Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Myśl o tym, że boją się obydwaj, jakoś dodała mu odwagi. Być może chłopiec nie należał jeszcze w całości do krainy mroku, może uda mu się go nawet przekonać, by zszedł z drogi prowadzącej w dół, w koszmar. Usiadł na pryczy. Jego głowę dzieliło od sufitu zaledwie kilka centymetrów. Billy otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na niego. Twarz miał białą, drżał w niej każdy mięsień. Cleve wiedział, że teraz jest właściwy czas na porozmawianie z chłopcem, teraz, nim zgasną światła na korytarzu i cele pogrążą się w mroku. Wtedy za późno już będzie na wyjaśnienia. Miasto ogarnie chłopca i żadne prośby do niego nie dotrą. - Mam sny - powiedział Cleve. Billy nie zareagował. Po prostu patrzył przed siebie, tępo. - Śni mi się miasto. Chłopak ani drgnął. Najwyraźniej nie miał zamiaru dobrowolnie oferować żadnych wyjaśnień. Trzeba go było do tego zmusić. - Wiesz, o czym mówię? Billy potrząsnął głową. - Nie - stwierdził pogodnie. - Mnie nic się nigdy nie śni. - Wszystkim coś się śni. - Więc ja po prostu nie pamiętam snów. - A ja pamiętam - stwierdził Cleve. Teraz, kiedy już poruszył tę sprawę, nie miał zamiaru pozwolić, by Billy wykręcił się sianem. -Ty tam jesteś. W tym mieście. Teraz chłopiec drgnął. Zaledwie widocznie, ale wystarczająco, by Cleve nabrał pewności, że nie marnuje czasu. - Co to za miasto, Billy? - A skąd niby mam wiedzieć? - odparł Tak, spróbował się roześmiać i zrezygnował z wysiłków. - Ja tam nic nie wiem. To twój sen. Nim zdołał odpowiedzieć, usłyszał głos jednego ze strażników, idącego korytarzem i informującego więźniów, że powinni układać się do snu. Już niedługo zgaśnie światło i mała cela zostanie zamknięta na dziesięć godzin. A w celi będzie on, Billy i upiory. - Zeszłej nocy... - powiedział Cleve, bojąc się wyznać bez przygotowania to, co widział i słyszał, ale jeszcze bardziej bojąc się spędzić kolejną noc na granicy miasta, sam w ciemności. - Zeszłej nocy widziałem... - znów przerwał. Dlaczego zawiodły go słowa? -Widziałem... - Co widziałeś? - zapytał chłopiec. Twarz miał nieruchomą, a jeśli poprzednio był w jego głosie ton strachu, to teraz nie pozostał po nim nawet ślad. Być może on też usłyszał głos strażnika i zorientował się, że nic już nie można zrobić, że nie ma sposobu na powstrzymanie nadejścia nocy. - Co widziałeś? Cleve westchnął. - Matkę - powiedział. Ulga, którą odczuł Billy, objawiła się tylko w najdrobniejszym z uśmiechów, który wykrzywił mu wargi. - Tak, widziałem matkę. Jak żywą. - I to cię zdenerwowało, prawda? - Tak to bywa ze snami. Strażnik doszedł do celi B.3.20. - Gaszenie świateł za dwie minuty - powiedział i poszedł dalej. - Powinieneś brać więcej tych pigułek - doradził Cleve' owi Billy, odkładając książkę i ruszając w stronę pryczy. - Będziesz jak ja. Żadnych snów. Przegrał. Cleve, mistrz blefu, przegrał z blefującym szczeniakiem i teraz musiał ponieść konsekwencje klęski. Leżał, patrząc w sufit, licząc sekundy do zgaszenia światła, a na dolnej pryczy jego towarzysz rozbierał się i wślizgiwał pod prześcieradło. Cleve ciągle miał czas, by wyskoczyć z pryczy i zawołać strażnika; miał czas, by walić głową w kraty póki ktoś nie przyjdzie. Lecz co niby miałby powiedzieć na poparcie swej historyjki? Że miał zły sen? - a kto ich nie ma? - że boi się ciemności? - a kto się jej nie boi? Roześmieliby mu się w twarz i kazaliby mu pójść do łóżka, zostawiając go bez żadnej ochrony; a chłopiec i jego pan już czekaliby na niego przy ścianie. Taka taktyka nie gwarantowała bezpieczeństwa. Nie gwarantowała go także modlitwa. Powiedział Billy'emu prawdę, dał sobie spokój z Bogiem, kiedy jego modlitwy o życie ojca nie zostały wysłuchane. Z takiego lenistwa bogów bierze się ateizm; nie umiał wzniecić w sobie światełka wiary niezależnie od tego, jak silny był strach. Myśl o ojcu w nieunikniony sposób doprowadziła do myśli o dzieciństwie; nie sposób znaleźć tematu, który łatwiej odwróciłby umysł od każdego lęku... z wyjątkiem tego. Kiedy światła w końcu zgasły, przerażony mózg Cleve'a poszukał oczywiście ucieczki we wspomnieniach. Serce zwolniło, palce przestały mu się trząść i w końcu Cleve zapadł w sen. To, co mogło odwrócić uwagę jego świadomości, nie działało jednak na podświadomość. Kiedy już zasnął, słodkie wspomnienia znikły, dzieciństwo odeszło w przeszłość i Cleve znów maszerował przez sen na pokrwawionych stopach. Tym razem znalazł się na granicy miasta. Tej nocy nie przeszedł doskonale sobie znanej drogi koło angielskiego pałacu i przyległych do niego domów, lecz maszerował na granicy miasta, gdzie wiatr był silniejszy a głosy brzmiały wyraźniej. Chociaż w każdej chwili spodziewał się spotkać Billy'ego i jego mrocznego towarzysza, nie widział nikogo. W drodze towarzyszyły mu tylko motyle, świecące jak tarcza jego zegarka. Obsiadały mu włosy i ramiona gęsto jak konfetti, a później odlatywały. Doszedł do samej granicy i zatrzymał się, obserwując pustynię. Chmury, gęste i ciemne jak zawsze, poruszały się na niebie majestatycznie, jak wcielenie bóstwa