Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Prokurator koronny odchrząknął łaskawie… — Panie Edwardzie Sadler, był pan w dniu dwudziestym piątym maja pierwszym oficerem zacnego statku „Victoria”… Brodaty blondyn opowiedział swoją historię, starą historię o statku wiozącym ładunek kawy i barwnikowego drzewa; jak przepłynął pomyślnie koło Grań Cay—manos; jak został unieruchomiony w pasie ciszy na wprost wybrzeży Kuby na szerokości takiej a takiej, jak napadł nań czarny szkuner mieniący się meksykańskim statkiem kaperskim. Wyobrażałem sobie to wszystko. — Tu obecny oskarżony podpłynął do nas łodzią wraz z siedemnastoma Hiszpanami — mówił czystym, beznamiętnym głosem, patrząc mi prosto w twarz. Zawołałem do starego sędziego: — Wysoki sądzie… protestuję. To krzywoprzysięstwo. To nie byłem ja. To był Nichols, rodem z Nowej Szkocji. Pan Baron Garrow ryknął: — Cicho! — Twarz nabiegła mu krwią. Stary lord Stowell powiedział drżącym głosem: — Oskarżony musi respektować procedurę… — Czy mam słuchać bez słowa, jak ktoś pod przysięgą fałszywie zeznaje na moją zgubę? — spytałem. Z lodowatą godnością spowinął się w swoje szaty. — Uchowaj Boże — rzekł — ale we właściwym czasie oskarżany będzie mógł, jeśli zechce, zadać świadkowi pytania. Prokurator koronny uśmiechnął się w stronę ławy przysięgłych, po czym zwrócił się do Sadlera z wyrazem cierpliwości wystawionej na bardzo ciężką próbę. — Świadek przysięga, że tym człowiekiem był oskarżony? Blondyn skierował na mnie swoje bystre oczy. Zawołałem: — Na miłość boską, nie krzywoprzysięgaj pan. Jesteś przyzwoitym człowiekiem. — Nie, nie przysięgnę — rzekł powoli. — Zdaje mi się, że to był on. Twarz miał wtedy uczernioną, oczywiście. Kiedy go zobaczyłem w sądzie Thames, wydało mi się, że to on, a zważywszy te hiszpańskie zeznania, nie widzę, jakim sposobem mógłby nie… — Te hiszpańskie zeznania są częścią składową spisku — powiedziałem. Prokurator koronny zarechotał. — Proszę, niech pan mówi dalej, panie Sadler — rzekł. — Niechże rozwinie się przed nami pozostała część spisku. Jeden z przysięgłych roześmiał się głośno, po czym, speszony, umilkł nagle. Sadler ciągnął dalej starą historię… Słuchając go, widziałem to wszystko; tylko że zamiast mojego Tomasa ruszał szczękami i podciągał spodnie chudy Nichols o żółtej błyszczącej twarzy i kanciastych gestach, sypiący krewkimi przekleństwami. Poznawałem też jego kapryśne, bezcelowe okrucieństwo. — Miał dwa pistolety i wystrzelił z każdego po dwa razy, podczas gdyśmy na jego rozkaz podnosili balon, żeby dotrzymać tempa szkunerowi. Dwa razy strzelił do załogi. Jeden z trafionych ludzi umarł potem… Później ukazał się w dali inny statek, Amerykanin, i piraci puścili się za nim w pogoń. Sadler skończył i lord Stowell zrobił nieznaczny ruch jedną ze swoich starczych dłoni. Wyglądało to, jak by na jego pulpicie przesunęła się troszkę w moją stronę szara jaszczurka. — Oskarżony ma głos — powiedział. Zaczerpnąłem powietrza głęboko do płuc. Przez chwilę pomyślałem sobie, że mimo wszystko w tej grze jest trochę fair play — że mam przed sobą przyzwoitego człowieka o jasnych włosach i niebieskich oczach. Patrzył na mnie w napięciu; ja na niego; jak gdybyśmy mieli stoczyć zapasy o rycerski pas. Młoda panna w ławce rozchyliła usta i podała się w przód z głową lekko przekrzywioną na bok. — Pan nie przysięgnie, że to ja byłem tym… Nicolą el Escoces? — zapytałem. Patrzał mi w oczy z rozwagą; był to pojedynek między nami. — Nie przysięgnę — powiedział. — Miał pan twarz uczernioną i nie nosił pan brody. Miękki zarost pojawił się na moich policzkach podczas pobytu w więzieniu. Przesunąłem po nim dłonią i pomyślałem, że tamten wymierzył pierwszy skuteczny cios. — Proszę nie mówić „pan miał, pan nie nosił” — rzekłem. — Przysięgam, że to nie byłem ja. Czy on mówił tak jak ja? — Nie mogę powiedzieć — odparł Sadler przestępując z nogi na nogę