Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nakaz uwolnienia był już w drodze. W każdym razie zdawało mu się, że jest. To było już tak dawno. Minął cały rok i szczegóły zdążyły się zatrzeć. Mgliście przypominał sobie policjanta wchodzącego z jakimś dokumentem. To było to: nakaz jego zwolnienia. A po tym następowała przemowa. Miał ją wciąż wyraźnie w pamięci. Nie zapomniał. Na myśl o niej opadło go rozdrażnienie. Wypowie te same słowa, powtórzy te same gesty. Dawne mechaniczne czynności... zwietrzałe wydarzenia, wyschłe i zakurzone, niknące pod ciężkim kocem wyblakłej przeszłości. A tymczasem żywa fala pędziła wciąż naprzód. Był człowiekiem z oczyma w przyszłości, ciałem zaś w przeszłości. Nawet teraz, kiedy przyglądał się swemu niechlujnemu ubraniu, przygładzał włosy, pocierał dziąsła, nawet kiedy stał tu, w tej antyseptycznej celi, jego zmysły wciąż tkwiły w innej scenie, w świecie, który wciąż tętnił życiem, w świecie jeszcze nie zwietrzałym. W roku, który miał nadejść, wiele się wydarzyło. A kiedy z irytacją skrobał swój zarośnięty podbródek, skubiąc ślady dawnej wysypki, ta fala odkrywała przed nim następne chwile, nowe podniecające zdarzenia. Fala przyszłości wyrzucała na brzeg, pod jego stopy, najprzedziwniejsze muszle. Niecierpliwie podszedł do drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Nienawidził tego. Ślimaczy przepływ czasu napawał go wstrętem. Gdyby tak mógł go przyspieszyć! Chwile wlokły się w ospałym, żółwim tempie. Żadna siła nie była zdolna zmusić ich, potwornych i głuchych, do pośpiechu. Przeżył do końca kolejny rok. Miał go już dość. A jednak wszystko to musiało nastąpić. Czy chciał tego, czy nie – a nie chciał – miał teraz przeżyć jeszcze raz każdą sekundę, jeszcze raz doświadczyć fizycznie tego, co jego umysł wiedział już od dawna. Tak było przez całe jego życie. To przesunięcie fazowe istniało od zawsze. Gdy miał dziewięć lat, sądził, że wszyscy ludzie dwukrotnie doświadczają wszystkich świadomych chwil. Jako dziewięciolatek przeżył już lat osiemnaście. Był wyczerpany, zniechęcony, zrezygnowany. Gdy miał lat dziewięć i pół, odkrył, że jest jedynym człowiekiem dotkniętym tą przypadłością. A wtedy jego znużenie nagle przerodziło się we wściekłą niecierpliwość. Urodził się 11 sierpnia 1977 roku w stanie Kolorado. Wojna wciąż jeszcze trwała, lecz jak dotąd omijała Środkowy Zachód. Greeley w Kolorado jednak nie ominęła – po prostu nigdy tu nie dotarła. Żadna wojna nie może dosięgnąć każdej mieściny, każdego człowieka. Życie na farmie prowadzonej przez jego rodzinę toczyło się zwykłym trybem. Samowystarczalni ekonomicznie, zachowali utarty tok zajęć, nieświadomi i obojętni wobec targającego światem konfliktu. Pierwsze wspomnienia były przedziwne. Wiele lat później usiłował je rozwikłać. Senny płód doświadczał wrażeń z nie doznanego jeszcze świata. Zwinięty w kłębek spoczywał w wydętym łonie matki, otoczony wirem niepojętych i żywych fantasmagorii. W jednym i tym samym czasie leżał w jasnym świetle jesiennego słońca Kolorado, a zarazem śnił spokojnie w ciemnościach swego wilgotnego, życiodajnego schronienia. Znał grozę narodzin, zanim jeszcze został poczęty. Dla miesięcznego embrionu uraz ten należał już do przeszłości. Faktyczne narodziny nie miały dlań wielkiego znaczenia. Gdy huśtał się głową w dół, trzymany za stopy przez lekarza, był już na tym świecie okrągły rok. Zastanawiano się, dlaczego jako noworodek nie krzyczał. I dlaczego tak szybko się uczy. Kiedyś dręczyło go takie pytanie: Kiedy właściwie rozpoczęło się jego życie? Unosząc się w łonie matki, z pewnością był już żywy, świadomy swych doznań. Gdzie jednak trafiały pierwsze wspomnienia? Rok przed narodzeniem nie istniał jeszcze, nie był nawet zygotą. Elementy, z których miał powstać, nie spotkały się jeszcze. A kiedy zapłodnione jajeczko zaczęło się dzielić, fala sięgnęła już daleko poza czas narodzin: trzy miesiące w głąb gorącej, pełnej kurzu, jasnej jesieni Kolorado. Była to dlań zagadka. W końcu przestał o tym rozmyślać. We wczesnym dzieciństwie pogodził się ze swoją podwójną egzystencją, nauczył się łączyć w całość te dwa kontinua. Nie było to łatwe. Całymi miesiącami mozolnie raczkował prosto na drzwi, meble, ściany. O rok za wcześnie sięgał po łyżkę odżywki dla niemowląt. Uparcie odwracał głowę od dawno zapomnianego sutka. Ten zamęt przyprawił go nieomal o śmierć głodową. Karmiono go siłą i siłą zmuszano, by nie rozstał się z życiem. Oczywiście uznano, że jest niedorozwinięty umysłowo. Niemowlę, które sięgało po niewidoczne przedmioty, które usiłowało przełożyć rączki przez ścianki łóżeczka. Lecz gdy miał cztery miesiące, wypowiadał już pełne słowa. Sceny z dzieciństwa, utrwalone dwukrotnym powtórzeniem, nigdy nie zniknęły z jego pamięci. Teraz, gdy w białej, higienicznej celi czekał na uwalniające go dokumenty, stanęła przed nim jedna z nich. Gdy miał dziewięć i pół roku, pojawiła się pierwsza bomba wodorowa. Nie pierwsza bomba wodorowa zrzucona w czasie wojny: na całym świecie spadły ich dziesiątki. Ta pierwsza przedostała się przez złożony system ekranów chroniących serce kraju, obszary od Gór Skalistych po Missisipi