Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ale pojechali na ostatnie wesele, — i znów ón tam jest. A ociec ich, tych panien, podchodzi wtedy do nich i odzywa sie: „Moje córki, byliście na ćtśrech weselach; która którego sobie kawalera upatrzyła na jakim weselu, to niechaj go bierze". — Wszystkie powiedają: „Ja tego! — ja tego!" — a to wszystkie na jednego mówiły, na tego kuchcika. A ón sie na tym czwartym weselu bardzo upiuł, i gdy wrócili, nie zdążył z siebie zdjąć ubrania. Konia puścił, a sam do kuchni za piec na drwa, jako kuchcik, w tóm pieknóm ubraniu ucik. A córka najmłodsza pobiegła za nim; patrzy za piec, widzi go za piecem i poznała go, że to ten sam, że to ón co na weselu był i powieda: „Tatko! ja sobie kuchcika!" — i padła ojcu i matce do nóg, że: „ja za kuchcika pójdę". — „Idź ty! gdzie tam za kuchcika!" — odpowiedają rodzice. Pan woła na lokaja: „Idź mi zaraz, przyprowadź tego durnia!" — Przychodzi lokaj do kuchni, i woła go, żeby przyszed. A tu już ten kuchcik idzie do pana jeszcze lepij wystrojony jak sam pan. Dopiero sie pan zastanowił i mówi: „Cóż'eś ty jest za jeden, że moja córka cię polubiła?" — „Jestem pański syn!" — i wszystko jak było, opowiedział. No, do żenięcia zaraz. Wesele wyprawiają; óu jeszcze piękniej jak wprzódy ubrany. Pozjeżdżali sie na wesele panowie z całego kraju. Przyjechał także i jego ociec z matką, tego kuchcika Jak do stołu siedli, ón sobie siedział za stołem ze swoją panną-młodą. I powieda: „Moji państwo, co takiemu ojcu robić, co miał syna, i za stworzenie co je ociec w lesie zdybał i zamknął, a ten syn je wypuścił, kazał swoje dziecko, co go jedno tylko miał, stracić". A ociec słucha za stołem, i nie poznał syna. — „Pamięta ociec, co mi kazał serce wyjąć i palec uciąć", — i w tśm podnosi rękę do góry, ażeby widzieli, że nima palca małego. „A człowiek, służący mego ojca, był od niego samego lepszy, i życie mi darował". Ociec, jak to usłyszał, złapał za nóż, i przebił się na miejscu, na tśm weselu. 2. Dziad i trzej Siłacze.') Janów ordynacki. (Siłacz Żelazna - pałka zmógł brodatego dziada, i wyzwolił dwie panny. — Ptak go wynosi na wierzch. Było ich trzech braci, i wyśli sobie w drogę. Jednemu było Waligóra, drugiemu Wąż-morza, a trzeciemu Żelazna-pałka. I idą drogą, — idą, idą — i doszli do jednego dworu. W tym dworze nie było nikogo, bo był zaklęty. Ale było w nim wszystko: kasza, słonina, mięso, groch, kapusta, mąka, — wszystko co potrzebno w gospodarstwie. Dwóch poszło na robotę do łasa, — a jeden, Waligóra, został w domu, jeść gotować. Przychodzi do niego dziad; miał brody trzy łokcie, a jego samego było łokieć, i prosi go, żeby mu dał co zjeść. Waligóra dał mu barszczu na miseczkę. I kiedy sam po-szed przede wroty wyglądać za braćmi, ón dziad właz w garczek i kąpie się w tym barszczu. Ten, kiej wrócił, przychodzi do niego i mówi: — Coś ty mi dziadku zrobił, coś mi cały obiad zapaskudził ! — A dziad wyłaz z garka, i ucioł Waligórze kawałek przy-tyłka. A ci dwaj przychodzą na obiad; obiadu nima, bo dziad po-rozlśwał. I do Waligóry: — A coś ty bracie zrobił, coś objadu nie zgotował? — A ten sie tlomaczy, że: był słaby. Został nazajutrz w domu drugi, Wąż-morza, a tamci dwa poszli na robotę. Ten sam dziad nawiedza i tego drugiego, i prosi ') Lud, Ser. XIV, str. 95. 0 jaką strawę. Daje mu więc i ten drugi na miseczkę barszczu. 1 gdy Wąż-morza poszedł za wrota, wyglądać za braćmi, dziad znów właz w garczek i paple się w nim. A kiedy Wąż-morza wrócił i wyrzucał mu, że objad zapaskudził, wyleciał dziad z garka, złapał siekiery i kawał mu przytyłka uciął. Bracia przychodzą na objad, i nie dostają go; a i ten się tłomaczy, że był słaby. Na trzeci dzień zostaje w domu Żelazna-pałka. Przychodzi i teraz dziad zasmarkany i prosi o jedzenie. Dał też mu i ten trochę barszczu i wyszed. Gdy wrócił, i widzi że dziad się paple w garczku, — jak złapie dziada za brodę, tak bije i bije, — i wszczepił mu brodę w pniaka. Dziad jak się zaczął szamotać, tak broda się urwała, i dziad poleciał w studnię. Gdy bracia przyśli z lasu, dowiadują się że dziad siedzi w studni. Każą wiadro robić i łańcuch. Żelazna-pałka poszed, spuszcza się do studni i tam dziada zdy-bał. Potoje były tam w tym dworze pod ziemią. W jednym z nich dziad leżał w szafce między talerzami i dwiema pannami. One mówią do Żelazna-pałki: „Nieszczęśliwy człowieku, ón was zabije; ale gdybyście mogli go pokonać, to my mamy tu wodę, którą go będziemy oblewać, żeby dobić". I tak się stało