Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– Co mi gadasz! – zawołał na to skarbnik surowo – Niemcy byli, którzy mnie chcieli ząrzezać! Słysząc to podstarości aż się cofnął o krok od niego, a na jego poczciwej twarzy niewypowiedziana wymalowała się zgroza. Lecz pomyślawszy chwilkę, przystąpił ku niemu i rzekł prawie błagalnym głosem: – Pozwól mi też, jegomość, tylko jedno słowo powiedzieć. Jestem stary, wiele już rzeczy widziałem na świecie i warto mnie zawsze posłuchać. Owo tedy jegomość masz ranę na głowie, którą, jak to pewnie już widzę, przygojono zawcześnie. Teraz się to odzywa i sprowadza panu gorączkę. Ale tego tak nie potrzeba zostawiać, bo nie każde zdrowie to zniesie. Więc 48 mnie słuchaj, jegomość, i albo daj zaraz sobie krwi upuścić i każ się zlewać zimną wodą codziennie, albo pij zioła przynajmniej, które ja zaraz zgotuję. – Ej! – rzekł na to skarbnik z goryczą – już mi też krwie upuszczono niemało... zostaw mnie tylko samego, już ja to jakoś przecierpię. Stał jeszcze staruszek przez chwilę i patrzał, a potem mu się pokłonił do kolan i rzekł jeszcze do niego: – Chciałbym też przy tym o coś jegomości poprosić. Oto dyspozytorowi naszemu, a mojemu zięciowi, dał Bóg córkę tej nocy, dziś przed wieczorem chrzcić ją będziemy; otóż prosimy jegomości, abyś nam ją z łaski swojej potrzymał. – Ja? – rzekł na to skarbnik z dziwnym na twarzy uśmiechem, – mój kochany! jam dopiero grób kopał i grzebał umarłe, a takimi rękami nie wprowadzać w świat niemowlęta. Ale kiedy chcesz tak koniecznie, to ją potrzymaj w moim imieniu, a owo masz tutaj na krzyżmo. To mówiąc dobył z biurka sakiewkę i oddał ją staruszkowi. Ten zaś, zważywszy ją w ręku i widząc, że jest zbyt ciężka, sam nie wiedział, co mówić; lecz namyśliwszy się odpowiedział: – Ej! i do czego to panu takie sobie robić wydatki? będzie to może ze sto czerwonych lub więcej... – Nie pytaj, wiele, jeno bierz i zachowaj to dla niej.. W czasach tych, których ona dożyje, będzie więcej głodnych niż sytych i nie będzie kto by je miał nakarmić. Toż i jej grosz się przyda za czasem. Idź więc, idź już, mój stary, i chrzcijcie sobie z Panem Bogiem tę dziewkę. – Kiedy już jegomość tak łaskaw – rzekł na to stary – to niech to panu Pan Bóg wynagrodzi stokrotnie. Na pamiątkę tej łaski damy jej imię Marcjanna i nauczymy ją pamiętać swojego dobrodzieja. Z wielkiej radości z powodu niespodzianego daru staruszek zapomniał całkiem o radach lekarskich, dopiero co dawanych swojemu panu, i wybiegł prędko z komnaty, a po jego wyjściu skarbnik znów zaczął się przechadzać wielkimi krokami i myśleć. Zrazu myślał on rzeczywiście nad tym, czyliby mu nie należało jąć się jakiego lekarstwa, ale niebawem już przeszedł na inne myśli i wpadł w swe zwyczajne marzenia, które o tyle więcej nabierały ognia i życia, o ile więcej dzień się chylił ku wieczorowi. Wkrótce też całkiem się zmierzchło na dworze, bo się to działo prawie w drugiej połowie adwentu, kiedy to dzień bywa najkrótszy. Ze zmrokiem przyszło chłopię służebne i nałożyło ogień wielki na kominie, i zapaliło lampkę oliwną przed obrazem Chrystusa Pana, która się tam paliła co piątek. I wyszło i cisza zaległa staroświecką komnatę jakby jaką grobową kaplicę. Skarbnik jeszcze przez jakiś czas przechadzał się po komnacie, stawał, myślał, mówił coś głosem do siebie, lecz w końcu usiadł przy kominie w swym krześle i rozłożywszy księgę, zaczął w niej szukać tego miejsca, na którym rano był przestał. A miejsce to znajdowało się w Proroctwie Jeremiaszowym w rozdziale V, które gdy poznał po założonej karcie, czytał dalej w ten sens: – „23. Lecz ludu tego stało się serce niewierne i drażniące; odstąpili i odeszli”. „24. I nie mówili w sercu swoim: Bójmy się Pana Boga naszego, który nam daje deszcz ranny i późny czasu swego, który nam strzeże zupełności żniwa naszego”. „25. Nieprawości wasze odwróciły to, a grzechy wasze zahamowały dobro od was”. „26