Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

W końcu przecież trafiają się chwile, kiedy ogarnia mnie tęsknota za spokojem mojej willi, z której roztacza się widok na Jezioro Albańskie, kiedy wyobrażam sobie, jak mógłbym z pożytkiem wykorzystać swe ostatnie lata, oddając się przyjemnościom literatury, filozofii i życia wiejskiego. Wszystkich nas wychowano w szacunku dla Cyncynata, który wezwany od pługa dla ratowania Rzymu po spełnieniu koniecznego zadania wraca do domu, do swego zaprzęgu wołów. A także dla Scypiona Afrykańskiego, mojego największego poprzednika w annałach rzymskiej historii, którego bohaterskie czyny dorównują wielkości osiągnięć Cezara. Po pokonaniu Hannibala i Antiocha Scypion, gardząc kłótniami i zawiścią Senatu, wycofał się do swojej wiejskiej rezydencji w Liternum w Kampanii. Bez wątpienia przykład Scypiona jest kuszący, albowiem jego cnota zapewniła mu wieczną sławę. Ale Scypion to zarazem ostrzeżenie. Podobnie jak Cezarowi zaproponowano mu dożywotnią dyktaturę. W odróżnieniu od Cezara odrzucił ją. Czy Rzym stał się lepszy z powodu tego przejawu samozaparcia? A może jest tak, że jego niechęć do przyjęcia proponowanej władzy otworzyła drogę do bezmiaru kłopotów? Cezar oprze się pokusie. Cezar spełni swój obowiązek bez względu na niebezpieczeństwa. Nie sądź, że nie jestem ich świadom. Powtarzam, co powiedziałem wcześniej. Nie możesz tchnąć życia w trupa, a Republika jest niemal trupem. Nie, ona już jest trupem. Rzym i imperium potrzebują rządów jednej osoby. Rozumiem przez to skupienie autorytetu i władzy w rękach jednego, przewyższającego innych człowieka. Nie ma znaczenia, jak się go nazywa: dyktatorem, królem, imperatorem, Cezarem, bogiem. Imiona są środkami do zaspokojenia oczekiwań tłumu. Rzeczywistość jest inna. Ci, którzy twierdzą, że przywrócenie Republiki jest możliwe, że Rzym może znowu rozkwitnąć z pomocą instytucji odpowiednich jedynie dla miasta- państwa, oszukują siebie złudnymi mrzonkami... Wstał, spacerował za moimi plecami, pogłaskał mnie po szyi, uszczypnął w ucho. - Rzeczywistość... - Uszczypnął mnie mocniej. - Czytaj, Myszo, Tukidydesa, a nie Platona, dzieła historyczne, nie filozoficzne. Właśnie odwaga w obliczu rzeczywistości odróżnia Tukidydesa od Platona. Wielki filozof okazuje się tchórzem wobec surowych wymagań realnego bytu. Ucieka w świat ideałów, dokąd notabene Cyceron podąża za nim. Ale Tukidydes zestawia fakty, wykazuje panowanie nad sobą. Dlatego zachowuje także panowanie nad faktami. Tak samo jest z Cezarem. Idealiści są bez wyjątku tchórzami, ponieważ nie biorą rzeczywistości takiej, jaką jest. Boginią Cezara jest Konieczność, w związku z tym jest ona zarazem przewodnikiem Cezara. Opuściłem go pogrążony w smutku. Był wielkim człowiekiem i zawdzięczałem mu wiele, ale im ostrzej mówił o rzeczywistości, tym mniej był zdolny do słuchania głosów, które mogły zakłócić je go samouwielbienie. Żołnierze, kto tworzy ten świat? Cezar. Czym jest ten bezmiar piasków bez Cezara? Czym jest Rzym bez Cezara? Czym jest Partia, jeśli nie spełnieniem przeznaczenia Cezara? - Jakkolwiek może się to wydać dziwne - rzekł Cyceron - Cezar nie ma żadnego zaplecza. - Co masz na myśli? Nie nadążam za tobą. - Mój kuzyn Marek Brutus zmarszczył brwi. - Żadnego zaplecza? Nie rozumiem cię. Był jak żołnierz przekraczający granicę, zagubiony, gdy tylko opuści drogę z ustawionymi na niej w regularnych odstępach kamieniami milowymi. Urządziłem niewielkie przyjęcie. Pierwotnie zamierzałem zaprosić jedynie Marka oraz jego żonę Porcję. Potem dodałem Cycerona. Uznałem, że jego niedyskrecja może odegrać pożyteczną rolę. A poza tym pomyślałem sobie, że obecność Cycerona uśpi podejrzliwość Marka co do moich motywów. Zaprosiłem też młodą żonę Cycerona, pragnąc zaspokoić własną ciekawość. Przyszedł jednak sam. Podobno poróżnili się ze sobą. Zapewne była to jedynie wygodna wymówka. - Jesteś zaintrygowany, Brutusie. - Cyceron był zachwycony dopuszczeniem go do towarzystwa. - No cóż, to oczywiste. Geniusz Cezara jest oślepiający Wszelako mam nad tobą przewagę. Znałem Cezara na długo przedtem, zanim został Cezarem, ze wszystkimi skojarzeniami, jakie wywołuje teraz to sławne imię. Oczywiście zawsze błyszczał. Jednak jego blask nie promieniował naokoło. Jest to, by tak rzec, rodzaj skoncentrowanej światłości. I gdy mówię, że nie ma on żadnego zaplecza - ciągnął dalej, nie robiąc przerwy na oddech między zdaniami, aby nie zdołano mu przerwać - mam na myśli to, że Cezar nie ma w istocie zmysłu przeszłości ani sympatii dla innego niż jego własny sposób rozumowania, ani wrażliwości na uświęconą tradycję. Być może to główna przyczyna jego sukcesu. Właśnie owa ograniczoność. To interesująca myśl, którą warto by rozwinąć. A może jest to nawet - trzeba by się nad tym zastanowić - warunek pewnego typu światowego sukcesu: aby nigdy nie rozpatrywać drugiej strony, drugiej strony zagadnienia, nie patrzeć, by tak rzec, poprzez dolinę, która oddziela teraźniejszość od przeszłości. - Nadal nie rozumiem - rzekł Marek. - Przecież Cezar zawsze mówi o swoich przodkach. - Odległych przodkach - wyjaśnił Cyceron. - Tak odległych, że aż nierealnych. Ale tradycja Republiki - ach, to jest rzeczywistość, od której woli odwrócić wzrok. Longina westchnęła. Nasze spojrzenia się spotkały. Wyobrażałem sobie, że pomyślała o tym, iż Cezar jako towarzysz przy stole był znacznie bardziej zajmujący. - Mój ojciec mawiał - powiedziała Porcja - że Cezar jest zwykłym karierowiczem, że nie dba o nic poza własną pozycją i gotów jest zrobić dla niej dosłownie wszystko. - Ależ to właśnie całkowicie potwierdza to, o czym mówię - rzekł Cyceron. - Po Marku Katonie nie oczekiwałbym, oczywiście, niczego innego jak zdrowego rozsądku i trafnej obserwacji. Cezar jest w swej istocie ograniczony. Nie przejawia żadnego z owych uczuć, które łączą ludzi ze sobą i z ich przodkami. Nie sądzę, aby Cezarowi przyszło kiedykolwiek do głowy, że społeczeństwo to rodzaj związku między żyjącymi, zmarłymi oraz mającymi się jeszcze narodzić