Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Holly Grace przewróciła oczami na samą myśl, że Francesca miałaby cokolwiek zabić. Jeśli naprawdę trzeba by było utłuc jakieś robaki, domyślała się już, kto miałby wykonać czarną robotę. - No, to chyba problem z głowy? Teddy się obruszył. - Za kogo ty mnie uważasz? Co za różnica, kto je zabije? I tak zginęłyby przeze mnie. Holly Grace uśmiechnęła się pod nosem. Kocha tego dzieciaka. Całym sercem. Naomi Jaffe Tanaka Perlman mieszkała w uroczym domku w staroświeckim zakątku Greenwich Village. Bluszcz oplatał zielone okiennice i białe ściany domku, który kupiła, gdy kilka lat temu założyła własną agencję reklamową. Mieszkała w nim ze swoim drugim mężem, Benjaminem R. Perl-manem, który wykładał nauki polityczne na Uniwersytecie Columbia. Według Holly Grace dobrali się jak w korcu lewicowego maku. Wspierali finansowo wszelkie możliwe fundacje dobroczynne, wydawali przyjęcia, zapraszając na nie ludzi, którzy najchętniej widzieliby CIA w gruzach, i raz w tygodniu pracowali w kuchni wydającej posiłki dla bezdomnych. A Naomi nigdy nie była równie szczęśliwa. Powiedziała kiedyś, że po raz pierwszy czuje się spełniona. Naomi wprowadziła ich do przytulnego saloniku, przesadnie, zdaniem Holly Grace, kołysząc biodrami - przecież jest dopiero w piątym miesiącu ciąży. Bardzo ją lubiła, naprawdę, zaprzyjaźniły się od czasów Dziewczyny z Iskrą, ale Holly Grace nie mogła opędzić się od myśli, że jeśli wkrótce nie zdecyduje się na dziecko, będzie za późno. - - Dlatego mnie obleje z przyrody. - Teddy poszedł za Naomi do kuchni i opowiadał o nieszczęsnym projekcie. - To barbarzyństwo - stwierdziła Naomi. Mikser zawarczał głośno. - Moim zdaniem powinieneś złożyć petycję. To pogwałcenie twoich praw obywatelskich. Porozmawiam z Benem. - Nie trzeba - mruknął mały. - Już i tak mam dosyć kłopotów z tą nauczycielką. Po chwili wrócili do saloniku, Teddy z butelką soku bez konserwantów, Naomi z drinkiem dla Holly Grace. - - Słyszałaś o tym straszliwym projekcie owadobójczym u Teddy'ego w szkole? - zapytała. - Na miejscu Franceski pozwałabym szkołę, naprawdę. Holly Grace upiła łyk truskawkowego daiquiri. - Na razie Francesca ma ważniejsze sprawy na głowie. Naomi z uśmiechem odprowadzała Teddy'ego wzrokiem. Poszedł do sypialni po szachy Bena. - Myślisz, że to zrobi? - szepnęła. - Nie wiem. Kiedy ją widzisz, jak tarza się z Teddym po podłodze i chichocze jak wariatka, wydaje się to niemożliwe. Ale kiedy się denerwuje i zadziera nosa, od razu widać, że w jej żyłach płynie błękitna krew i wtedy wszystko jest możliwe. Naomi usiadła po turecku, w tej pozie wyglądała jak ciężarny Budda. - Z założenia jestem przeciwna monarchii, ale muszę przyznać, że Francesca Serritella Day Brancusi brzmi imponująco. Teddy wrócił i rozstawiał figury na szachownicy. - Skup się, Naomi. Grasz niewiele lepiej od mamy. Nagle wszyscy troje podskoczyli nerwowo, gdy rozległo się energiczne pukanie do drzwi. - Ojej! - Naomi niespokojnie zerknęła na Holly Grace. - Tylko jedna znana mi osoba tak puka. - Nie waż się go wpuścić, póki tu jestem! - Holly Grace poruszyła się gwałtownie i wylała na biały sweterek połowę daiquiri. - Gerry! - Teddy już pobiegł do drzwi. - Nie otwieraj! - wrzasnęła Holly Grace. - Teddy! Za późno. W życiu Teddy'ego było zbyt niewielu mężczyzn, by zrezygnował z okazji spotkania się z jednym z nich. Już otworzył drzwi. - Cześć, Teddy! - Gerry Jaffe przybił z nim piątkę. - Jak leci, bracie? - Super, Geny! Dawno cię nie widziałem. Gdzie byłeś? - W sądzie, smyku, broniłem porządnych ludzi, którzy odrobinę uszkodzili elektrownię atomową Shoreham. - Wygrałeś? - Powiedzmy, że to był remis. Gerry nigdy nie żałował decyzji, którą podjął dziesięć lat temu w Meksyku. Wrócił do Stanów, zmierzył się ze sfabrykowanym oskarżeniem o handel narkotykami, a gdy oczyszczono go ze wszystkich zarzutów, zapisał się na studia prawnicze