Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tak właśnie było w przypadku wynalazku Eliasa Howe - maszyny do szycia. Howe spędził wiele dni w wielkiej frustracji, nie mogąc dopra- 53 cować szczegółów niezbędnych do usprawnienia j ego prototypu. Wreszcie pewnej nocy w 1844 roku, niezadowolony ze swoich jałowych wysiłków wynalazca uraczył się bardzo wymownym koszmarem. Oto, we śnie, schwytany został przez bandę półnagich dzikusów, którzy wystąpili z następującym ultimatum: albo w ciągu najbliższej doby ukończy on swój projekt albo zginie bezlitośnie zamordowany. Mimo, że biedny Howe pocił się i stękał z wysiłku, jakoś nie był w stanie wymyślić niczego godnego uwagi. Godzina śmierci nadeszła, ciemnoskórzy wojownicy zaczęli zacieśniać krąg wokół swej ofiary, szykując się do egzekucji. Wynalazca wyraźnie widział groźne, wymalowane twarze, błyskające ostrza dzid wystawionych w jego kierunku... W pewnej chwili uzmysłowił sobie, że niebezpieczne narzędzia zbrodni mająponiżej ostrza dziwne owalne otwory. Natychmiast skojarzyło mu się to z igłą maszyny do szycia. Ależ tak! Ucho igielne nie powinno znajdować się u nasady lecz w pobliżu czubka... To proste usprawnienie wystarczyło, aby prototyp zaczął wreszcie działać. Wynalazek, jak już dziś wie każde dziecko, okazał się sukcesem a Howe mógł znowu spać spokojnym snem bez obawy, że dobrze mu życzące plemię ludobójców porwie się na jego życie. Do bardziej znanych entuzjastów marzeń sennych należał wyśmienity filozof i matematyk francuski Jean Antoine de Condorcet, współtwórca Wielkiej Encyklopedii Francuskiej. Condorcet obrał sobie ciekawy styl pracy. Jeśli jakieś wyjątkowo zawiłe kalkulacje sprawiały mu trudności, zwykle odkładał je do rana. Zamiast jednak niespokojnie rzucać się w pościeli, tak, jak uczyniłoby to wielu z nas mocując się ze skomplikowanym problemem, uczony zasypiał błogim snem niewiniątka. Z ufnościąpowierzał zagadkę swojej drzemce a ta podobno posłusznie podsuwała mu właściwe rozwiązania. Interesujące, że marzenia senne okazują się prawdziwym dobrodziejstwem także dla innych matematyków, którzy wcale nie ukrywają, że prawidłowe odpowiedzi często przychodzą do nich właśnie w środku nocy. Jedna ze znajomych mi matema-tyczek rutynowo wykorzystuje pomoc snu w swej pracy i trudno 54 jej było nawet uwierzyć, że ta świetna metoda wglądu jest powszechnie ignorowana przez specjalistów z innych dziedzin. Korzystanie z usług uczynnego Hypnosa, coś, do czego nie sąjeszcze zbyt skorzy bardziej sceptyczni i nieufni naukowcy w stylu Mitchisona i Cricka, o wiele łatwiej przychodzi braci artystycznej. Nie brak doniesień o utworach muzycznych, dziełach literackich czy obrazach, które powstały pod wpływem sennej inspiracji. Świat artystyczny jakoś nigdy nie miał specjalnych oporów przed przyznawaniem się do marzycielstwa i słuchania porad snów. Nic dziwnego, skoro właśnie te skłonności dostarczaj ą j ego przedstawicielom laurów i zaszczytów. Niejeden artysta gotów byłby pewnie zaprzedać duszę diabłu byleby tylko stworzyć unikalne i czarujące dzieło... Właśnie taka okazja nadarzyła się kiedyś osiemnaste wiecznemu kompozytorowi oraz skrzypkowi, Giuseppe Tartiniemu. Spotkał on we śnie samego Lucyfera, który, o dziwo, nie miał wobec kompozytora żadnych złych zamiarów. Ośmielony tą diabelską dobrodusznościąGiuseppe zażyczył sobie, aby władca piekieł zagrał mu coś na skrzypcach. Melodia, którą usłyszał, była tak precyzyjna i - chciałoby się powiedzieć - niebiańsko piękna, że oczarowany niąkompozytor oniemiał z zachwytu. Niestety nad ranem mimo intensywnych wysiłków udało się mu odtworzyć zaledwie jeden niewielki fragment utworu. To najego podstawie powstała słynna Diabelska Sonata, jedno z najlepszych dzieł Tartiniego. Inni kompozytorzy, choć już bez pomocy uczynnego kusiciela, równie ochoczo korzystali z dobrodziejstw przynoszonych przez drzemkę. Yincent d'Indy miał podobno zwyczaj budzenia się z mgławym wspomnieniem szybko umykających melodii, które po chwilach skupienia udawało mu się przywołać z pamięci i utrwalić na papierze. Richardowi Wagnerowi wyśniły się takty opery Trystan i Izolda oraz pomysł na uwerturę do dramatu muzycznego Das Rheingold, zaś Johannes Brahms na śnie oparł jeden ze swoich koncertów fortepianowych. Marzenia senne okazywały się inspiracją nawet dla takich mistrzów 55 pięciolinii jakAmadeusz Mozart, Ludwig van Beethoven oraz Camille Saint Saens. Mojemu przyjacielowi Walczakowi także udało się kiedyś przeżyć niezapomniane chwile triumfu z powodu sennej weny. Przyznał mi się ostatnio, że zdarzało mu się tworzyć we śnie wiersze. Jako, że nigdy przedtem nie praktykował zapisywania snów, odtworzenie tych rymów sprawiało mu początkowo wyraźną trudność. Wreszcie jednak którejś nocy w półprzytomnym stanie zwlókł się z łóżka i zapisał pamiętane strofy. Śmiem przypuszczać, że po cichu planował już wydanie ich w j akimś renomowanym piśmie literackim i nastawiał się na zebranie zasłużonych oklasków