle że w domach pełno kurzu. Więc dla- czego ksiądz proboszcz tak biegnie, jakby upiora zobaczył?... Ksiądz Robredo nic z tego nie słyszał. Myślał nieustannie o belce dzwonu tkwiącej niepewnie w dzwonnicy i wiedział tylko, że musi znaleźć Rafaela natychmiast. Niewiele doprawdy trzeba by mieć wyobraźni, żeby sobie przedstawić to spu- stoszenie w razie, gdyby dzwon spadł. A może to nastąpić lada moment. Ta możliwość przerażała księdza, ale pojęcia nie miał, w jaki sposób temu zaradzić i już samo to, że nie nasuwał mu się żaden pomysł, wzmagało jego wzburzenie. Coraz prędzej pędził w zapamiętaniu, coraz więcej wiary pokła- dał w Rafaelu... Rafael będzie wiedział, co robić, Rafael na pewno będzie wiedział... Zastał starego na rynku, przykucniętego przed dwojgiem rozchichotanych brudnych dzieci. Na widok księdza Robredo kościelny się wyprostował i uśmiech zniknął z jego pomarszczonej twarzy. Nie trzeba było mówić mu, że coś jest niedobrze; jedno spojrzenie na zziajanego księdza wystar- czyło. - Co się stało, księże proboszczu? - Dzwon - wykrztusił bez tchu ksiądz Robre- do - dzwon się urwał... - Urwał się...? - Rafael ściągnął brwi zadając to pytanie. 32 - Właśnie. - W pośpiechu ksiądz nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa. Zaczął gestykulo- wać. - Jest w tym ukosie łuku. To drewno... jarzmo dzwonu... ta część na czubku. Urwała się. Wcisnęła. - Urwała się? - powtórzył Rafael. - Wcisnęła się? Ksiądz przytaknął, głośno przełykając powietrze. - W poprzek łuku. - Ale jak to się urwała, kiedy się wcisnęła? - zapytał kościelny, nieco oszołomiony. - Tak, jak mówię... wcisnęła się. Lada sekunda dzwon może rozbić dach. Rafael podrapał się po krótkim szerokim nosie. Jeżeli dzwon jest wciśnięty... - Lada sekunda - obstawał ksiądz i głos mu się trząsł ze zdenerwowania. Potem przez krótką chwilę milczeli obaj. - To może najlepiej będzie, jak ja pójdę i zo- baczę - zaproponował Rafael, wiedząc z doświad- czenia, że ksiądz Robredo im dłużej będzie usiło- wał mu wyjaśnić, tym bardziej poplącze mu w głowie. - Tak, i to zaraz. Nie ma ani chwili do stra- cenia. Wiatr może się zerwać albo dzwon spadnie sam z siebie. - Ale kościelny jakoś nie okazywał pośpiechu. - Mówię ci, Rafaelu, to paląca sprawa, najpilniejsza. Kiedy zobaczysz dzwon, od razu zro- zumiesz. Musimy go zdjąć jak najszybciej. Raczej opieszałość Rafaela niż ocena sytuacji wywołała tę ostatnią uwagę, i ksiądz Robredo sam się zdumiał, że umiał podsunąć wyjście tak zde- cydowanie praktycznie. Kościelny zdumiał się też, chociaż z innego niż ksiądz powodu. Dotąd wyo- brażał sobie, że proboszcz przesadza i że chodzi tylko o jakieś drobne uszkodzenie dzwonnicy. Dla człowieka nie mającego zręczności w rękach nawet 33 zawieszenie obrazka na ścianie jest wielką ope- racją, i Rafael już dawno stwierdził, że ksiądz nie- odmiennie wyolbrzymia trudności każdej roboty, jaką mu zleca