Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Do postaci pieśni, niewielu a zawsze powracających, z jedną twarzą, należą najprzód kochanek i kochanka, potem matka serdeczna i i macocha złośliwa i mąż czasem zazdrosny, i narzeczony Sokół jasno pióry, i brat i siostra co się kochają jak matki jednej dzieci. Czasem w dali występuje rycerz i zniknie na wronym koniku, ale to ulubiony Jasieńko, którego wzięli do wojaczki; czasem przesunie się książe, czasem stanie pan i pani, lecz to są tylko epizodyczne śpiewu postacie. W pojęciu natury pieśń polska, jak innych Słowian, pełna jest barwy i życia; zawsze obrazku, lirycznego czy dramatycznego, tłem jest las, dolina, strumień, chatka lub góra. Na odcechowanie ich nie potrzebują słów wielu: najczęściej je rysuje jeden przymiotnik, ale tak żywo każdemu staje na oczach przedmiot napomknięty, jakbyś go widział na jawie. Jest to wielką tajemnicą języka pieśni, że niczem prawie kreślić umieją, a kreślą gorąco. Nie każdy na to zdobędzie się artysta. Począwszy od skały, ruczaju i drzewa, wszystko tu żyje, sympatyzuje, boleje i raduje się z człowiekiem. Jeszcze od piersi matki nie oderwał się wychowaniec, jeszcze ona mu serdeczną piastunką, kołysze go drzew szumem, strumieni mruczeniem, pociesza słonkiem jasnem, karze zbrodnie piorunem i burzą. Chmury ciągną nad pobojowiska, pogoda świeci nad progiem chaty weselnej; nie tak jest wżyciu, ale tak musiało być w pieśni. I zwierz jest jeszcze przyjacielem człowieka, sprzymierzeńcem i rozumną istotą; przyjaciółką kukułka, gołąb, sokół jasnopióry, bocian poczciwy... co na słomianej strzesze klekocze, skowronek co za pługiem oracza lata, słowik co nocom bezsennym troski, wtóruje śpiewem pół weselnym, pół bolejącym. Spójrzcie tylko kędy krucy ciągną, gdzie wrony kraczą: pewnie tam śmierć i pogrzeb, lub usłane kośćmi krwawemi pobojowisko. Kruk pierścień Jasieńka przynosi dziewicy, kruk zdrajcy oczy wykala. Wszystko tak Boże stworzenie w tym świecie ma oznaczony charakter i czynność, a wszystko do jedności obrazu się przyczynia. Pieśń nie leci daleko: czasem wyjrzy za morze, czasem nad Dunaj szeroki, czasem siedm rzek przepłynie, ale tęskna zaraz do domu powraca, bo tylko w progu chaty dobrze jej i miło. Z pieśni ludowych najdobitniej wyróżnia się charakterem Krakowiak. Jest to przyśpiewka do tańca, dwuwierszowa, mająca to szczególne piętno, że z dwóch jej części składowych, jedna pozornie nie odpowiada drugiej, ale się obie sprzeczności węzłem, lub analogią łączą. Prawie zawsze pierwszy wiersz daleki od drugiego odbiega w lasy i góry, jakby żartował ze słuchacza; drugi za to tem żywiej pada na serce, bo już też z serca jest wzięty. Krakowiak ma częściej charakter wesoły niż tęskny, ale i w nim przy tanecznym szale, łezka często zrosi powiekę, bo u ludzi radość płacze: tak jej mało, a taka gorąca. To splątanie jakby dwóch gałęzi różnych w śpiewie Krakowiaka, ta wiązanka nieustanna dwóch różnobarwnych wstążek, stanowi jego oryginalność i piękność; forma to czysto nasza, jakiej nie znajdujemy gdzieindziej: wszystko przemawia za tem, że jest bardzo stara. Duma, mazur, wszelki śpiew nie tak formą jak treścią różnią się od innych pieśni ludowych; Krakowiak ma swą fizyognomię, do tańca doskonale dobraną, a te dwa wiersze to jak ta para tańczących, co się niby kłócą, niby gniewają, niby nie rozumieją, a przecie za ręce się pocichu ściskają. I to mu wdziękiem, że tak krótki, ucięty, zagadkowy, że z serca leci jakby się mimowoli wyrywał, jakby się wstydał za siebie. A co ustanie, to mu znowu pilno i znów rozpoczyna. Jako stary zabytek mowy i myśli, obok pieśni i podań położyćby można przysłowia