Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Hatchem wstrząsnął dreszcz. Spojrzał na swoje dłonie. Trzęsły s# 154 • * * Vassago był tak zachwycony swą artystyczną wizją, że opanowało go pragnienie, by dokonać całej operacji już tutaj, w barze, na oczach tłumu. Pohamował się jednak. — Więc czego chcesz? — zapytała po wypiciu następnego łyku piwa. — Od czego — od życia? — Ode mnie. — A jak myślisz? — Dreszczu rozkoszy — powiedziała. — Czegoś więcej. — Domu i rodziny? — zapytała z sarkazmem w głosie. Nie odpowiedział od razu. Potrzebował czasu do namysłu. Z nią gra nie była prosta, był to inny rodzaj ryby. Nie chciał powiedzieć czegoś niewłaściwego i pozwolić jej urwać się z haczyka. Wziął następne piwo, upił trochę z butelki. Czterech członków zespołu wspomagającego podeszło do sceny, żeby grać w czasie, gdy tamci mieli przerwę. Wkrótce rozmowa znów stanie się niemożliwa. Co gorsza, gdy zabrzmi grzmiąca muzyka, poziom energii na sali się podniesie, przekraczając poziom energii wiążącej go z blondynką. Może nie być już tak podatna na sugestię, aby razem wyszli. W końcu odpowiedział na jej pytanie, opowiedział jej kłamstwo 0 tym, co chciałby z nią zrobić: — Czy znasz kogoś, kogo chciałabyś ujrzeć martwym? : — A kto nie zna? — Powiedz, o kim myślisz? — O połowie ludzi, których w życiu spotkałam. Chodzi o jedną osobę w szczególności. Zaczęła sobie zdawać sprawę, co sugeruje. Wypiła jeszcze jeden y Piwa, przytrzymała usta i język na brzegu butelki. Co to? Jakaś gra, czy coś takiego? Tylko jeśli tego chcesz, panienko. -"- Jesteś dziwny. ~"~ Nie lubisz tęgo? "" Może jesteś gliną. """"" Naprawdę tak sądzisz? 155 Utkwiła wzrok w jego okularach przeciwsłonecznych, choć njc była w stanie dojrzeć niczego, poza niewyraźnym zarysem jego oczu za mocno przyciemnionymi szkłami. — Nie. Nie jesteś gliną. — Seks nie jest dobrym początkiem — powiedział. — Nie jest? — Na początek lepsza jest śmierć. Zróbmy razem trochę śmierci, a potem zróbmy razem trochę seksu. Nie uwierzyłabyś, jakie to się staje intensywne. Nic nie powiedziała. Muzycy wnieśli na scenę instrumenty. — Czy ten jeden, którego śmierci chciałabyś w szczególności — to mężczyzna? — Aha. — Czy mieszka w zasięgu jazdy samochodem? — Dwadzieścia minut jazdy stąd. — Więc zróbmy to. Muzycy zaczęli stroić instrumenty, choć wydawało się to czy nością pozbawioną sensu, biorąc pod uwagę rodzaj uprawianej przez nich muzyki. Byłoby jednak lepiej, gdyby zagrali coś porządnego i gdyby okazali się w tym dobrzy, gdyż był to rodzaj klubu, w którym klienci nie zastanawiają się długo, czy dołożyć członkom zespołu, gdyby im się coś nie spodobało. Blondynka zapytała — Mam trochę PCP. Chcesz wziąć trochę ze mną? — Anielski pył? On krąży w moich żyłach. — Masz samochód? — Chodźmy. Wychodząc przepuścił ją w drzwiach. — Jesteś dziwnym sukinsynem. — Roześmiała się. * • * Według budzika stojącego na nocnej szafce była pierwsza dzieścia osiem w nocy. Chociaż Hatch przespał zaledwie kilka godz"1 był teraz całkiem przytomny. Nie miał najmniejszej ochoty na set Poza tym czuł suchość w ustach. Zupełnie tak, jakby jadł piasfi*1 Musiał się czegoś napić. 156 Przyćmiona lampa świeciła wystarczająco jasno, by trafił do szafy z ubraniami i po cichu otworzył właściwą szufladę, nie budząc prZy tym Lindsey. Drżąc na całym ciele, wyjął z szuflady bluzę i naciągnął ją na siebie. Ubrany był tylko w spodnie od piżamy, lecz czuł, że cienka góra od piżamy nie stłumi dreszczy. Otworzył drzwi sypialni i wyszedł na korytarz. Obejrzał się za siebie, na pogrążoną we śnie żonę. Wyglądała pięknie w łagodnym bursztynowym świetle, ciemne włosy na białej poduszce, twarz odprężona, wargi rozchylone, jedna ręka podłożona pod brodę. Jej widok ogrzał go lepiej niż bluza. Pomyślał o latach, jakie stracili pogrążeni w żalu, i lęk spowodowany dziwnym snem odsunął przypływ skruchy. Przyciągnął ostrożnie drzwi, zamknęły się za nim bezgłośnie. W korytarzu na pierwszym piętrze panował półmrok, lecz słabe światło przenikało na schody z foyer na parterze. Przenosząc się z sofy w salonie na łoże w kształcie sań nie wyłączyli światła. Jak para napalonych nastolatków. Uśmiechnął się na tę myśl. Schodząc w dół po schodach przypomniał sobie koszmarny sen i uśmiech spełzł z jego twarzy. Blondynka. Nóż. Oko. To wyglądało tak realistycznie. Na dole zatrzymał się nasłuchując. Cisza panująca w domu była nienaturalna. Zastukał knykciem w słupek poręczy schodów tylko Po to, by usłyszeć jakiś dźwięk. Stuk wydał mu się cichszy niż powinien