Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - Machnął dłonią, odpędzając ponure myśli. - Ale wcześniej, wtedy, żyłem całą gębą, wyrzucając sobie tylko, że już dawniej nie cisnąłem precz płaszcza mędrca-Przyjętego. Kobieta, z którą chciałem przeżyć życie, zmarła jednak, wcześniej dając mi syna... - Cień smutku przemknął po twarzy olbrzyma. - Nigdy nie mówiłem o tym, i z nikim - podjął, obrzucając wzrokiem swych gości. - Jeśli teraz mówię, to dlatego, że mój syn i ty, panie - spojrzał na Raladana - macie podobną przeszłość. Glorm, bo takie jest właściwe jego imię, także nie wie nic o swym ojcu, pochodzeniu, dzieciństwie... Gruby wyspiarz przyjrzał się swojemu dowódcy. - Człowiek długo obcujący z Szernią, nie może bezkarnie płodzić potomstwa. Chciałem oszukać Pasma. Nic z tego. Słyszeliście pewnie wiele razy o dzieciach "magów". To prawda, zawsze są inne. Czasem ułomne, czasem po prostu złe... a najczęściej właśnie - inne... Potrząsnął głową. - Też był inny - podjął po krótkiej chwili, chcąc chyba szybko zakończyć swą opowieść. - Nie mógł żyć poza granicami Obszaru... Zły Kraj był dla niego krajem dobrym. W każdym innym miejscu - umierał powoli. Wychowywałem go tutaj, próbując znaleźć sposób, który oddałby go światu. I odkryłem. Ale chłopak musiał stracić pamięć. A ja właśnie wtedy zacząłem się starzeć, z dnia na dzień. Wyprowadziłem chłopaka kilkunastoletniego, ale zrodzonego przed wiekiem, do Grombelardu, sam jednak musiałem tu wrócić, bo inaczej moja zaległa starość wtrąciłaby mnie do grobu w parę dni, podczas gdy tu, w Obszarze, możliwe było przeczekanie owego najgorszego okresu. Odebrałem od Szerni należne mi lata, a potem... to właśnie krótkie przerwy, o których mówiłem... Opuszczałem Obszar. Wtedy w Grombelardzie młody, wielki jak głaz mężczyzna spotykał czasem olbrzymiego jak on sam starca, który powiedział mu, czym jest tarsan, czym jest Szerń... ale nigdy nie powiedział, kim jest jego ojciec... Przyjęty pochylił głowę i odwrócił się. - Popłynę z wami - powiedział. - Mam już dosyć dłubania w tej księdze. Prawdę mówiąc, od lat czekam na jakiś pretekst... Jeśli nie skorzystam z tej okazji, to za parę miesięcy przekręcę się na tym siedzisku, beznadziejnie i bez sensu, tak jak żyłem... Winien jestem sobie tę szczerość. I wybaczcie mi starczą wylewność, ale z nikim tu nie rozmawiam... Aż naraz przypływają ludzie, którzy znają mojego syna... Czy istnieje los? Coś jeszcze, poza Prawami Całości, co rządzi życiem nas wszystkich? Milczeli. Przyjęty sięgnął nagle do stołu, gdzie złożył przyniesiony oręż, wziął potężną kuszę i podał Wyspiarzowi. - Masz, żołnierzu - rzekł szorstko. - Takiej nigdzie nie znajdziesz. I nie bocz się, że wyrzuciłem cię dziś za drzwi. A ty odszukasz swą małą - obiecał Raladanowi. - Ja zaś... może będąc w sercu wydarzeń, zdołam lepiej poznać działanie Praw Całości? I może wtedy wreszcie przyjdzie mi do głowy coś, co warto by tu zapisać... Z hukiem zatrzasnął księgę. Jak trumnę. 53 Po raz pierwszy spotkały się w cztery oczy. Semena chodziła po pokoju. Alida siedziała, spokojnie wybierając dartańskie rodzynki z wielkiego półmiska, pełnego wszelkich owoców. - Niemożliwe - powiedziała Semena. - Konieczne - odparła, równie lakonicznie, tamta. - Posłuchaj, pani, powstanie miało wybuchnąć... - Wiem, kiedy miało wybuchnąć. Ale wybuchnie wcześniej. I to będzie za tydzień. Jeśli utrzymamy stary termin, to będziemy mieć do czynienia z Wielką Flotą Armektu. Jedyne, co możemy zrobić, to przyspieszyć wszystko. Jest nadzieja, że pokonamy wojska prowincji, nim nadejdą posiłki. Wtedy stawimy czoło tamtym. Jeśli nie zawrócą. Doniesiono mi, że mają to być siły dość duże. Dość duże jednak dla wzmocnienia miejscowych garnizonów; zbyt małe, by samodzielnie prowadzić wojnę z całą Morską Prowincją. Jeśli zawrócą, zyskamy całą jesień, by okrzepnąć. Zgodnie z planem. - A jeśli Kirlan zdoła wzmocnić Wielką Flotę jeszcze przed nadejściem jesieni? Na przykład eskadrami dartańskimi? - No dobrze, pani. Czekam na twoje propozycje. Sytuacja jest jasna: Wielka Flota Armektu zbiera się w Banie, może już się zebrała, może już tu płynie... Co robimy? Podaj mi swój plan, przemyślimy go. Semena zacisnęła usta. Oczywiście... Cóż mogła odpowiedzieć? Jeśli powstanie miało mieć jakiekolwiek szanse, należało atakować natychmiast. Ale to musiało wpłynąć na jej prywatne plany. Oto miała uderzyć na Agary dobry miesiąc wcześniej, niż zamierzała. Dlaczego? To proste... Plan opierała właśnie na powstaniu. Oddziały buntowników zająć miały większość miast i wszystkie porty Garry. Jej przypadło w udziale jedno z najtrudniejszych zadań: opanowanie Dorony, czyli uporanie się z najlepiej wyszkolonym wojskiem na wyspie, jeśli nie brać pod uwagę setki gwardzistów w Dranie... Zakładano do niedawna, że część wojska w Doronie pójdzie za Askarem... Wierzyła, że poradzi sobie bez Askara. Potem zamierzała, przy pomocy swoich najemników, opanować zdobyte przez powstanie okręty cesarskie. Potrzebowała ich. Kupiła niedawno trzy stare holki (za złoto swego ojca), ale na jednym wciąż jeszcze wymieniano osprzęt; stał w Tarwelarze, nad Morzem Zamkniętym, a w najlepszym wypadku właśnie stamtąd wypływał... Powrotu zaś drugiego, z Dartanu, oczekiwała najprędzej za miesiąc