Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

McDermott był rzecznikiem prasowym prezydenta, inteligentnym, apodyktycznym facetem, liczącym sobie trzydzieści parę lat. Powiedział Normanowi, że dopóki istnieje, jak to określił: ewentualność, postanowiono trzymać w ścisłej tajemnicy informacje o stanie zdrowia prezydenta. Pod żadnym pozorem nie wolno Normanowi odpowiadać na jakiekolwiek pytania prasy. McDermott był przekonany, że Norman docenia powagę sytuacji. Sowieci lub kto wie jacy jeszcze dranie prawdopodobnie zechcieliby wykorzystać okres słabości państwa. W grę wchodziły polityka zagraniczna 151 i bezpieczeństwo narodowe. Wyraził przekonanie, że może liczyć na pełne zrozumienie. Norman zapiął rozporek i ze znużeniem pokiwał głową. O świcie obejrzał wywołane filmy z angiografii. Wyraźne, dobrze naświetlone zdjęcia wykazywały ponad wszelką wątpliwość, że prezydent cierpi na niedokrwienie mięśnia sercowego. Niedostatek krwi wywołany zwężeniem naczyń powodował obumieranie tkanki mięśniowej. Na ekranie widać było rozmieszczone na obwodzie drzewa wieńcowego drobniutkie żyłki o średnicy stu do dwustu mikronów. Grubymi liniami znaczyły się główne arterie. Niemal wszystkie w większym lub mniejszym stopniu były uszkodzone. W wielu miejscach na ściankach tętnic nagromadziło się tak dużo płytek cholesterolu, że aż tamowały one przepływ krwi. Nadszedł czas zapłaty za lunche i obiady zjedzone w ciągu wieloletniej politycznej kariery, za wszystkie te okazje, w których obecność prezydenta dawała asumpt do przygotowywania bardziej wyszukanych, pożywniej szych potraw. Norman miał nadzieję, że angiografia wskaże mu tok dalszego działania, potwierdzi możliwość przeprowadzenia zabiegu chirurgicznego. Tymczasem stwardnienie tętnic okazało się tak rozległe, wywołane przez nie zniszczenia tak poważne, iż ewentualność interwencji chirurga zupełnie nie wchodziła w rachubę. Norman już wiedział, że tego pacjenta nie uratuje. Zgon mógł nastąpić w każdej chwili. Rola lekarza ograniczała się w tym przypadku do złagodzenia cierpień. W trakcie swej opowieści Norman po pijacku przeciągał słowa, wypowiadał jednym tchem po parę zdań, gubił się w dygresjach i powtórzeniach. Longmire słuchał go z umiarkowanym zainteresowaniem, lecz jak dotychczas nie dowiedział się o niczym, co miałoby go zwalić z nóg. Norman przepłukał gardło kilkoma łykami whisky, po czym podjął wątek. Opowiedział Longmire'owi o pamiątkowym kamieniu swego ojca, a także o tym, jak to wczoraj Filip przyleciał z Nowego Jorku i zaserwował bratu historię o uzdrawiającej mocy tego kamienia. Norman streścił przypadki Janet i Libby, po czym wyjaśnił, że okazał pewne zainteresowanie całą sprawą, żeby nie urazić brata. Klął się na Boga, że jedynie dlatego wziął kamień. Gdy tylko rozstał się z bratem, pośpiesznie wrócił do Bethesdy. Stan prezydenta nie uległ zmianie. Stopniowo serce rozreguluje się jeszcze bardziej, w końcu znieruchomieje na zawsze. Na razie środki uśmierzające zmniejszyły ból. Normanowi pozostało jedynie czekać. 152 Rzucił się na łóżko w przyległym pokoju i zaczął rozmyślać o swojej medycznej impotencji. W sytuacjach ekstremalnych był równie bezużyteczny jak ten kamień. Wydobył go z kieszeni koszuli, obrzucił obojętnym spojrzeniem. Nie miał zamiaru poddawać go jakimkolwiek próbom, chociaż zapewne pomysł zrodził się właśnie wtedy. Chyba to kwestia zmęczenia, lecz gdy wszedł do pokoju prezydenta, nie czuł się całkiem sobą. Upewnił się, czy prezydent śpi i czy w pobliżu nie ma nikogo, po czym przymocował kamień plastrem do lewego boku chorego, w pobliżu pachy, tak by nie rzucał się w oczy. Potem wrócił na łóżko we własnym pokoju. Usnął. Obudził się mniej więcej cztery godziny później i od razu poszedł do prezydenta. Najpierw zwrócił uwagę na rytm pracy serca. Równy i mocny, utrzymywał się na poziomie siedemdziesięciu uderzeń na minutę. Odczyt EKG potwierdził ogromne zmiany. Na lepsze. Normalny przebieg załamków Q i T, odcinki ST znacznie niżej niż poprzednio. Miał przed oczami EKG zdrowego serca. To było niemożliwe. Pobrał krew. Badania laboratoryjne wykazały normalny poziom enzymów osocza. W tkance mięśniowej serca prezydenta nie było żadnych zniszczeń. Ot tak, po prostu. Norman musiał mieć pewność. Przeprowadził następną angiografię, powtórzył wszystkie czynności, zużył mnóstwo taśmy, by sfilmować każdy zakątek. W trakcie badania czuł wzrastającą nadzieję. Nie było czasu na sceptycyzm czy zadawanie pytań. Wywołany film ukazał w pełni sprawne, efektywnie funkcjonujące serce i tętnice. Teraz średnica naczyń wieńcowych była nawet bardziej niż wystarczająca dla prawidłowego przepływu krwi. Co dziwniejsze, uszkodzenia mięśnia sercowego zniknęły bez śladu, nie pozostała po nich choćby najmniejsza blizna. Wyglądało to tak, jakby coś oczyściło tętnice i odbudowało serce. Tego ranka prezydent usiadł na skraju łóżka i zjadł obfite śniadanie. Szczycił się siłami żywotnymi swojego organizmu. Powiedziano mu, że diagnoza została sformułowana na wyrost, że wcale nie było z nim tak źle, jak się tego wszyscy obawiali, i w ogóle przypadłość nie wygląda poważnie. Prezydent bardzo chciał w to uwierzyć. Oświadczył, iż w ciągu dnia chciałby się przejść po oddziałach i wymienić uściski dłoni z paroma ludźmi, co często zwykł czynić. Popatrzył przy tym na Normana, oczekując sprzeciwu z jego strony. 153 Norman nie widział powodu, żeby się sprzeciwiać. Longmire parsknął śmiechem. Po chwili to samo zrobił Norman. Longmire zapytał, czy Norman rozmawiał z kimkolwiek na ten temat, na przykład z McDermottem. Nie. Czy Norman usunął kamień z boku prezydenta? Oczywiście. Dyskretnie? Jak najbardziej. Więc gdzie się teraz znajduje ów niezwykły kamień? Norman powiedział